Ten film animowany jest na najlepszej drodze do Oscara. "Wolfwalkers" pokochają i dzieci, i rodzice

Zuzanna Tomaszewicz
"Sekret wilczej gromady" (ang. "Wolfwalkers") to bajka, której nie powstydziłby się sam Disney. Ba, można by nawet pokusić się o stwierdzenia, że to film animowany, który na tle innych piksarowych produkcji, jest powiewem świeżości. Co więcej, reżyser tego obrazu ma już na swoim koncie oscarową nominację, a jego nowe dzieło wymieniane jest wśród tegorocznych potencjalnych pretendentów do zdobycia złotej statuetki.
"Sekret wilczej gromady" można obejrzeć na platformie Apple TV. Fot. kadr z filmu "Sekret wilczej gromady"; materiał prasowy

O wilku mowa

Przed "Wolfwalkers" Tomm Moore stworzył dwie animacje, które w polskim przekładzie zawierały w tytule słowo "sekret". "Sekrety morza" z 2014 roku doczekały się nawet nominacji do Oscara w kategorii najlepszego pełnometrażowego filmu animowanego, i - podobnie jak rysunkowa przygoda "wilczej gromady" - odnosiły się do bliskiego dla twórcy irlandzkiego folkloru


W "Wolfwalkers" poznajemy ponurą historię Kilkenny - miasta leżącego na południu Irlandii i będącego miejscem, w którym wychował się sam reżyser. Moore przenosi widzów do XVII wieku, czyli do czasów, gdy purytańska armia z Oliverem Cromwellem na czele terroryzowała tamtejsze ziemie.
Fot. kadr z filmu "Sekret wilczej gromady"
Lord protektor Anglii, Szkocji i Irlandii wprowadził w Kilkenny rządy twardej ręki. Fabuła bajki dla dzieci skoncentrowała się na wątku, w którym "panujący z bożej łaski" Cromwell tępił żyjące w irlandzkich lasach watahy wilków. W tamtych czasach do Irlandii przybyło wielu angielskich łowczych kuszonych wizją zarobienia kilku funtów więcej.

I tak naszą główną bohaterką zostaje Robyn, blondwłosa córka angielskiego łowcy. Dziewczynka, tak samo jak jej tata, chce polować na (rzekomo) zagrażające mieszkańcom Kilkenny wilki. Wbrew woli ojca dziecko podąża za nim do wycinanej przez żołnierzy puszczy i tam napotyka gromadę wilków.

Jak się szybko okazuje, zwierzęta te kontrolowane są przez rudowłosą, nieco zdziczałą, Mebh. Jest ona tzw. "wolfwalkerem", czyli przewodniczką wilków. Dziewczynka żyła dotychczas w lesie razem ze swoją mamą. Ta niestety pewnego razu udała się na zwiad pod postacią wilka i nadal z niego nie wróciła. Jej ludzkie ciało spoczywa w grocie, gdzie w głębokim śnie wciąż czeka na powrót własnej "duszy".
Fot. kadr z filmu "Sekret wilczej gromady"
Mebh wraz z watahą stara się powstrzymać nikczemnego lorda protektora przed dalszym wyrębem lasu i jednocześnie próbuje ustalić, co stało się z jej mamą. Po przewartościowaniu swoich poglądów Robyn wyciąga pomocną dłoń do nowej koleżanki.

Dla każdego coś dobrego

Jak na bajkę dla najmłodszych przystało, "Sekret wilczej gromady" również przekonuje, że moc przyjaźni pokona wszelkie przeciwności losu. Ale nie tylko. Film przyjmuje także feministyczny ton, jeśli chodzi o pozycję Robyn w świecie.

Dziewczynka chce zawodowo podążać ścieżką swojego taty, ale jedyną pracą, jaką przewidziano dla kobiet w Kilkenny, zdaje się być rola praczki i służącej w pałacu lorda protektora. Każde odstępstwa od narzuconych norm karane są dybami, a w najgorszym wypadku (czego można się domyślić między słowami) nawet śmiercią. Główna bohaterka walczy z podobnym wręcz problemem, z jakim mierzyła się chociażby disneyowska Merida.

W prowadzeniu narracji niezwykle angażująca okazała się animacja, która poprzez dychotomiczny styl wskazuje nam, co jest w tym świecie złe, a co dobre. Kilkenny narysowano w dwuwymiarowej perspektywie, wykorzystując jedynie szare barwy i niekiedy krwisty kolor ognia. Miasto przypomina wyglądem średniowieczny gobelin, co już samo w sobie dystansuje widza i skłania go do kibicowania wilkom.
Fot. kadr z filmu "Sekret wilczej gromady"
Las, w którym żyje Mebh, został nakreślony w taki sposób, aby oddać pełnię życia tego miejsca. Puszcza jest kolorowa i "bawi się" animacją. Twórcy pozostawili nawet u wilków ich podstawowy szkic, który klatka po klatce wykonuje ruch jak przy nabieraniu i wypuszczaniu powietrza.

Fabuła "Sekretu wilczej gromady" jest też komentarzem poczynionym w odniesieniu do działań wykonywanych przez protestanckich kolonizatorów na irlandzkich ziemiach. Nieproszeni goście za wszelką cenę chcieli pozbawić Irlandczyków pamięci o wierzeniach - także tych mających swe korzenie w celtyckiej mitologii. Ostatnim etapem poskramiania miało być ujarzmienie wolnych wilków. Stąd wniosek, że zawsze i wszędzie znajdzie się siła, która nie podda się bez walki.

Moore powołał więc do życia historię, z której widz - czy to młody czy stary - wyciągnie więcej niż jeden morał. Do tego w tle słychać orkiestrę Bruna Coulaisa i nucącą AURORĘ. "Sekrety wilczej gromady" to po prostu piękna uczta dla oczu, uszu i duszy.

Czytaj także: Takiego serialu o miłości jeszcze nie było. "Normalni ludzie" z każdego wycisną łzy