"To jawna kradzież!". Świerzyński stanie przed sądem za "chińską mistyfikację"?
Sławomir Świerzyński jeszcze do niedawna ogłaszał, że jego zespół jest bardzo znany w Chinach i sprzedał tam 67 mln płyt. W listopadzie 2020 roku wyszło na jaw, że zapewnienia muzyka są dalekie od prawdy, a jego czeka, jak podaje "Gazeta Wyborcza", proces za "jawną kradzież praw autorskich i mistyfikację".
Chińska mistyfikacja Bayer Full
Chińska kariera Bayer Full "zaczęła się" 11 lat temu. W 2010 roku polskie media ogłosiły, że znany zespół disco polo wyruszy w trasę po azjatyckim kraju. Sam Świerzyński opowiadał w wywiadach, że "Chińczyków rajcują się jego piosenki", a on jest traktowany "jak dziecko cara". To również z jego ust dowiedzieliśmy się o milionowym nakładzie płyty.Pomysłodawcą zorganizowania koncertów w Chinach był sinolog i korespondent w Pekinie, Krzysztof Darewicz. Według planu cały koncert zespołu miał być zaśpiewany po chińsku − na żywo i na pamięć. Tyle że do występów nigdy nie doszło, a Bayer Full nagrał zaledwie materiał promocyjny. Świerzyński jednak dalej powtarzał, że Chińczycy kochają disco polo.
– Te płyty Świerzyński sprzedaje od dziesięciu lat w Polsce. Nagranym na nich w języku chińskim piosenkom przypisuje sobie autorstwo. Chciałbym tym procesem położyć wreszcie kres nie tylko tej jawnej kradzieży praw autorskich, ale też kreowanej przez Świerzyńskiego od lat mistyfikacji o jego rzekomo zawrotnej karierze w Chinach i milionach sprzedanych płyt – opowiada "Gazecie Wyborczej" Krzysztof Darewicz.Może cię zainteresować także: Bayer Full. Ten film pokazuje, jak naprawdę wyglądał podbój Chin przez "cesarza disco polo"
Mężczyzna utrzymuje, że nie tylko napisał chińskie wersje polskich hitów Bayer Full, ale również uczył członków zespołu, jak je poprawnie zaśpiewać. Podkreśla, że owszem, koncerty były planowane, jednak nie było mowy o wydawaniu płyty.
Problemy zaczęły się jeszcze przed wyjazdem: muzyk opowiadał o wielkim sukcesie i podbijaniu Chin, a na kilku "próbnych" występach w Polsce kaleczył utwory. Darewicz upominał, że "przebieranki w obciachowe stroje, śpiewanie z kartki i dowcipy o teściowej w Chinach nie przejdą".
Ostatecznie żadne koncerty w Chinach nie miały miejsca, żadne płyty nie zostały sprzedane. – Usłyszałem od niego na odchodne, że więcej zarobi w Polsce na tej chińskiej ściemie. Bezczelnie odsłonił swoje prawdziwe oblicze. Od tamtej rozmowy więcej nie mieliśmy ze sobą bezpośredniego kontaktu – stwierdził Darewicz.
Sprawa Świerzyńskiego trafi do sądu?
Na tym jednak znajomość mężczyzn się nie kończy. Płyta z chiński wersjami stworzonymi przez Darewicza została bowiem wydana w 2011 roku, a następnie w 2013 roku pojawiała się w zmienionej wersji, nie w Chinach, a w Polsce. Na okładce, którą również zaprojektował Darewicz, brakuje informacji o autorstwie. A mężczyzna utrzymuje, że nie wydał zgody na obrót piosenkami.Sławomir Świerzyński w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" zapewniał, że "płyta nie była wydana w Polsce" i że w celach promocyjnych nagrano kilka egzemplarzy. Muzyk wskazuje, że można kupić jednie nośniki MP3 przez firmę DiscoKoncerty.Firma twierdzi, że nie zarządza chińskimi wersjami zespołu Bayer Full. Sam Świerzyński bagatelizuje sprawę, nie zaprzecza jednak, że na piosenkach zarabia. Darewicz utrzymuje natomiast, że wykonał nie tyle pracę tłumacza, ile jest twórcą oryginalnych tekstów dostosowanych do kultury innego kraju. I zapowiada zgłoszenie sprawy do sądu.
źródło: Gazeta Wyborcza