Stali się "twarzami pandemii". Znani epidemiolodzy szczerze o tym, jak Covid zmienił ich życie

Katarzyna Zuchowicz
Media dzwonią do nich non stop. – Żona żartuje, że mam więcej pracy niż gdy pracowałem – mówi prof. Gut. Prof. Flisiak sam żartuje, że te telefony najbardziej irytują jego żonę. – W sklepach ktoś podchodzi, mówi, że widział mnie w telewizji – opowiada dr Dzieciątkowski. Dr Grzesiowski: – Ludzie czasem pytają: "A ile pan zarabia, jak tak pan chodzi po tych mediach?". Oto czterech znanych epidemiologów. Ale trochę z innej strony.
Dr Paweł Grzesiowski jest jednym z najbardziej znanych ekspertów ds. COVID-19 w Polsce. fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta


Dr hab. Tomasz Dzieciątkowski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego zauważył, że ma problem ze snem. Budzi się w nocy. Żeby wykorzystać czas, siada do komputera, pisze.


– Obawiam się, że jak większość medyków w dobie pandemii zaczynam odczuwać wszystkie objawy PTSD, czyli zespołu stresu pourazowego, który na początku był postrzegany w kategoriach wojen. Ale można powiedzieć, że od marca zeszłego roku praktycznie cały personel medyczny świata jest na swoistej wojnie – mówi.

Jak to odczuwa? – Po prostu jestem zmęczony. I paradoksalnie bycie zmęczonym powoduje u mnie kłopoty ze snem. Mam bardzo rwany sen i często rano jest tak, że gdy wstaję, wcale nie jestem wypoczęty – opowiada.

Są autorytetami ws. pandemii


Dr Dzieciątkowski jest jednym ze znanych wirusologów, którzy przez pandemię koronawirusa na dobre zagościli w naszych domach.

– Kiedyś zamieniłbym się z panią na telefon, żeby sama pani zobaczyła, jak to wygląda. Czasami telefony od mediów zaczynają się po godzinie 7.00 rano, czasami wręcz mnie budzą. A czasami redakcje informacyjne dzwonią np. o godzinie 12.00 i pytają, czy za 10 minut się z nimi połączę. I muszę mieć na to czas, którego nie mam. Jednak praca i inne zobowiązania zawodowe są na pierwszym miejscu, zwłaszcza, jeśli dotyczą studentów. Czasem redakcje muszą poczekać na swoją kolejkę – opowiada dr Dzieciątkowski. Nie ma pojęcia, ilu wywiadów udzielił. Ich twarze i nazwiska zna dziś chyba każdy. Rok temu o niektórych z nich przeciętny Kowalski w ogóle nie słyszał. Dziś są wszędzie. Tłumaczą nam koronawirusa, kreślą scenariusze, oceniają działania władz. Oczywiście jest ich w mediach wielu, trudno wymienić wszystkich.

– Ludzie czasem mnie pytają: A ile pan zarabia, jak tak pan chodzi po tych mediach? I dziwią się, gdy mówię: nic. Wiele osób mi zarzuca, że dorabiam się w ten sposób, że jestem ekspertem płatnym, że to jest gwiazdorstwo. A ja to robię całkowicie bezpłatnie. Nie zarabiam na tym ani złotówki. Nie dostaję żadnych pieniędzy od żadnych mediów. Nie mam poczucia, że jestem gwiazdorem. Bardzo mi zależy, by w wywiadach, gdy ktoś pyta o mnie, mnie nie było. Ja nie jestem bohaterem. Jest nim wirus i ludzie, którzy muszą sobie z nim radzić – mówi dr Paweł Grzesiowski, pediatra, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID-19.

Był jednym z pierwszych w Polsce, którzy od samego początku pandemii najwięcej opowiadali o koronawirusie. – Śledziłem aktualne dane. Niewiele było wtedy osób, które je posiadały. Ja miałem do nich dostęp dzięki swoim kontaktom, również zagranicznym. Byłem pewnie jednym z pierwszych, którzy nagłaśniali raporty z Chin. Osób, które w marcu ubiegłego roku chciały się wypowiadać na temat Covid, była garstka, wśród nich byłem ja. I tak to się zaczęło – wspomina.

