W Warsie wytrzymał pół roku. "20 godzin pracy, każda noc w pociągu. Nie życzę nikomu" [REPORTAŻ]
Wcześniej ze smażenia schabowego Kamil zdał egzamin teoretyczny w siedzibie Warsa w Warszawie. "Mięso pokrojone na kawałki trzeba panierować i smażyć", to panieruje: dziesiątego, trzydziestego, otwiera piwo, jajeczniczka, zupka, pierogi. I wózek przepychany między walizkami: "kawa, herbata, baton?"
Tak przez 13 godzin. Pociąg staje. Wtedy Kamil idzie do pokoju technicznego o powierzchni 2 metrów kwadratowych, gdzie ma piętrowe łóżko, prysznic, umywalkę, małe okno i koszulę na zmianę. Nastawi trzy budziki. Zaśnie na pięć godzin. Pociąg ruszy. Znów zacznie smażyć.
Stacja 1: Pociągu się nie opuszcza
Na myśl o szynach ma gęsią skórkę. W dzieciństwie najbardziej lubi spacery po stacji kolejowej 20 km od Warszawy. Gdy dorasta, idzie do technikum kolejowego. Gdy kończy 18 lat, aplikuje do wagonu restauracyjnego Wars PKP Intercity, chce dorobić do wakacji. – Połączyć pasję do kolei z pierwszą pracą – tłumaczy.
Czytaj także: Gnojenie na Zoomie, znikające pieniądze, zabawa w chowanego. Tak wygląda mobbing online
Wolność i przygoda: to go pociąga. Nie wie, co będzie kolejnego dnia, bo w Warsie grafik miesięczny, czy nawet tygodniowy – nie istnieje. – W poniedziałek dowiaduję się, gdzie jadę we wtorek: jakim pociągiem, ile kursów muszę obsłużyć. Nie można się nie zgodzić albo z kimś wymienić. Zawsze nocuję w pociągu. Pociągu się nie opuszcza.
Po trzech dniach onboardingu z doświadczonym pracownikiem, Kamil za barem staje sam. Przerwy na jedzenie i toaletę robi, gdy nie ma kolejki. W trakcie wyznaczonych postojów pociągu musi odebrać dostawy picia i jedzenia. Ma 10 minut, żeby załadować towar do środka, więc ładuje: ciężkie skrzynki z piwem, zapakowane próżniowo kilogramy mięsa i litry zupy do podgrzania, ugotowane wcześniej w centralnym magazynie Warsa. Sprawdza faktury. Podpisuje. Wraca za bar. A po drugiej stronie czeka klient: czasem miły, czasem nie.
Ale ten pasażer po 5 piwach nie chciał już niczego regulować. - Nawiązałem współpracę z kierownikiem pociągu, który skłonił go do zapłaty strasząc Strażą Ochrony Kolei. Wszystkich zwyzywał. Jeśli chcesz pracować w Warsie, na wyzwiska musisz się uodpornić.Niestety sprzedajemy piwo także osobom „pod wpływem”, bo liczy się każda złotówka. Franczyzobiorcy Warsa, którzy zatrudniają pracowników, cenią sobie taką postawę. Mój w każdym razie bardzo cenił. Zatem z pijanym pasażerem trzeba sobie radzić. Pamiętam jednego, który najpierw zamówił schabowego i piwo – zapłacił i zażądał kolejnych piw, zapewniając, że zapłaci później. My działamy jak restauracja. Gdy pasażer chce uregulować rachunek na końcu, musimy zaufać.
Stacja 2: Bez premii, Multisportu i praw pracowniczych
Wchodzę na stronę Warsa, sprawdzam zakładkę "Kariera". Czytam o firmowym przepisie na sukces, benefity mnożą się w oczach: karta Multisport, ubezpieczenie zdrowotne w PZU, prywatna opieka medyczna, system premiowy, 50 proc. dopłata do biletów na dojazdy do pracy, dofinansowania do wczasów, system premiowy, kasa zapomogowo-pożyczkowa i "wspólne świętowanie" (cokolwiek to znaczy).
