Pokrzywdzony przez ks. Dymera: Katolicka psychiatra powiedziała, że połowa winy należy do mnie
Mężczyzna, który został pokrzywdzony przez księdza Andrzeja Dymera, udzielił wywiadu "Gazecie Wyborczej". Stwierdził, że poczuł ulgę po śmierci duchownego, gdyż ten był mściwy, więc bał się go. Wyznał także, że pomagała mu katolicka psychiatra. W trakcie terapii połowę winy przerzucała na niego.
– Powiedziała, że połowa winy należy do mnie, a połowa do Dymera, że zgrzeszyłem razem z księdzem, że mogłem uciekać. Bardzo mnie to zabolało. Ale ufałem jej, wydawało mi się, że wie, co robi, w końcu była wykształconym psychiatrą – powiedział Bożydar – takie imię przyjął na potrzeby wywiadu.
– Zaprosiła mnie do swojego domu. Poznała mnie ze swoją rodziną. Podsyłała mi ludzi, którym trzeba było pomóc finansowo. Uznała, że terapią jest pomaganie innym, którzy radzą sobie gorzej ode mnie. Dawała mi listę ludzi, którym miałem przelewać pieniądze. Przelewałem. Po kilkaset złotych. Niektórym kilka tysięcy. Zrezygnowałem z jej porad, bo zaczęło mi przeszkadzać, że traktuje mnie interesownie – wyznał mężczyzna.
Kobieta próbowała się z nim kontaktować, ale ten zablokował jej numer. Wyznał dziennikarzom, że poczuł ulgę po śmierci księdza Dymera. Twierdzi, że duchowny był mściwy, a on bał się go. Teraz zaś już nie musi się bać.
Bohater rozmowy księdza Dymera poznał w latach 90. Był wtedy ministrantem, miał 17 lat. Duchowny molestował go. Po tym zdarzeniu mężczyzna wielokrotnie myślał, żeby się zabić.
Przypomnijmy, że wyrok ws. księdza Dymera zapadł, ale sąd nie ujawnił jego treści. Duchowny zmarł w połowie lutego. źródło: "Gazeta Wyborcza"