Efekt po roku? "Bo Grzesiowski powiedział…”, "A Simon mówił…", "Słyszałem, że Flisiak…", "A Gut to i tamto", "Dzieciątkowski uważa..." – w niejednej rodzinie ich opinie od miesięcy wywołują dyskusje i emocje. Dla wielu ludzi stali się autorytetem, wyrocznią. Inni podważają ich zdanie i krytykują. Ale pandemia również na nich miała wpływ.

Dr Dzieciątkowski: Wszystko wokół koronawirusa


Dr Tomasz Dzieciątkowski przyznaje, że przez ostatni rok, poza zajmowaniem się COVID-19, niewiele miał czasu na cokolwiek innego. – Działalność naukowa uległa przewartościowaniu. Od kilkunastu lat zajmuję się zakażeniami wirusowymi człowieka. Teraz piszę artykuły naukowe niemal wyłącznie na temat koronawirusa SARS-CoV-2. Na inne zwyczajnie brakuje czasu – mówi.

W ubiegłym roku napisał książkę, teraz powstaje kolejna, ma zajęcia ze studentami, które bardzo lubi. Bierze udział w szkoleniach online, webinarach, tam również wszystko krąży wokół koronawirusa. – Do nich też muszę się przygotować. W ciągu tygodnia pojawia się ok. 100 nowych publikacji poświęconych COVID-19, które trzeba przejrzeć, wyselekcjonować do bardziej wnikliwego przeczytania – zwraca uwagę. Odpręża go stanie przy kuchni i gotowanie. – Każdą wolną chwilę staram się spędzić na działce 100 km od Warszawy, w lesie. Bardzo lubię obserwować ptaki, z lornetką i aparatem. To jest rzecz, która również bardzo mnie odpręża – mówi.

Nie ma telewizji, z Netfliksem ma sporadyczny kontakt u znajomych. Lubi podróże, do miast włoskiego renesansu i ich muzeów mógłby jeździć co roku. – Dałbym radę bez internetu, ale gdybym był odcięty od książek, od beletrystyki, to byłoby dla mnie straszne – mówi. Bardzo cierpi, że nie ma czasu na zainteresowania.

Trzy miesiące przed pandemią ograniczył swoje zatrudnienie w szpitalu. – Gdy wybuchła pandemia, byłem z tego zadowolony, bo wtedy nie miałem już czasu na nic. Wirusologia wreszcie znalazła się w polu widzenia. Wymaga to poświęcenia ode mnie większej ilości czasu niż miałem wcześniej – przyznaje.

A media dzwonią non stop.

Prof. Gut: Wywiad za wywiadem


Od ubiegłego roku epidemiolodzy i wirusolodzy są rozchwytywani. Prof. Włodzimierz Gut, wirusolog, też wywiadów nie liczy. Jak mówi, nie należy to do elementów, które robią wrażenie, przy epidemii eboli kilka lat temu bywał w mediach prawie tak samo często.

– Jak pracowałem w czasie eboli, to miałem rzecznika prasowego, który liczył. Wtedy były 473 wywiady w ciągu jednego roku. Teraz nie mam czasu na liczenie, podejrzewam, że przebiłem tę wartość, ale nie mam pojęcia – mówi.
Profesor jest na emeryturze. Śmieje się, że jego żona żartuje, że teraz ma więcej pracy, niż gdy pracował. Dwa, trzy telefony dziennie ws. pandemii to norma. A gdy coś się dzieje, to bywa, że jest ich do 10. – Wtedy biorę dobrą książkę, jak dzwoni telefon, to przerywam. Najczęściej odpowiadam: Dobrze, to najlepiej teraz – opowiada. Czy pandemia zmieniła jego życie? Prof. Gut mówi, że nie. Wielkiego wpływu na niego nie miała. – Raczej pandemia zrobiła mnie, jak to się śmieję, twarzą – zauważa.

