Karyniada handlu drobnego. O tym, jak Polki rzuciły się na Vinted i co z tego wyszło

Helena Łygas
Na straganie w dzień handlowy takie słyszy się rozmowy: "Jaki przykład dajesz swojemu dziecku!?", "Pilnuj swojego tyłka!", "Nie podaruję tej larwie". W tym tonie konwersują sobie Polki o nieudanych zakupach na Vinted. Skala emocji, jakie potrafią wywołać używane sukienki po 20 złotych, bawi i uczy. Na przykład tego, że w przypadku "wyprzedaży szaf" na baczności powinni mieć się tak sprzedający, jak kupujący.
Vinted rośnie w siłę, ale oprócz kupujących i sprzedających przybywa też oszustów fot. Unsplash / steegar
Vinted działa w Polsce od ładnych paru lat, ale dopiero w pandemii "Allegro z używanymi ciuchami" zyskało powszechną rozpoznawalność.

Byznes is byznes

Oprócz prostej metody pozbycia się nieużywanych ubrań i obkupienia się bez wyrzutów sumienia, Vinted stało się też miejscem, gdzie kwitną drobne cwaniactwa i bezczelne przekręty w starym, dobrym stylu Januszy Biznesu. A że użytkowniczkami są w lwiej części panie, trafniejszym określeniem byłaby tu chyba "karyniada handlu drobnego".

Klasycznym numerem tej formacji jest wykorzystywanie tzw. portfela Vinted. W ramach tego narzędzia zdeponowane przez platformę środki kupującego mogą być przekazane sprzedającemu dopiero po dostarczeniu przesyłki, a więc (jak się zaraz okaże czysto hipotetycznie) są chronione. Zdarzają się opowieści o jego "nagłej awarii", ale też rzewne / dziwne historie usprawiedliwiające żądania przelewu Blikiem z użyciem jedynie numeru telefonu sprzedającego.


Zresztą ominięcie wspomnianego "portfela" może wydawać się atrakcyjne i kupującemu. Oszczędza w ten sposób bajońską sumę. Całe 2,90 zł prowizji dla Vinted obejmującej też 5 proc. ceny przedmiotu. Jak się można domyślić, sytuacji spod znaku "pieniądze przelane, paczki brak" nie należą tu do rzadkości.

Karyniada zdarza się rzecz jasna i u wśród nabywczyń, które do swoich niecnych celów także wykorzystują wspomniany już "portfel Vinted".

Okazuje się na przykład, że chodzenie w równiutko ponacinanych nożyczkami adidasach nie jest problemem, jeśli da się w ten sposób odzyskać pieniądze. Kreatywnie uszkodzone produkty po zwrocie pieniędzy osobie kupująco-uszkadzającej, do pierwotnych właścicieli raczej już nie wracają.

Najlepsze handlary-szachrajki idą jeszcze dalej. Przykładowy przepis: kupujesz kosmetyki i przelewasz pieniądze Vinted. Po odebraniu przesyłki wszczynasz za pośrednictwem platformy oficjalny spór ze sprzedającą.

Wystarczy napisać, że zakupiony krem był wcześniej otwierany i załączyć stosowne zdjęcie. Platforma zamiast przelać pieniądze sprzedającemu, zwraca je tobie. Wystawiasz te same kosmetyki na sprzedaż i to jeszcze z narzutem. Ot nowa, pandemiczna przedsiębiorczość kobiet.

Z ziemi chińskiej do Polski

Na platformie grasuje też szajka polsko-chińskich bizneswomen. Nowe członkinie dołączają do niej z przypadku. Dzień jak co dzień – Karyna buszuje po Aliexpress i przeżywa nagłe olśnienie. Przecież takie same kolczyki widziała ostatnio w sklepie młodej, polskiej marki! Tryby pokoleniowego cwaniactwa powoli, powoli zaczynają się obracać. Oto ma przed sobą biznes życia.

Żeby zarobić, trzeba jednak najpierw zainwestować. Karyna kupuje więc oryginalne pozłacane kolczyki za trzy stówki i zamawia partię "replik" po kilka złotych prosto z Chińskiej Republiki Ludowej.

Na Vinted wstawia zdjęcie oryginału i pisze: nietrafiony prezent, znana marka, noszone kilka razy, pudełko zgubiłam. Cenę ustala okazyjną, bo i trzy razy niższą niż w sklepie. Sprzedawczynią jest przykładną. Odpisuje grzecznie, wysyła terminowo, pakuje starannie. Interes polsko-chiński idzie wspaniale.

