Poważny błąd prokuratury ws. nastolatki, którą miał gwałcić ksiądz. Sprawę umorzono

Sebastian Kaniewski
"Gazeta Wyborcza" dotarła do dokumentów, z których jasno wynika, że w trakcie postępowania dotyczącego gwałtów, jakich miał dopuścić się ksiądz spod Miechowa, śledczy nie wzięli pod uwagę kluczowych dowodów. Sprawa została umorzona.
"Gazeta Wyborcza" dotarła do dokumentów, z których jasno wynika, że w trakcie postępowania dotyczącego gwałtów, których miał dopuścić się ksiądz spod Miechowa, śledczy nie wzięli pod uwagę kluczowych dowodów. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Do tragicznych wydarzeń doszło w 2015 roku pod Miechowem, gdzie w jednej z okolicznych miejscowości ksiądz Kamil N. miał dopuścić się wielokrotnych gwałtów na zaledwie 12-letniej Mariannie. Dziewczyna w zeznaniach przyznała, że duchowny miał wykorzystywać ją po spotkaniach kółka biblijnego i miał kaleczyć jej plecy nożem.

Policja i prokuratura w Miechowie zostały poinformowana o tym fakcie przez matkę dziecka. Marianna zeznała, że do ostatniego gwałtu miało dojść na polach, gdzie dziewczynka spacerowała z psem. Po tym zdarzeniu 12-latka chciała popełnić samobójstwo, rzucając się pod ciężarówkę, jednak w ostatniej chwili została uratowana przez jednego z mieszkańców wioski.


Prokuratura Rejonowa w Miechowie wszczęła postępowanie w tej sprawie jesienią 2015 roku. Po 7 miesiącach sprawa została jednak umorzona.
– Po prostu wziął mnie i posadził jakby na sobie. Brał taki nożyk, po prostu kazał mi się położyć. I tak jeździł po ciele, dopóki nie przeciął. Już wolałam ten nóż, bo to przynajmniej nie sprawiało, że czułam się taka okropnie brudna po prostu, tak strasznie się wstydziłam – mówiła 19-letnia dzisiaj dziewczyna w rozmowie z TVN24.

"Gazeta Wyborcza" dotarła do dokumentów z tamtejszego postępowania prokuratorskiego, z których jasno wynika, że w toku prac śledczy popełnili wiele rażących błędów. We wrześniu 2015 roku prokurator Agnieszka Kupracz poprosiła sieć PLAY o ujawnienie rejestru połączeń między oboma numerami telefonicznymi (księdza i Marianny - przyp. red). Popełniła jednak wówczas fatalny błąd, podając niewłaściwy numer Marianny. PLAY odpisał zatem, że połączeń pomiędzy tymi numerami nie stwierdzono.

Ustalenia "GW" zostały potwierdzone przez matkę Marianny, która nie rozumie, jak prokuratura mogła popełnić tak poważne błędy.

– Byłam zdumiona. Prokurator popełniła poważny błąd, który poprowadził całe postępowanie w fałszywym kierunku. Zwróciłam się do sieci telefonicznej samodzielnie i błyskawicznie uzyskałam informację, że pomiędzy styczniem a czerwcem 2015 pomiędzy numerami mojej córki i księdza miało miejsce 600 połączeń, zarówno rozmów jak i SMS-ów – opowiadała.
Prokurator Kupracz 16 października 2015 roku ponownie zwróciła się do sieci PLAY o ujawnienie połączeń. I po raz kolejny podała błędny numer telefonu! Na nic nie zdały się też zeznania dwójki świadków, dorosłego i koleżanki Marianny. Dorosły wyraźnie zeznał, że Marianna skarżyła mu się na sms-y otrzymywane od księdza N., w których ten proponował jej seks. Koleżanka potwierdziła z kolei, że wraz z Marianną otrzymywały od księdza sms-y, niezwiązane z uczestnictwem w kółku biblijnym.

W lutym 2016 roku ksiądz Kamil N. został przesłuchany w miechowskiej prokuraturze. Zeznał, że numer dziewczynki miał zapisany na kartce, ale nie prowadził z 12-latką żadnych rozmów telefonicznych i sms-owych.

– To wierutne kłamstwo, któremu dała wiarę prokuratura. W uzasadnieniu przeczytałyśmy, że uzyskane przez śledczych billingi nie wykazywały połączeń pomiędzy numerami. Nic dziwnego, skoro prokurator wysyłała błędny numer telefonu – wspomina Marianna i jej matka.

Dzisiaj Marianna nie jest już dziewczynką, a 19-letnią kobietą, która studiuje prawo. Jej sprawa ponownie jest badana od czerwca 2020 roku, a Mariannę przed sądem reprezentuje adwokat Artur Nowak.

W ciągu dziewięciu miesięcy prokuratura zdołała przesłuchać tylko kilka osób, wskazanych przez Mariannę. Ona sama była przesłuchiwana przez dziewięć godzin, a podczas przesłuchania czuła się upokorzona i atakowana pytaniami.
– Sugerowano kolejny raz, że być może ja gdzieś tam na przykład świadczyłam usługi – opowiada Marianna.

Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratorka Wioletta Jędrychowska-Jaros, która według TVN, kilka lat temu podpisała się pod jego umorzeniem.

Czytaj także: 325 mln z publicznych pieniędzy na "dzieła" Rydzyka. "Ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka"
źródło: "Gazeta Wyborcza"