Praca na kamerkach to nie wstyd, a wybór. Reakcje na "skandal z Natsu" mnie załamały

Alicja Cembrowska
Na świecie jest 195 krajów. Polska jest na 14. miejscu – w kategorii "oglądanie filmów porno". Każdy widział treści pornograficzne, chociaż raz w życiu. Każdy zna kogoś, kto ogląda je regularnie. Albo robi to sam. A potem? Bum, powódź – wylew moralnych przewodników, którzy mówią dziewczynie z YouTube'a, że powinna się wstydzić, bo jak to tak, dupę pokazywać i jeszcze na tym zarabiać? Kto to widział? Ano, widuje na co dzień 80 proc. z nas.
Praca na kamerkach to nie wstyd, a wybór Fot. Instagram.com / @natalia.karczmarczyk

Porno ogląda (prawie) każdy


O tym, że "Pornhub" ma 42 miliardy wizyt i 39 miliardów wyszukiwań na całym świecie w ciągu roku wiemy z raportów serwisu. I to tylko dane tego jednego serwisu, który udostępnia statystyki. Inne nie zdradzają zbyt chętnie, jakim zainteresowaniem się cieszą. Możemy się tego jednak domyślać.


Nad tematem porno pochylił się też zespół z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Przebadano 14 tys. Polaków. Okazało się, że 80 proc. ogląda treści pornograficzne – regularnie lub sporadycznie. Nie jest to wynik szczególnie zaskakujący. Porno oglądają ludzie na całym świecie i dane z większości krajów są bardzo zbliżone.

Treści pornograficzne mogą pozwalać dorosłym młodym ludziom poznawać własną seksualność, rozładowywać napięcie seksualne w przypadkach hiperseksualności, czyli uporczywej potrzeby uprawiania stosunków płciowych. Również może pomagać w związkach na odległość, przy rozłące z partnerem czy partnerką. Ponadto są znacznie mniej ryzykowne (np. pod względem chorób przenoszonych drogą płciową), niż kontakty seksualne z przypadkowymi osobami" – komentował Kamil Franczyk z UMCS.

Z kronikarskiej uczciwości muszę oczywiście odnotować, że dysponujemy mnóstwem badań o szkodliwości porno, szczególnie dla młodych ludzi. I wiele zależy od tego, jak i w jakim celu z pornografii, jako dorośli, korzystamy. Wiedząc jednak, że treści "dla dorosłych" oglądamy coraz chętniej i zdaje się, że powolutku, bardzo jeszcze subtelnie, ale jednak pęka tabu wokół seksu, dziwi święte oburzenie, jakie wywołały nagrania jednej z youtuberek.

Cel: dziewczyna z kamerki


Na Natsu rzuciło się stado kobiet i mężczyzn, którzy z jakiegoś powodu uznali, że rozliczyć należy dziewczynę, bo "pokazywała dupę", a nie osoby odpowiedzialne za łamanie prawa, czyli tych, którzy uprzejmi byli rozpowszechnić nagrania sprzed lat.

Niezdrowa ekscytacja. Setki linków do filmów i zdjęć młodej dziewczyny z Polski, wirtualne chichoty napalonych chłopaczków, karcące elaboraty kobiet. Jest i o szacunku, i godności, i w ogóle "fu, ci młodzi, zarabiają na dupach i cyckach". I na końcu jest zasmucona mina Natsu: "Byłam młoda, głupia, omamiona".

Domyślam się, że influencerka przyjęła narrację, którą przyjąć "wypadało", bo nadal niewiele kobiet oficjalnie mówi, że zarabia lub zarabiało ciałem – na kamerkach, wysyłając nudesy czy podczas bezpośrednich spotkań z klientami. Tego oczywiście nie wiem, bo jej nie znam. Może rzeczywiście tego żałuje i uznała to za niemoralny czyn z przeszłości. Czy jednak dziwię się, że położyła uszy po sobie i oficjalnie zasugerowała, że zrobiła źle?