Czasem zdarza się jednak, że któraś z zadowolonych klientek zajrzy na profil Karyny z sentymentu. A tam znów "nietrafiony prezent" i to w dodatku ten sam, który odkupiła od niej miesiąc temu. 40 razy dostać taką samą parę kolczyków – to musi być fatum. Na szczęście zawsze można odsprzedać.
Czytaj także: Jak zarobić średnią krajową na Vinted? Wystawiłam ubrania i... wyszło inaczej, niż się spodziewałam

Wielogroszowe oszustwa


Trudno powiedzieć, jaka jest skala mniejszych i większych numerów z rodzaju. Jednak myliłby się ten, kto uznałby, że po drugiej stronie transakcji znajdziemy jedynie polecane Allegrowiczki (Vintedżanki?).

Przykładowo. Pozbywasz się zalegającego worka z ciuchami, ale że nie lubisz wyrzucania rzeczy na śmietnik, chcesz dać im drugie życie. Wystawiasz po symbolicznych cenach – 3, 4, 5, 6 złotych.

Droższa jest już przesyłka, a wszystkie ubrania trzeba jeszcze wyprać, wyprasować, zapakować i nadać w paczkomacie. Czas to pieniądz – mówią – ale przecież robisz to dla idei, a nie dla zarobku.

Miła pani kupuje za małe na ciebie legginsy z sieciówki. Cena okazyjna: 4 złote. Trzy dni później twój nick z Vinted trafia na grupy i fora z łatką "oszustka". Miła pani dopatrzyła się dwumilimetrowej, niespieralnej plamki, a przecież określiłaś stan przedmiotu jako "bardzo dobry". Zarzeka się też, że nie chodzi o pieniądze, ale o ideę.

Niestety ideologicznie się rozmijacie. W tym przypadku nie chodzi o zero waste, ale o "tępienie kłamliwych larw". Twoje konto zostaje zablokowane.

Inna sytuacja. Klientka pisze: "Proszę o wystawienie rowera na OLX, dziecku pokazałam i taki chciało" (chodzi o uniknięcie dodatkowych kosztów Vinted).

I dalej: "Nie odzywa się pani, więc zgłaszam jako oszustkę. Zaproponowałam możliwości przekazania rowera, ale pani zdaje się niepoważna, by cokolwiek sprzedawać!"

"Roweru" został sprzedany już wcześniej, ale skoro bąbelek potencjalnej kupującej chciał właśnie taki – jesteś oszustką i złodziejką.
Czytaj także: Najdroższa rzecz w szafie: płaszcz za 1400 złotych. Na osiedlowych śmietnikach można wykopać perełki

"Perfum Gate"


Skrajne emocje budzi na jednej z grup poświęconych Vinted "Perfum Gate". W skrócie: jedna pani sprzedała drugiej pani tytułowy "perfum". Flakon przyszedł jednak pusty, a przynajmniej tak wynika ze zdjęć kupującej. Tyle że sprzedająca zarzeka się, że pusty nie był. Jej zdaniem kobieta miała te perfumy wcześniej i wysłała zdjęcie pustej butelki, żeby zjeść ciastko i mieć ciastko (czyt. zdobyć "perfum" i odzyskać pieniądze).

Po idących w setki komentarzach z materiałem dowodowym i próbami dojścia, kto tu kłamie, nowa posiadaczka perfum (lub tylko flakonu) wylatuje z grupy. Do akcji wkracza jednak jej siostra. Zarzeka się, że "Perfum Gate" trafił już na policję, a jeśli funkcjonariuszom nie uda się odzyskać drogocennego płynu i pieniędzy (100 złotych), sprawa trafi do sądu.

"Dobrze czytacie! Pójdziemy się sadzić! Za jedna butelkę perfum! I to nie z pazerstwa, a żeby sprawiedliwości stało się za dość! Tak się składa, że mąż jest prawnikiem!".

