Sprawdziłem na torze BMW M3 i M4. Mam już w nosie, jak wyglądają, bo prowadzą się genialnie

Łukasz Grzegorczyk
To był mój pierwszy raz na torze w tym roku. W ostatniej chwili dowiedziałem się, że pojadę na Silesia Ring, by w ramach szkolenia z BMW sprawdzić najnowsze M3 i M4. Można dziękować Bogu, że pandemia nie zabrała nam takich eventów, bo to jedna z okazji, żeby przekonać się, jak bardzo… nie umiecie jeździć. Co najważniejsze, każdy ma szansę zapisać się na coś podobnego.
Na torze Silesia Ring sprawdziłem nowe BMW M3, M4 i M5. To szkolenie w ramach BMW Driving Experience. Fot. BMW
Testowanie nowych BMW M3 i M4 wpadło mi do kalendarza trochę przez przypadek, ale kiedy już jechałem na Śląsk, tylko zacierałem ręce na to, co mnie czeka. Na torze Silesia Ring wziąłem udział w BMW Driving Experience, a konkretnie w szkoleniu M Perfection Training organizowanym przez niemiecką markę.

Takie eventy to solidna dawka adrenaliny, a w tym przypadku też okazja, by sprawdzić dwa piekielnie mocne modele aut. W zasadzie to nawet trzy, ale o tym za chwilę.

Kiedy zajechałem na Silesia Ring, już wiedziałem, gdzie się kierować. Miałem okazję poznać ten tor i wiedziałem, że w pit lane będą czekały najnowsze BMW. No i proszę, ustawione w rzędzie, do wyboru nawet w najbardziej szalonych kolorach. Zerknąłem na M3, M4, aż w końcu zauważyłem M5. Tych akurat miało nie być, ale organizatorzy zrobili nam niespodziankę.
Fot. BMW
Nie było na co czekać. Zdezynfekowałem ręce i udałem się ze swoją grupą na krótkie szkolenie. Uwierzcie, że garść teorii przed całym dniem ostrej jazdy po torze jest niezbędna.


Oczywiście czuwali nad nami instruktorzy, ale o pewnych rzeczach po prostu trzeba pamiętać, kiedy dostajecie w ręce auta o mocy ponad 500 KM. Tu nie ma kozaczenia, a jeśli ktoś myśli inaczej, na takim szkoleniu szybko zostanie sprowadzony na ziemię.
Fot. BMW
BMW Driving Experience dla mnie było stopniowaniem emocji. Nie ukrywam, że pojechałem tam dla M3 i M4, ale zacząłem od M5, którego parametry "na papierze" robią ogromne wrażenie. 625 KM pod maską i nieco ponad 3 sekundy do setki to dla wielu absurdalne osiągi. Tymi autami zrobiliśmy ćwiczenie ze skutecznym pokonywaniem zakrętów i celowaniem w apex (wierzchołek) w taki sposób, by na prostej jak najszybciej docisnąć gaz.
Fot. BMW
W tych warunkach dało się odczuć masę prawie dwóch ton, ale mimo to auto zachowywało się nadzwyczaj zwinnie. Wrażenie było dziwne, bo w komfortowych fotelach, siedząc dość wysoko, nie miałem odczucia, że znajduję się na torze. To oczywiście świetna maszyna o sportowych osiągach, ale jednak z genem limuzyny.

Zanim cokolwiek napiszę o M3 i M4, doleję oliwy do ognia w dyskusji o zmienionym przodzie tych aut. Niektórzy nie mogą na niego patrzeć, innym się podoba. Ja jestem gdzieś po środku, ale tak szczerze, to nie ma żadnego znaczenia. Wystarczy jedna ostra pętla na torze za kierownicą, by nabrać respektu do tych aut. Dyskusja o dziwnym grillu schodzi na drugi plan.
Fot. BMW
Poza tym auta wyglądają niezwykle agresywnie. Cztery końcówki wydechu, karbonowy dach, złote zaciski karbonowo-ceramicznych hamulców. Można by tak wymieniać jeszcze długo, ale szereg detali sprawia, że M3 i M4 od razu przyciągają wzrok.
Fot. BMW
Wszystkie udostępnione nam egzemplarze były w wersji Competition. A to oznacza, że dostaliśmy "zabawki" o mocy 510 KM i 650 Nm z napędem na tylną oś. Do tego 8-stopniowa automatyczna skrzynia biegów i specjalny pakiet, który przesuwa granicę prędkości maksymalnej do 290 km/h. Sprint do setki w takiej konfiguracji zajmuje 3,9 sekundy.
Fot. BMW
M4 w kolorze butelkowej zieleni (tak naprawdę to Isle of Man Green) wyjechałem na mokrą część toru, gdzie czekała na nas ósemka z pachołków i próba driftu. Na własnej skórze mogłem sprawdzić, jak działa regulowana kontroli trakcji w 10-stopniowej skali. Na "dziesiątce" auto prowadzi się jak po sznurku i nie ma mowy o jakimkolwiek uślizgu. Im mniejsza wartość, tym "eMka" stawała się bardziej szalona.
Fot. BMW
Przy "zerowym" ustawieniu zaczyna się prawdziwe latanie bokiem. Instruktorka podpowiedziała nam, że na początek warto ustawić sobie kontrolę trakcji na "dwójkę", wtedy jest znacznie łatwiej zrobić ósemkę. Komputer BMW ocenił moje wyczyny 4/5, więc jak na drugi raz w życiu w takiej rywalizacji, pękałem z dumy.
Fot. BMW
Tu muszę wspomnieć o kolejnej nowości, bo M4, do którego wsiadłem, miało kubełkowe fotele z włókna węglowego. Wyglądają trochę dziwnie, najpierw rzucają się w oczy… dziury na wylot w oparciu. Zastanawiałem się, jak w nich w ogóle zasiąść, ale sprawdziły się idealnie. Poprawione trzymanie boczne i całkiem niezły poziom komfortu to wszystko, czego potrzebowaliśmy w tych warunkach.
Fot. BMW
Pytanie tylko, jak jechałoby się w takim fotelu po normalnej drodze przez kilkaset kilometrów. Ich jedyny minus, który wyłapałem, to karbonowa wstawka w kroku, która po dłuższej chwili zaczęła mi trochę przeszkadzać.

