"Stworzyli klasę nadpanów". Przedsiębiorcy skrzykują się na "narodową blokadę schodów Jarosława"
– Chcemy zwrócić uwagę na zawłaszczenie przez polityków całego kraju, zaczynając od spółek Skarbu Państwa. Proszę zobaczyć: hotel ojca Rydzyka, który jest powiązany z rządzącymi, może przyjmować gości, nasze nie. Restauracja i hotel sejmowy mogą działać, nasze nie. Oni stworzyli klasę "nadpanów”, uważają, że państwo jest ich i mogą robić, co chcą – mówi nam Krzysztof Łukowicz, właściciel klubu "Wolność", organizator wydarzenia "Narodowa blokada schodów Jarosława!", które zaplanował na 10 kwietnia przy placu Piłsudskiego w Warszawie.
Krzysztof Łukowicz: – Nie chcemy Jarosławowi Kaczyńskiemu zabierać tego pomnika, ale chcemy pokazać, że te schody są symbolem zawłaszczenia Polski przez polityków. Jarosław Kaczyński uzurpuje sobie prawo do monopolu na składanie tam wieńców, nie pozwala tego robić innym osobom, np. panu Zbigniewowi Komosie.
Chcemy, żeby on również miał okazję położyć wieniec przed pomnikiem. Bo prezes PiS w niczym nie jest lepszy, "jego ból nie jest większy niż nasz”.
Czyli tym razem nie chcecie zwrócić uwagi na trudną sytuację przedsiębiorców?
Nie, chcemy zwrócić uwagę na zawłaszczenie przez polityków całego kraju, zaczynając od spółek Skarbu Państwa. Proszę zobaczyć: hotel ojca Rydzyka, który jest powiązany z rządzącymi, może przyjmować gości, nasze nie. Restauracja i hotel sejmowy mogą działać, nasze nie. Oni stworzyli klasę "nadpanów”, uważają, że państwo jest ich i mogą robić, co chcą.
Jak będzie wyglądała manifestacja? Zgłosiliście już wydarzenie?
Na ten moment mamy oficjalnie zgłoszone trzy wydarzenia. Zobaczymy, czy na ich organizacje zostanie wydana zgoda. Wszystkie mają odbyć się 10 kwietnia w promieniu 100 metrów od pomnika przy pl. Piłsudskiego, ponieważ właśnie tam organizowane są cykliczne, prywatne wydarzenia Jarosława Kaczyńskiego.
I mamy zamiar zjawić się tam wspólnie z góralami, kibicami, przedstawicielami wielu organizacji. Nie chcemy dopuścić Jarosława Kaczyńskiego do schodów. Zależy nam też na tym, by pan Komasa w tym roku mógł złożyć kwiaty przed pomnikiem.
Nie mamy zamiaru bić się z policją. Ale funkcjonariusze będą nas siłowo wyciągać z kordonu albo nie przejdą. Nie damy Jarosławowi Kaczyńskiemu dojść do schodów, ustawimy się przy pomniku wcześniej i nie przepuścimy prezesa PiS.
Pod respiratorami jest coraz więcej młodych ludzi, szpitale są obłożone. Nie obawiacie się manifestować w tym czasie?
Obostrzenia nałożone przez rząd kończą się 9 kwietnia, czyli na dzień przed rocznicą katastrofy smoleńskiej. Specjalnie tak to partia ułożyła, by Jarosław Kaczyński mógł tam sobie zorganizować obchody. To kolejny przykład na to, że wszystko organizują pod siebie. Nie dla dobra kraju.
Czytaj także: Rocznica smoleńska dzień po lockdownie. Przypadek? Wiceminister z PiS: "Niech sobie myślą co chcą"
Poza tym – wbrew temu – co mówi pan Sasin, są badania, z których wynika, że na świeżym powietrzu, zachowując odstęp, jest mało realne, by zakazić się wirusem. Pamiętajmy, że wciąż bardziej prawdopodobne jest zakażenie się w kościele czy sanatorium.