W ciągu minionego roku nie miał trudniejszego momentu, nie narzeka też na brak czasu. Z reguły jest domatorem, woli siedzieć w domu. – Żartuję zawsze, że obciążenia psychiczne najlepiej rozładowuje się w grze, powiedzmy w szachy, w brydża. W tej chwili śmieję się, że z ludźmi już od dłuższego czasu nie grałem, a z komputerem to nie jest taka gra, jak z ludźmi – zauważa.

Odpręża go też książka: – Wystarczy, że wezmę książkę i mam zdolność wyłączania się, w związku z tym mogą koło mnie strzelać.

Prof. Flisiak: Skoncentrowałem się na Covidzie


Prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych (PTEiLChZ) przyznaje, że telefony od mediów najbardziej irytują jego żonę. Szczególnie tak było na początku pandemii.

– Wtedy wszystko było inaczej. Pod każdym względem najtrudniejszy był kwiecień i maj ubiegłego roku. Brakowało wszystkiego, nikt nie wiedział za co się wziąć, uczyliśmy się dopiero tej choroby, jak leczyć pacjentów, było dużo frustracji i lęku. Znacznie gorzej znosiło się to, co było w pracy, łatwiej było przenosić stresy do domu. Telefony czy wystąpienia przed kamerą były bardziej uciążliwe. W tej chwili weszło to w normalny tryb życia, stało się rutyną – mówi.

Podkreśla: – Telefony dzwonią, ale ustawiłem sobie priorytety. Są godziny, które są nietykalne. Za żadne skarby nie odwołam zajęć ze studentami. Nie zmienię godziny odprawy. Pewien rygor musi być utrzymany, bo jak dzień nie będzie uporządkowany, to na nic nie starczy czasu. Pod względem naukowym wiele się u niego w tym czasie zmieniło.
prof. Robert Flisiak

Skoncentrowałem się na Covidzie. Stworzyliśmy projekt SARSTer, który m.in. zbiera dane o leczeniu pacjentów i pozwala na aktualizację rekomendacji terapeutycznych. Cała moja aktywność naukowa, zawodowa, kręci się wokół COVID-19. Pod tym względem pandemia dramatycznie zmieniła moje życie, bo nie mam czasu na zajęcie się materiałem z innego projektu, który inicjowaliśmy 5 lat temu. Zupełnie inaczej wyglądają zajęcia ze studentami, ale do tego się przystosowaliśmy.

W lutym tego roku prof. Flisiak miał taki moment, gdy poczuł, jak bardzo był przepracowany: – Nie czułem tego do chwili, gdy nie zrobiłem sobie kilku wolnych dni. Dopiero gdy odpocząłem, zdałem sobie sprawę, jak się to wszystko zapętliło – opowiada. Odpręża go "dłubanie" w ogródku, czas spędzony z wnuczką, domowe roboty. – Na przykład dziś planuję upust wina. Tak, pędzę wino z własnych winogron, hodowanych na własnej pergoli. W ilości 15-20 litrów rocznie – śmieje się.

Najchętniej by podróżował, poleżał na plaży z książką, ale nie medyczną, z beletrystyką. – W tej chwili nie mam czasu czytać. A mam dużo urlopu. Przed pandemią nie było problemu z jego wykorzystaniem. Czasem trzeba było wziąć urlop na wyjazd de facto służbowy, wtedy na koniec roku brakowało dni wolnych. W pandemii trudno było wykorzystać urlop – zauważa.

Dr Grzesiowski: Covid dodatkowym obowiązkiem


Dr Grzesiowski pamięta, że w ubiegłym roku najpierw był duży lęk. – To był jeden wielki strach, ja też się bałem. Początek był taki, że nikt nic nie wiedział – wspomina.