Najbardziej czekałem na pokonanie całej nitki toru Silesia Ring, a zaplanowano to w najlepszy możliwy sposób. Każdy z uczestników miał szansę przejechać się trzema dostępnymi modelami. Okazja, by zrobić to w ciągu godziny w ekstremalnych warunkach, nie zdarza się często.
Fot. BMW
Przekonałem się, że M3 i M4 dają niesamowite możliwości pod względem ustawień zawieszenia czy pracy skrzyni biegów. Musiałbym spędzić chyba tydzień na torze, by spróbować jazdy w różnych konfiguracjach. Poza tym brzmią w sposób, który ja nazwałem "rasowym basem". Niektórzy narzekają, że dźwięk 3-litrowej jednostki został ugrzeczniony, ale trudno mi się z tym zgodzić.

W samym prowadzeniu odczułem zaskakująco sporą różnicę – podobno większą niż powinienem. M3 było bardziej zawadiackie i sprawiało wrażenie lżejszego od M4 o co najmniej 100 kg. Szczerze mówiąc, trudniej było mi je opanować, kiedy zbyt szybko dojechałem do zakrętu. M4 okazało się bardziej przewidywalne.
Fot. naTemat
Szybko doceniłem też 8-stopniowy automat, który moim zdaniem nie zamulał i pozwalał wykorzystać pełnię mocy. Chciałbym jeszcze sprawdzić, jak jeżdżą słabsze wersje tych aut, ale z 6-biegową, manualną skrzynią.
Fot. BMW
Oba modele trochę zyskały na wadze, jednak masa oscylująca w granicach 1800 kg w niczym nie przeszkadzała. Ceramiczne hamulce świetnie radziły sobie przy dohamowaniu z 200 km/h. Warto zaznaczyć, że jeździliśmy na oponach Michelin Pilot Sport 4S, które na suchej i mokrej nawierzchni zdecydowanie robią różnicę.

Wnioski? Na tor wybrałbym się ponownie za kierownicą M3, bo dostarczyło mi najwięcej emocji i zwyczajnie bardziej mi się podoba. Tylko nie zrozumcie mnie źle, bo gdyby ktoś namówił mnie na M4, też brałbym w ciemno.
Fot. BMW
Różnice w prowadzeniu są wyczuwalne, ale to nie oznacza, że mowa o gorszych wrażeniach. Jeden z instruktorów powiedział mi, że sam wybrałby M4, bo jego zdaniem skuteczniej pozwala wykręcić lepszy czas.

Przesiadka z "trójki" i "czwórki" ponownie do M5 była trochę jak przejście z twardego leżaka na wygodną kanapę. To mniej zadziorne, choć potwornie mocne auto. Po całym dniu na torze pomyślałem nawet, że wolałbym nim od razu wyjechać na ulicę, by zrobić test w normalnym użytkowaniu.
Fot. BMW
M3 i M4 są jak dwa łobuzy z tej samej klasy, rywalizujący na zrobienie czegoś szalonego. M5 to taki ich większy kumpel, który chociaż nie odstaje, sprawia wrażenie grzeczniejszego. Dodajmy, że w ofercie mają pojawić się M3 i M4 z opcją xDrive, co oznacza, że BMW puszcza oczko do coraz szerszej grupy klientów.

Osiem godzin szaleństwa na torze mija błyskawicznie, ale na koniec mam dla was dobrą wiadomość. To zabawa (choć nie tania) dostępna dla każdego. I nie chodzi w niej tylko o sprawdzenie nowych BMW. To także solidna lekcja pokory i umiejętności, dzięki którym będziecie jeździć pewniej, a przede wszystkim bezpieczniej. Szczegółowe informacje o eventach w ramach BMW Driving Experience znajdziecie na stronie BMW.
Fot. BMW
Czytaj także: Takie szkolenie zgasi każdego cwaniaka za kółkiem. Przydałoby się większości kierowców