"Zjechało 25 policjantów, spisywali gości". Tak najazd turystów odczuła karczma na Krupówkach

Katarzyna Zuchowicz
Krupówki pękające w szwach, setki interwencji policji, gigantyczne korki na zakopiance – cała Polska widziała, co w czasie weekendu działo się w Zakopanem. Prawdziwe oblężenie przeżywała też karczma na Krupówkach. Dziesiątki osób stało na mrozie, by dostać się do środka. – Sam rząd narobił zamieszania – mówi naTemat Marek Łopata, który zarządza Karczmą Góraleczka.
W pierwszy weekend po otwarciu stoków i hoteli Zakopane przeżywało oblężenie. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta

Przez cały weekend szturm turystów na Zakopane był tematem numer 1 w internecie, ale nie tylko. Przypomnijmy, to był pierwszy weekend po częściowym zniesieniu restrykcji przez rząd. Wszyscy zobaczyliśmy tłok na Krupówkach, ludzi w maseczkach i bez, raczej nikt nie zwracał uwagi na zachowanie dystansu.
– To, co widzieliśmy w relacjach z Zakopanego, naprawdę budzi przerażenie. Z wielką grozą patrzyłem na te zachowania Polaków. Bardzo nieodpowiedzialne zachowania – zareagował w poniedziałek wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.


Reakcje na zachowanie rodaków były jednak kompletnie skrajne. Do tego zachowanie niektórych policjantów również wzbudziło kontrowersje. W ogóle w miniony weekend w Zakopanem naprawdę dużo się działo.

Długa kolejka stała też przed Karczmą Góraleczka na Krupówkach, która jako jedyna w okolicy otworzyła się już 23 stycznia i od tamtej pory ciągle ma na karku policję i Sanepid. Jak przeżyli najazd turystów? Opowiada nam Marek Łopata, osoba zarządzająca Karczmą Góraleczka.
Nagrania z Krupówek przez cały weekend krążyły w internecie. Wszyscy widzieliśmy, co się działo. Jak Pan ocenia ten najazd turystów?

Moim zdaniem to jest tylko wina rządu. Jak mógł wpuścić tylu ludzi do Zakopanego w takim momencie, gdy były skoki narciarskie walentynki, otwarto stoki narciarskie i jeszcze baseny pootwierali? Tak naprawdę powinno przyjechać ok. 20 tys. ludzi, a z tego, co wiemy, było drugie tyle.

Ci ludzie przecież nie pozamykają się w mieszkaniach, bo nie po to przyjechali do Zakopanego. Skoro rząd ich puścił, to chcieli ze wszystkiego skorzystać.

Spodziewał się Pan czegoś takiego?

Przewidziałem to. Ludzie przyjechali tu, by wreszcie normalnie żyć. Tym bardziej, że rząd zapowiedział, że to otwarcie może być tylko na dwa tygodnie. Puścił ludzi na żywioł. Jestem w szoku, że puścił tłumy w jednym czasie.

To sam rząd narobił zamieszania, bo mógł to zrobić od 15 lutego – po skokach, walentynkach, otwarciu wyciągów. Sami stworzyli zagrożenie, nie ludzie. Bo ludzie są chłonni wolności. Co Pan widział, gdy wyglądał przez okno swojej karczmy?

Tłumy ludzi. Widziałem tłumy ludzi jak w okresie świątecznym i w noworocznym. Krupówki wyglądały jak w Sylwester i Nowy Rok. Ludzie bawili się, cieszyli z wolności. Takie grupy tworzyły się w dwóch, czy trzech miejscach. Szli z magnetofonem, ktoś grał na gitarze. Wokół gromadziło 20-30 osób. Nie było tak, że całe Krupówki tańczyły. Tworzyły się grupy.

Tłumy zresztą były wszędzie. I na stokach, i na Gubałówce, i nad Morskim Okiem.

Pana karczma mimo zakazu, była otwarta. W czasie weekendu stała przed nią ogromna kolejka, to również widzieliśmy na nagraniach. Ile osób czekało na zewnątrz?

Cały czas mamy kolejkę, w poniedziałek też. W czasie weekendu stało w niej średnio od 10 do 50 osób. Jak długo trzeba było czekać, żeby wejść do środka?

Około 30 minut. Stoliki są 5-6 osobowe, więc szybko idzie. Mamy ponad 200 miejsc, ale część stolików jest wyłączona, zachowuje reżim sanitarny, stąd ta kolejka. Nie wpuszczamy gości na żywioł. Wszyscy muszą czekać, żeby czuć się bezpiecznie.

