11 lat temu straciła mamę. Barbara Nowacka: "Macierewicz raz do roku urządza Dziady smoleńskie"
Dziś mija 11 lat od katastrofy smoleńskiej, w której zginęło 96 osób w tym Izabela Jaruga-Nowacka, matka polityczki Barbary Nowackiej. — Stawianie pomników na siłę, cyrki, jakie urządza pan Macierewicz wokół katastrofy, to jest to, co przeszkadza w godnym upamiętnieniu — mówi Nowacka w rozmowie z naTemat.
Mija 11 lat od śmierci pani mamy – Izabeli Jarugi-Nowackiej. Jakie uczucie w pani przeważa?
Są dwa konteksty – osobisty i polityczny. W tym pierwszym jest to oczywiście smutek. Jednak po 11 latach już zupełnie inaczej odczuwalny. Jest przyzwyczajenie do braku bliskiej osoby. W 11 lat wiele bliskich osób zdążyło się urodzić i niestety umrzeć. To kawał czasu. Wspomnienia są, ale trochę inne. Jest pustka i boli to, że jest ona coraz wyraźniejsza.
A kontekst polityczny?
Jest we mnie wewnętrzny sprzeciw. Cały czas nie rozmawiamy o tym, jak ci ludzie żyli, dlaczego tam lecieli, znikł z pamięci Katyń, znikły ofiary katastrofy smoleńskiej, a jest Antoni Macierewicz, do którego cały czas musimy się odnosić, bo raz do roku urządza sobie coś na kształt Dziadów smoleńskich.
Izabela Jaruga-Nowacka•Bartosz Bobkowski/Agencja Gazeta
Jest w pani zgoda na comiesięczne obchody smoleńskie z politycznym tłem oraz na te wszystkie publikacje, jak na przykład film z wynikami prac kierowanej przez Antoniego Macierewicza sejmowej podkomisji, który ma zostać pokazany 10 kwietnia czy dokument Ewy Stankiewicz "Stan zagrożenia", zapowiedziany na 18 kwietnia w TVP?
Szarganie do celów politycznych jest absolutnie obrzydliwe. Szczególnie 10 kwietnia, wydawałoby się, powinno się wspominać ofiary, rozmawiać o ich działalności, co ich popchnęło do wspólnego wyjazdu. To poruszająca historia, że politycy z różnych stron, generalicja, ważne osoby dla kraju, rodziny katyńskie jadą wspólnie uczcić ofiary Katynia. O tym trzeba rozmawiać, a nie o tym, co Antoniemu Macierewiczowi się wydaje.
Do tego używane są publiczne pieniądze i publiczne media. Ciężko nie mieć w sobie buntu i sprzeciwu.
Małgorzata Wassermann w wywiadzie mówi, że "nadal czeka na konkluzję na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej" i czeka też na prawdę. Czy dołącza się pani do grupy osób oczekujących na wyjaśnienie?
Wyjaśnione było wielokrotnie. Jest Raport Millera, wyjaśnienia Macieja Laska. Podkomisja Macierewicza ewidentnie nie ma prawie żadnych efektów pracy. Czekam na rozwiązanie jej i na audyt wydatkowania publicznych pieniędzy. Ale czekam też na to, by kiedyś spokojnie móc wspominać, a nie żyć polityczną walką.
Czy ma pani poczucie, że przez polityczne zawłaszczenie 10 kwietnia, zabiera się pani prawo do upamiętnienia pani mamy?
Mojego prawa nikt mi nie odbierze. Spotykamy się z rodziną, z najbliższymi, przyjaciółmi mojej matki. Teraz pandemia, więc spotkania prawdziwego, jak dotąd bywało, nie będzie. Ale wszyscy wiedzą, gdzie i o której będą mogli nas spotkać. Przyjaciele tam będą z kwiatami. Tego nikt mi nie odbierze, żaden Antonii nie ma mocy sprawczej.
Mam wrażenie, że lepiej by było, żebyśmy pamiętali o ludziach, a mniej zajmowali się Macierewiczem i jego urojeniami za publiczne pieniądze. My założyliśmy Fundację Izabeli Jarugi-Nowackiej, upamiętniającą działalność mojej matki. Przyznajemy nagrody Okulary Równości, które ona kiedyś przyznawała. Działamy na rzecz praw kobiet, co dla niej było ważne oraz na rzecz osób wykluczonych.
Tablica upamiętniająca Izabelę Jarugę-Nowacką•Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Czy czuje się pani niezaopiekowana przez państwo i wykorzystywana do walki politycznej po tych 11 latach?
Państwo polskie po katastrofie zajęło się rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej. Były odszkodowania, specjalne stypendia dla niepełnoletnich dzieci ofiar. Późniejszą rzeczą, która mnie bulwersowała, był ekshumacje. Ci, którzy wystąpili na drogę sądową, dostali odszkodowania za wyrządzoną im krzywdę.
Nie oczekuję od państwa zaopiekowania. Oczekuję godnej pamięci i tego nie dostaję. Jestem dorosłym człowiekiem, który sobie radzi. Tak jak i moja rodzina. My nie potrzebujemy specjalnego traktowania. Potrzebujemy za to szansy na godną pamięć. Stawianie pomników na siłę, cyrki jakie urządza pan Macierewicz wokół katastrofy, to jest to, co przeszkadza w godnym upamiętnieniu.
Ci, dla których katastrofa smoleńska była ważna, bo cenili, sympatyzowali z jej ofiarami, to im zabierana jest możliwość upamiętnienia. W tym chaosie znikają ofiary. Zostaje Macierewicz i polityczny spór.
Czytaj także: "Dość wydawania pieniędzy Polaków". Czarne chmury nad podkomisją smoleńską Macierewicza
W tym sporze wokół katastrofy smoleńskiej jesteśmy zmuszani do opowiedzenia się po jednej lub drugiej stronie sporu, bez możliwości pójścia środkiem.
Nie sądzę, by wiele osób chciało brać udział w tej politycznej nawalance, wiecznych oskarżeniach. Chcielibyśmy pamiętać. 10 kwietnia 2010 roku ludzie nie pytali o poglądy, pochodzenie, miejsce urodzenia. Po prostu szli kwiatami w różne miejsca, by uczcić pamięć. Tego w tej chwili nie ma. Nie ma miejsca, gdzie osoby nie związane z Prawem i Sprawiedliwością mogłyby pamiętać.
Pomnik postawiony na siłę tylko dzieli. To nie jest miejsce, gdzie czujemy jakąkolwiek wspólnotę. A przecież ona była. Tę wspólnotę stworzyli ludzie, którzy zginęli, bo lecieli razem.
Czytaj także: Jest oficjalne pismo Macierewicza do TVP ws. rewelacji dot. Smoleńska
Czy jest jakakolwiek szansa, żeby zakopać podziały i żeby udało się za x lat wspólnie obchodzić rocznicę katastrofy smoleńskiej, w sposób godny dla ofiar?
Trzeba do tego dobrej woli. Były momenty, kiedy to się działo. Na początku upamiętnienia były godne, ale dla obecnie rządzących emocje związane ze Smoleńskiem okazały się być wygodnym narzędziem i zaczęto nadużywać tego, budować podziały.
Pomiędzy rodzinami możemy się w wielu kwestiach nie zgadzać, ale tego dnia wszyscy chcemy dobrze pamiętać naszych bliskich. Dla wielu ludzi ten dzień powinien być właśnie tym dniem wspomnień. To jest ta wspólnota. Tylko rządzący powinni przestać to rozgrywać politycznie. Myślę, że wiele osób tego oczekuje.