Mąż-prawnik nie robi jednak widać pożądanego wrażenia, bo dyskusja trwa dalej w najlepsze: "Żal.pl. Dużo ci zapłaciła oszustka za krycie ? Nie przejmuj się, ty również bekniesz...", "Bez dowodów żadnych konsekwencji nie poniesie, mąż cie o tym nie poinformował???", "Za to ty poniesiesz za hejt i obrażanie. Prawo skończyłaś, ze taka pewna siebie jesteś?", "Wara od mojego męża. Pilnuj swojego tyłka!", "Wstydzić to powinna się pani Monika. Jaki przykład daje swojemu dziecku!?", "Nie ujdzie wam to na sucho". Najlepsze kawałki tej wymiany zdań na kilkanaście głosów długo można by jeszcze cytować.
Czytaj także: Pandemia przewietrzyła nasze szafy. Polki masowo pozbywają się swoich ciuchów na Vinted

Vinted CSI


Łapaczki okazji posuwają się też to praktyk zgoła detektywistycznych, choć trudno powiedzieć, co mających na celu. Na przykład: zakładają dwa konta na portalu i z obu piszą ze sprzedającą o butach.

Tajna agentka "A" prosi o przetrzymanie czółenek do jutra. Tajna agenta "B" w tym samym czasie (szpiedzy korzystają widać z dwóch kart przeglądarki) mówi, że chce je kupić.

Gdy bogu ducha winna sprzedająca odpisuje, że zarezerwowała je pani "A" i mogą wrócić do rozmowy jutro, pani "B" mówi, że potrzebuje ich natychmiast i podbija cenę dwukrotnie.

Sprzedające pisze więc do tajnej agentki "A" o nowej ofercie. Potencjalna kupująca postanawia nie odpisywać przez kilka godzin z pierwszego konta, za to ponaglać sprzedającą z drugiego. Pod wieczór dziewczyna godzi się sprzedać buty (w końcu to tylko stare czółenka i nie liczyła, że ktoś da za nie 100 złotych).

"Zdemaskowałam cię oszustko" – wyjawia nasza agentka. Od dwulicowych bab butów kupowała nie będzie.

Dziwaczne? A pewnie, jeszcze dziwniejsza jest jednak liczba kobiet, które tymi sporami żyją. Tysiące Polek poświęcają swój wolny czas, żeby kłócić się z obcymi kobietami, czy na zdjęciu z Vinted widać plamkę, czy też nie.

Tropią oszustki, doszukują się szachrajstw tam, gdzie ich nie ma, a wszystko to w skrajnych emocjach: "ja to bym cię wyśmiała, jak byś chciała zwrot kasy za takie przetarcie!" – pisze w dyskusji na kilkadziesiąt komentarzy jedna z pań i żeby zilustrować targające nią uczucia dodaje gromkie "hahahahahahahhahahahahhahahahaha".

Innej chce się płakać, bo tak czekała na bluzeczkę, a bluzeczka ma przy wszyciu metki mikroskopijne rozdarcie. Jacy to ludzie są dziś nieuczciwi! Oszukują za głupie 20 złotych.

Że ludzie są dziś raczej upierdliwi i oczekują butikowej jakości po starych ciuchach, jakoś mało której przychodzi do głowy. Za "głupie 20 złotych" Polki piszą litanie do Vinted, straszą się policją, wikłają się w wielogodzinne dyskusje na grupach i forach.

Paranoicznego lęku przed "byciem oszukaną" nie imają się nawet superokazje. Kupujesz kilka razy używaną lokówkę z wymiennymi końcówkami. Cena sklepowa: ponad 200 złotych. Dostajesz ją za 80, ale że jedna z końcówek nie działa (a przecież każda z nas musi mieć możliwość zakręcenia sobie pięciu rodzajów loków!), okazyjna cena markowego produktu natychmiast idzie w niepamięć.

Przed laty rynki były nie tylko miejscami sprzedaży i kupna, ale też spotkań lokalnych społeczności. Można było ostrzec sąsiadkę, kto nie doważył grochu i doradzić, kto ma najlepsze ziemniaki. Oplotkować jedną i drugą, a także pokłócić się o ostatnie barchany.

Widać potrzebujemy takich miejsc i dziś, więc z wybrukowanych placów przenosimy ideę rynku online. Szczególnie dobrze odnajdują się tam współczesne przekupki. Nie bez powodu słowo oznaczające pierwotnie panie zajmującą się drobnym handlem przez lata stało się synonimem kobiety kłótliwej, bezczelnej i głośnej.

Dokładnie takiej jak Karyna z Vinted, która awanturuje się o 5 złotych i wymyśla przekręty finansowe tej klasy, co niedoważanie grochu.

Chcesz podzielić się historią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl
Czytaj także: Mama Ginekolog, Mama Bibliotekarka, Mama Zosi. Dlaczego Polki wolą tytuł "mamy" od własnego imienia?