Pytam Kamila, czy korzystał.
– To tylko na stanowiskach biurowych w centrali lub oddziałach – odpowiada.
– A dla ciebie?
– Nic.
Wars działa na zasadach franczyzy: udostępnia markę i pomysł na biznes, a franczyzobiorca, który wygra przetarg, zatrudnia pracowników na swoich warunkach. Kamil: – Mój pracodawca redukował wszystko, co było do zredukowania dla pracownika, żeby jak najwięcej zarobić. Byłem zatrudniany na umowę-zlecenie, jak chyba wszyscy. Dlatego pracowaliśmy po kilkanaście godzin na dobę i nie było komu się poskarżyć. Nie ma normy pracy, nie ma normy przerwy.
Stacja 3: Randki na stacji techniczno-postojowej
Kamil w trasie potrafi wytrwać ciurkiem dwa tygodnie i ma za to 3,5 tys. zł na rękę. Później na dwa tygodnie zjeżdża do domu. Najpierw leży w łóżku 2-3 dni, potem widuje się z dziewczyną i znajomymi. Jest lokalną gwiazdą: opowiada o swoich przygodach, jego praca jest głównym tematem rozmów w towarzystwie.
Czytaj także: Na dziko, na chama, slalomem gigantem – oto Polaka na przejeździe kolejowo-drogowym portret własny
Początkowo widzi zalety: – Bez dodatkowych opłat mogłem jeść w pracy i robić sobie kawę. W pewnym sensie nie płaciłem za zakwaterowanie i łazienkę. Zarobione pieniądze miałem dla siebie, na czysto. Dla młodego człowieka to satysfakcjonujące – przekonuje. To nie wszystko. - Zjeździłem całą Polskę, a najczęstszą trasą była relacja Białystok-Szklarska Poręba. Widoki z okna rewelacyjnie, pięknie widać Karkonosze. Dla tych widoków żyłem. Od Wrocławia do Szklarskiej jeździ już bardzo mało osób, więc tylko oddychałem, podziwiałem.
Po kilkunastu dniach zaczyna przeszkadzać wszystko: ból nóg i kręgosłupa, przedłużone postoje, wredni pasażerowie. – Gdy miałem kilka godzin snu, a na stacji światło waliło po oczach. Albo ekipy sprzątające: przychodzą i nie szanują cudzego odpoczynku. Puszczają muzykę na cały regulator, stawiają odkurzacz pod drzwiami. Raz się wkurzyłem i poprosiłem, żeby wyłączyli muzykę, a oni zaczęli się śmiać, że trzeba sobie było wybrać inną pracę. Muzyki nie wyłączyli.
Zaczyna doskwierać mu samotność. Próbuje utrzymać związek, ale miłość nie przetrwa pracy w Warsie.
"Gdy byłem odcięty od bliskich, dużo myślałem o życiu. Wolność, która na początku była dla mnie najważniejsza, okazała się złudna, chwilowa. Tęskniłem za domem. Nawet do drugiej połówki nie miałem jak się przytulić. Moja dziewczyna była z Warszawy. Przychodziła, gdy stałem na Centralnym. Na godzinę-dwie. Zjeżdżaliśmy razem na stację techniczno-postojową, robiłem jej śniadanie, kawę. Ona wychodziła - ja jechałem dalej. Rozstaliśmy się po kilku miesiącach."
Stacja 4: Śmiertelny wypadek w Koluszkach
Kamil: – Jedziemy z Wrocławia do Warszawy. Pustawo, może połowa miejsc siedzących zajęta. Spokój. Dojeżdżamy do stolicy. W Warszawie mam mieć tak zwane przezbrojenie składu, czyli muszę spakować całą kuchnię i przenieść do kolejnego pociągu: ekspresy do kawy, wózki, garnki, butelki, jedzenie.
