Realizm w życzeniach wielkanocnych Trzaskowskiego. Przyznał, że pandemia jeszcze potrwa

Agata Sucharska
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski opublikował w czwartek swoje wielkanocne życzenia. Zdecydowana większość jego wypowiedzi dotyczyła jednak sytuacji politycznej w kraju oraz skutków pandemii COVID-19. W przemówieniu przemycił aluzje m.in. do języka, jakim posługują się politycy.
Życzenia wielkanocne prezydenta Warszawy. Apelował o zmiany w polityce. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta

Nietypowe życzenia wielkanocne prezydenta Warszawy

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski chorował na koronawirusa i wyszedł niedawno ze szpitala. W swoich wielkanocnych życzeniach samorządowiec podkreślał zaangażowanie służby zdrowia w walkę z COVID-19, której był świadkiem na własne oczy. Odniósł się także do świata polityki, sprawiając, że całe wystąpienie przypomina bardziej apel o zmiany.

– To nie jest czas na zaostrzanie politycznych sporów, budowanie podziałów, języka rywalizacji i wojny. Pojęcia takie front, walka, pokonany, zwyciężony zostawmy wyłącznie do opisywania boju z wirusem – podkreślał polityk. Dodał także, że pandemia jest testem dla polityków, który ma sprawdzić ich dojrzałość i odpowiedzialność. – Dawno już życie tysięcy naszych bliskich nie zależało nie tylko od decyzji polityków, ale także od ich słów – stwierdził.


Następnie prezydent warszawy podzielił się refleksją na temat tego, jak będzie wyglądać Polska po pandemii i kiedy może się ona skończyć. Nie jest w tym względzie optymistą. – Chciałbym powiedzieć, że już za chwilę wszystko wróci do normy, ale niestety tak nie jest – stwierdził Rafał Trzaskowski.

Według niego politycy nie mają odwagi, aby przyznać, że powrót do normalności zajmie nam jeszcze wiele miesięcy. Zwrócił uwagę, że czekają nas trudne tygodnie w szczycie zachorowań. Ponadto dodał, że dużo powinno się zmienić w życiu publicznym państwa, ponieważ Polska po pandemii będzie już zupełnie innym krajem.
Czytaj także: Niedzielski powołał komisarza Szpitala Południowego. Trzaskowski: to szczyt bezczelności