Co na to goście?

Nie marudzą. Śmieją się, bawią, piją wino grzane i czekają. Nie narzekają, wręcz przeciwnie. Cieszą się, że mogą usiąść i zjeść. Czekają tak, jak za czasów komuny. Pan otworzył karczmę już 23 stycznia i natychmiast ustawiła się długa kolejka. Pytanie retoryczne, ale zapytam, dlaczego?

Nie chcieliśmy mieć nikogo na sumieniu, bo musielibyśmy wszystkich zwolnić. A ludzie nie mają na chleb, na wodę, boją się, że odetną im prąd, gaz. Gdy otworzyłem karczmę, jedna osoba nie miała za co potem wrócić do Nowego Targu. Chciała iść na piechotę 30 km.

To są naprawdę tragedie ludzkie. To nie jest moje widzimisię, że otworzyłem lokal. To rząd zmusił mnie do tego, bo nie dał mi żadnego wsparcia.
Karczma jest jedyną restauracją na Krupówkach, która jest otwarta?

Jestem jedyny i kawałek z boku, przy ulicy Witkiewicza, otwarta jest pizzeria Jaga. Nikt się nie otworzył, bo wszyscy dostali olbrzymie wsparcie z rządowej tarczy.

Tylko my zostaliśmy pominięci, bo otworzyliśmy się w 2020 roku. Żeby coś dostać powinniśmy otworzyć się w 2019 roku. Dlatego nie mieliśmy wyboru. Co na to policja i inne służby? Sądząc po zdjęciach, wczoraj karczma była oblężona przez policję.

Wczoraj zjechało do nas 25 funkcjonariuszy policji razem z Sanepidem. Osobiście przyjechał też komendant policji i pani dyrektor sanepidu. To jest jakiś absurd. Za nasze pieniądze, podatników? Przecież ja nie stwarzam żadnego zagrożenia, nie jestem żadnym terrorystą, żeby nas takie służby odwiedzały. W ubiegłym tygodniu złożyliśmy dyrektor Sanepidu wizytę, że nie działa zgodnie z ustawami i konstytucją, że to jest nieludzkie traktowanie. W tym tygodniu byli jeszcze dwa razy – w środę i w niedzielę. Do pani dyrektor nie dociera, że my działamy zgodnie z prawem. Że zgodnie z konstytucją nie można nam zabronić prowadzenia działalności gospodarczej.

Czuję się bardzo nękany przez tę instytucję. Nikt w Polsce nie miał tylu kontroli, co ja.

Czyli?

5 kontroli z policji, Sanepidu i Państwowej Inspekcji Handlowej.

Narzucano już Panu jakieś kary?

Wszystko jest w toku postępowania administracyjnego. Mam prawników, procedury trwają.

Jak wyglądała niedzielna akcja policji?

Nie chcieli się przedstawiać. Czynności trwały ponad dwie godziny. Policjanci wchodzili dużymi grupami i legitymowali gości. Po 5-6 policjantów przy jednym stoliku. Traktowali gości jak przestępców. To było bardzo słabe i bardzo nieprzyjemne. Zrobili taką pokazówkę, że w głowie się nie mieści. Powinni bronić praw obywateli, a nie szykanować ich.

Jak reagowali goście?

Byli zbulwersowani postępowaniem władz. Natomiast bardzo nas wspierają, cieszą się, że mogą przyjść, usiąść i zjeść jak ludzie w cywilizowanym świecie. Widać, że czekali na otwarcie karczmy. Gdyby nie było bezpiecznie, nikt by do nas nie przyszedł. Kto do nas przychodzi? 99,9 proc. to rodziny, które spędzają ze sobą całą dobę.

Karczma Góraleczka to największa restauracja na Krupówkach?

Za taką jest uważana. Jest jedną z większych, mamy ponad 200 miejsc. Są też inne restauracje podobne wielkościowe.

Jakie środki ostrożności obowiązują w środku?

Część stolików jest wyłączona, pomiędzy stolikami mamy plexi, goście wypełniają oświadczenia covidowe. Są środki do dezynfekcji rąk i stolików, pracownicy średnio co 2-3 godziny zmieniają maseczki. Mierzymy gościom temperaturę. Personel jest przeszkolony w sprawie Covid-19. Zabezpieczyliśmy się optymalnie, żeby każdy dobrze się czuł.

W sierpniu, gdy Zakopane było w czerwonej strefie, również mieliśmy plexi, a goście wypełniali oświadczenia covidowe. I to wszystko mogło wtedy funkcjonować. A teraz nie może. To jest absurd.