Dziś, po roku, czuje się sfrustrowany. – Szczerze mówiąc, to mnie przytłacza najbardziej. Staramy się pomagać, pokazywać kierunki działań, ale nie dociera to do decydentów. Są to dwie rzeczy, które mnie frustrują: brak centralnego ośrodka, który w sposób racjonalny, nowoczesny kierowałby walką z pandemią i fatalny stan obywatelskości naszego społeczeństwa. Ten brak pracy u podstaw dobija mnie najbardziej. Gdy słyszę, że ktoś kombinuje na czarno ze szczepieniami, ktoś próbuje oszukać z maseczkami... To jest straszne, że ludzie po prostu sobie nie pomagają – mówi. Czy czuje się czasem zmęczony? – Ja się szybko regeneruję. Mam to jeszcze z czasów dyżurów w szpitalu. Śpię w każdej pozycji, w każdym miejscu. Jeśli jestem zmęczony, po prostu zasypiam i za 20 minut czuję się zresetowany – odpowiada.

Od stresu ucieka inaczej: – Słucham bardzo dużo muzyki, bardzo dużo czytam. Co prawda większość to teksty naukowe i medyczne, ale z tak różnych dziedzin, że to mnie kompletnie wybija z tego głównego tematu. Kiedy mogę, spędzam czas z rodziną, przyjaciółmi. W tym roku spotkania z przyjaciółmi praktycznie zanikły, bardzo mnie to boli.

COVID-19 nie zdominował jego życia. Stał się dodatkowym obowiązkiem.
dr Paweł Grzesiowski

Jestem pediatrą, pracuję z dzieciakami, robię szczepienia, przyjmuję dzieci chore, zdrowe. Od tej strony nic się nie zmieniło. Doszedł nowy obowiązek, trzeba zrobić dla niego miejsce. Praktycznie codziennie szkolę personel medyczny, robię webinaria otwarte, czy szkolenia dla zakładów pracy. Codziennie coś nowego odkrywamy, a to szczepienia, a to mutacje, nowe objawy, leki. Tu się zmienia cały czas. Cały czas pojawiają się dziesiątki nowych publikacji. Oczywiście zabiera to dużo czasu.

Paradoksalnie odczuwa, że ma go więcej. – Pandemia spowodowała, że przestałem wyjeżdżać, wszystko odbywa się online. Przez ostatnie 15 lat pokonywałem samochodem 40-50 tys. km rocznie, jeżdżąc między różnymi szpitalami, na szkolenia, konsultacje i konferencje. Bardzo dużo czasu traciło się na dojazdy. Czasami jechałem pół dnia, żeby wygłosić wykład 45-minutowy, cały dzień był zmarnowany. Dziś mogę wygłosić 3 wykłady dziennie. I ich zasięg jest dużo większy – podkreśla.

Na zjazd przyjeżdżało 100 osób, teraz ma 500-1000 słuchaczy: – Niesamowita jest chęć dyskusji ludzi na czacie. Na wykładach czasem się odezwą, czasem nie, a tu jesteśmy zasypani pytaniami. To się zmieniło. Ta otwartość ludzi powoduje, że chce się to robić.

Wraz z pandemią dr Grzesiowski zrobił się aktywny na Twitterze, poznał grono osób, z którymi wymieniają się danymi i je analizują. Ale nie chodzi tylko o to. Jest pod wrażeniem możliwości, jakie daje technologia, jak można urozmaicić wykłady, czy webinary. – Wcześniej była kamerka w laptopie i to wystarczało, w tej chwili mam profesjonalny sprzęt, mikrofon. Trzeba było trochę zainwestować, wykupić dobry internet, dobrą platformę edukacyjną – mówi.

W mediach pojawia się od dawna. Nie czuje, że pandemia go wypromowała. Pozwoliła tylko zbudować jego wizerunek jako człowieka, który mówi jak jest i niczego nie owija w bawełnę. Nie pierwszy raz wszedł też w konflikt z władzami. – Wielokrotnie spotykam się z sytuacją, że podchodzi do mnie człowiek na ulicy i mówi: Panie doktorze, tylko panu ufam. Pan mówi rzeczy, które do mnie przemawiają. Jak pan mówi, że trzeba nosić maseczki, to ja będę nosić. Usłyszeć coś takiego od kogoś na ulicy, to wbija w krzesło – opowiada.

– Nie czuję popularności w kontekście gwiazdy. Nikt nie podchodzi do mnie, nie prosi o autografy. Raczej ludzie się przyglądają, raz ktoś mnie chciał wpuścić bez kolejki do kasy w sklepie, ale odmówiłem – dodaje.