To zresztą kolejny przykład zawłaszczania państwa przez PiS. Trochę na zasadzie: nasi wyborcy są lepsi i będą lepiej traktowani, mogą i do kościoła, i do sanatorium. Natomiast ty jesteś gorszy, bo na nas nie głosujesz i do hotelu nie będziesz sobie jeździł.
Nie obawiacie się, że taka manifestacja może urazić uczucia niektórych Polaków?
Nie mamy zamiaru bezcześcić pomników, nie robimy tego na złość Jarosławowi Kaczyńskiemu. Chcemy dać normalnym ludziom możliwość złożenia tam wieńców. My zapewne też to zrobimy. Niech ta katastrofa nie będzie wyłącznie sprawą Jarosława Kaczyńskiego. To nie są jego obchody.
Zmieniając wątek: jak wygląda w tej chwili pana sytuacja? Sanepid umorzył i cofnął kary, natomiast usłyszał pan zarzuty z Kodeksu karnego.
Zacznę od dobrej informacji: zostały cofnięte wszystkie decyzje i prawdopodobnie w ten weekend otworzę pub. Czekam na uchylenie decyzji pani prokurator. W tym tygodniu powinien być w tej sprawie wyrok sądu.
Ile pan stracił na zamknięciu biznesu? Zdaje się, że pan świeżo co otworzył lokal i zaraz musiał go zamknąć?
Tak, otworzyłem pub i po trzech miesiącach musiałem go zamknąć. Była to wielomilionowa inwestycja: leasingi, kredyty, towar, który się przeterminował, o wartości 60 tys. zł. Na tę chwilę straciłem między 600 a 750 tys. zł. Do tego dochodzą koszty miesięczne i ten dług się powiększa przez cały czas.
Czy przedsiębiorcy – w tym pan – podniosą się się po lockdownie?
Cały czas mamy wrażenie, że jesteśmy zakładnikami złej decyzji rządu, czyli niewprowadzenia stanu wyjątkowego, na co zdecydowano się w większości krajów Unii Europejskiej.
Gdyby i u nas ogłoszono stan wyjątkowy, to wiele rzeczy by się zmieniło. Sanepid nie byłby znienawidzony, podobnie policja, przedsiębiorcy dostaliby koszty bieżące, nie byliby bankrutami i wirus by się tak nie rozprzestrzeniał, ponieważ ludzie rozumieliby powagę sytuacji.
Stan wyjątkowy brzmi jednak inaczej niż rozporządzenie. Ludzie nie lubią narzucania czegoś, o czym wiedzą, że jest nielegalne. Świadczą o tym dziesiątki wyroków sądów. Moim zdaniem PiS zabił wielu ludzi tą decyzją. To przez kombinatorstwo PiS sytuacja jest tak trudna.
Przedsiębiorcy plajtują jeden za drugim. Wiemy o kilkunastu przedsiębiorcach, którzy popełnili samobójstwo. Myślę, że 40-50 proc. z nas nie podniesie się po tym kryzysie.
Nawet jeśli branża się otworzy, to nie oszukujmy się, klientów będzie mniej.
Nie obawia się pan, że organizacja takiego wydarzenia może zaszkodzić pana biznesowi?
Poszedłem na otwartą wojnę, wiem, że prawo jest po naszej stronie, o czym świadczą decyzje sądów. Wiadomo, że rząd naciska na organy ścigania. Wiem, że prokurator, która wydawała decyzję w mojej sprawie (dozór policyjny i decyzja o całkowitym zakazie korzystania z klubu "Wolność" – red.), była zażenowana. Policja, jak usłyszała o zarzucie z art. 165. KK, to się śmiała. Wszyscy o tym wiedzą, natomiast mają naciski z góry.
Rząd narzucił funkcjonariuszom i urzędnikom takie, a nie inne zachowanie, a oni potulnie to wykonują.
Nie boi się pan?
Absolutnie nie, działam w granicach prawa. I wiem, że to ja mam rację. Na pewno jakoś się na mnie zemszczą, pewnie będą wysyłać do klubu organy ścigania. Ale nie boję się, będę tam w doborowym towarzystwie.
Czytaj także: "Jak nie przetrzymam, to jest po życiu moim i dzieci". Oto 8 przedsiębiorców, których niszczą obostrzenia