Nagle w Koluszkach kierowniczka ogłasza, że mamy 120 minut opóźnienia, bo pociąg przed nami potrącił człowieka. Gdy jest wypadek śmiertelny, przyjeżdża prokurator i zamyka tory. A gdy kierowniczka pociągu ogłasza 120 minut opóźnienia - ludzie ciągną tabunami do mnie. Tymczasem ja jestem spakowany przecież, więc wszystko rozkładam na nowo, smażę kotlety, naleśniki, podgrzewam zupę.
Czytaj także: Kożuchowska zaatakowana za zdjęcie z pociągu w maseczce. Celna riposta aktorki
Tego dnia powinniśmy dojechać do Warszawy o godz. 20, dojechaliśmy o 1 w nocy. Nie pamiętam, ile godzin już byłem na nogach, a czekało mnie jeszcze przezbrojenie. Słaniałem się, więc zadzwoniłem do przyjaciela, żeby przyjechał na Dworzec Centralny i pomógł mi przeładować te ekspresy i resztę kuchni do kolejnego składu. Przeładowanie trwało 5 godzin. O godz. 5.30 pociąg już musiał być w trasie. Myślę, że pracowałem niemal całą dobę. Odszedłem kolejnego dnia, już na zawsze. Wytrzymałem pół roku.
Stacja 5: Samodzielność i dyskopatia w wieku 21 lat
Pół roku w Warsie to dobry wynik. Kamil mówi, że ludzie najczęściej przychodzą na tydzień i rezygnują na zawsze. – Stąd brak zmienników i mordercze godziny pracy. Z drugiej strony, gdy pracujesz w dwie osoby i masz zmiennika na miejscu, franczyzobiorca wypłaci pensję podzieloną na pół. Stąd samotność.
– Ciężko wytrzymać psychicznie i fizycznie. Pamiętam, że w pociągu nocnym Karkonosze pracowałem 20 godzin non stop. To trudne, gdy 20 godzin musisz stać za barem, a później śpisz niecałe 3 godziny w klitce obok baru. Mój Wars to pół roku wyjęte z życia. Od noszenia skrzynek z piwem i ciągłego stania mam dyskopatię. W wieku 21 lat. Ale nie żałuję. Nauczyłem się samodzielności i szybkiego podejmowania decyzji. Wokół miałem miłych ludzi: drużynę konduktorską, życzliwą dyspozytorkę. To ważne, gdy czujesz wsparcie na początku kariery zawodowej.
Stacja 6: Wszystkiemu winny franczyzobiorca
Spółkę Wars poprosiłam o skomentowanie warunków, na jakich zatrudniani są pracownicy w wagonach restauracyjnych PKP Intercity. Spytałam, czy Wars wie o systemie pracy osób zatrudnianych przez franczyzobiorców, czy wie, że pracują po kilkanaście godzin na dobę i nie mają zmiennika po ustawowych 8 godzinach pracy.
Spytałam także, czy spółka w jakikolwiek sposób kontroluje franczyzobiorców pod kątem przestrzegania prawa pracy oraz zachęcania pracowników przez franczyzobiorców do sprzedaży alkoholu osobom nietrzeźwym.
Wars ucieka od konkretów, umywa ręce.
I dalej: – Osoby pracujące w wagonach gastronomicznych zatrudnione są bezpośrednio przez franczyzobiorców, którzy są odpowiedzialni za rekrutacje, wynagrodzenia, czas pracy, harmonogramy, warunki zatrudnienia. Umowy franczyzowe regulują obowiązki franczyzobiorców w zakresie przestrzegania obowiązujących przepisów prawa, jak również kwestie związane z odpowiedzialnością w przypadku niewykonywania lub nienależytego wykonywania umów franczyzowych – odpowiada rzeczniczka.Franczyzobiorcy zatrudniają personel we własnym imieniu, w zakresie niezbędnym do zapewnienia należytego wypełnienie zobowiązań franczyzobiorców wynikających z umów, w sposób gwarantujący świadczenie podróżnym należytego poziomu usług zgodnie ze Standardami Systemu Franczyzowego WARS.
Imię i niektóre szczegóły zmienione w trosce o anonimowość bohatera.