Ludzie ich rozpoznają


Wcześniej, przynajmniej niektórzy, byli bardziej znani w swoim środowisku. Dziś ich twarze znają wszyscy. Jak inni odczuwają to w życiu codziennym?

– Jak zwykle z jednej strony łączy się to z tym, że człowieka niechcący rozpoznają, z drugiej, wiadomo, że łączy się z falą hejtu. Jak to ja określam, hejt jest miarą skuteczności. Jak nie ma, to oznacza, że ględziłem. Czasami się z nim spotykam, dobrze się bawię – mówi prof. Gut.

Kiedy się dobrze bawi? – Jak się dowiaduję, że mam 60 tys. pensji, a akurat tak się składa, że mam tylko emeryturę. Wtedy można się dobrze pobawić. Czasami mam ochotę się założyć na zasadzie: słuchaj, to zakładamy się o kwotę, jak się pomyliłeś i dostaję więcej, to ci oddam całość. A jak mniej, to ty mi oddasz różnicę.

Jego też czasem ktoś zaczepia w supermarkecie: – I pyta, co będzie dalej z pandemią. A ja się śmieję się, że mimo maseczki zostałem rozpoznany.

Dr Dzieciątkowski: – Może nie na co dzień, ale raz na tydzień zdarza się, że w różnych sklepach ktoś podchodzi, mówi, że widział mnie w telewizji, pyta np., kiedy to się skończy. Z uśmiechem zza maseczki odpowiadam, że sam niestety nie wiem.

Cieszą go pozytywne opinie, ale jest nimi zaskoczony. – Do tej pory robiłem swoje, nigdy nie spotykałem się z tego typu dowodami uznania, czy popularności. Nie chcę powiedzieć, że mnie to przytłacza, ale jest dla mnie elementem zaskoczenia – mówi.

Do tego pierwszy raz znalazł się wśród 100 najbardziej wpływowych osób polskiej medycyny: – Była to duża niespodzianka, by jako debiutant znaleźć się na 12. miejscu. Jest to duże wyróżnienie. Oczywiście wśród opinii bardzo przychylnych zdarzają się elementy hejtu, ale należy to wpleść w normę zawodu medycznego, że komuś moje wypowiedzi nie będą pasowały.

Prof. Flisiak: – Nie biegają za mną po autograf, nikt mnie też nie opluł. Dominują gesty sympatii, ale dostaję też jakieś dziwne maile, które "blacklistuję". Myślę, że moje stanowisko w sprawach związanych z pandemią było raczej wyważone, choć często reprezentowałem opinie przeciwne do większości osób wypowiadających się publicznie. Reakcje zależą od tego, co ktoś przeczyta danego dnia nie patrząc na całokształt moich poglądów i wypowiedzi. A te przez ostatni rok kształtowały się i zmieniały jak nasza wiedza o COVID-19.

Czy dostają pogróżki


Prof. Krzysztof Simon opowiadał kiedyś, że dostaje pogróżki. Im także się to zdarza, ale o szczegółach mówią niechętnie.

– Oczywiście, że je otrzymuję. Przychodzą jakieś maile, smsy, czy wrogie tweety. Jeżeli mam czas, to banuję najbardziej agresywnych. Jeśli uporczywie nękają mnie mailami, ostrzegam, że to jest stalking i jeśli się to powtórzy, to zgłoszę to na policję. Muszę powiedzieć, że to działa. Antyszczepionkowcy przegrali ze mną proces o zniesławienie. Nie jestem osobą, która odpuszcza, kiedy ktoś mnie atakuje, umiem się bronić – twierdzi dr Grzesiowski.
Prof. Gut przyznaje, że zdarza mu się coś powiedzieć złośliwie. Raczej stara się panować nad językiem, ale od czasu do czasu jest zmuszony coś "rąbnąć". Kiedyś zdarzyło mu się dostać pogróżki, ale zaznacza, że tym w ogóle się przejmuje. – Mam zdolność wypierania rzeczy negatywnych – podkreśla.