W ogóle. Nie w kraju, w którym nadal akceptujemy wszelkie formy przemocy, publicznie obwiniamy ofiary gwałtów, bicie dzieci uważamy za metody wychowawcze (nadal niemal 50 proc. Polaków), słowo "cipka" nadal nas oburza, powtarzamy bzdury o "uczeniu 4-latków masturbacji" i "seksualizacji dzieci", które przypomnijmy, od urodzenia są istotami seksualnymi, a gdy zobaczymy pół cycka dorosłej kobiety, to hurr durr, dramat i afera na pół Polski.
Czytaj także: Kim jest Abella Danger? Filmy z jej udziałem obejrzano ponad miliard razy
Do tego dochodzi oczywiście cała otoczka pracy seksualnej, jako kryminalnego półświatka rodem z filmów lat 70. Dym z papierosków, panie wyprężone w fikuśnych staniczkach, a nad nimi ON – mężczyzna, który decyduje, które ciało jest akurat do użycia. Kobiety w tej wersji oczywiście są zmuszane do wykonywania swojej profesji. Często są biedne, pokrzywdzone, płaczą po kątach i to los sprawił, że miast obsługiwać klientów w sklepie, robią to w łóżku.

Uwaga. Ogłoszenie. Mamy XXI wiek. Kobiety (ale mężczyźni również), które świadczą usługi seksualne, najczęściej chcą to robić. "Najczęściej", bo oczywiście mam świadomość, że jakiś procent to ofiary handlu ludźmi lub porwań, zmuszanych do takiej pracy. Trudno jednak o jakiekolwiek dane, ponieważ od lat branża usług seksualnych jest kryminalizowana i stygmatyzowana i brakuje realnych statystyk i informacji o tym sektorze.

"Chcemy świadczyć usługi seksualne"


Właśnie dlatego powstała koalicja na rzecz praw pracownic i pracowników seksualnych "Sex Work Polska", która zrzesza osoby z branży, ułatwia im komunikację i walczy jednocześnie o edukację, ale również bezpieczeństwo osób, które zdecydowały się na taką pracę. Już to pokazuje, że są osoby, które po prostu chcą pracować w salonach masażu erotycznego, klubach ze striptizem, agencjach towarzyskich, nagrywać filmiki czy świadczyć usługi prywatnie.

Może cię zainteresować także: Rewolucja na Pornhub. Serwis właśnie usunął ponad 10 milionów filmów

Pytanie otwarte: czy jeżeli ludzie chcą to robić i jest grupa, która z tych usług chce odpłatnie korzystać, wszystko odbywa się za zgodą dwóch stron, nie dochodzi do nadużyć, a podczas spotkania (pośredniego na kamerce lub bezpośredniego w pokoju) dwie strony spełniają swoje potrzeby – seksualne, społeczne, ekonomiczne – to czy jest to "brak szacunku i godności"?

W tym wszystkim zaczyna pojawiać się grupa, która otwarcie przyznaje w mediach społecznościowych, że zajmuje się pracą seksualną i próbuje to normalizować. Patrycja, znana jako @kitty_tease, ma 27 lat, pracuje jako camgirl i opowiada o swojej pracy na Instagramie. – Zaczęło się dokładnie w moje 20 urodziny. Szukałam jakiekolwiek pracy i zaczęłam od studia kamerkowego, w którym nie można było się nawet rozbierać. To była zagraniczna strona (w studio pracowało się na wielu zagranicznych stronach) i do tej pory pracuje tylko na takich – mówiła w rozmowie z serwisem Mamadu.pl. Takie przykłady pokazują, że coś się zmienia.

Twoja moralność jest twoja


Wiele komentarzy internautów po sprawie z Natsu to jednak dowód, że są to zmiany bardzo powolne. Może nam się oczywiście nie podobać, że inni zarabiają na pokazywaniu ciała przez kamerkę. Może to zgrzytać z naszymi (!) wartościami i zasadami moralnymi, możemy czuć się z tym niekomfortowo, twierdzić, że to brak godności i szacunku do siebie.

Dobra wiadomość jest taka, że w takim przypadku nie musimy tego robić i możemy wybrać zawód i branżę, które odpowiadają naszym potrzebom. Druga dobra wiadomość: nie ma obowiązku korzystania z usług pań z kamerek. Nie musimy oglądać porno, dup, cycków i stosunków, jeżeli nasz system wartości alarmuje, że jest to niegodne i niewłaściwe. Natomiast warto mieć na uwadze, że inni mają ochotę zapłacić dziewczynie za rozmowę i taniec przed monitorem, a ona ma ochotę to zrobić i otrzymać wynagrodzenie. Nie ma tutaj wielkiej filozofii.

Masowy atak na jedną dziewczynę, która była camgirl kilka lat temu, jest festiwalem hipokryzji – szczególnie gdy ktoś ogląda takie treści lub tę konkretną osobę, a później hejtuje. Pokazem siły, próbą udowodnienia, że oto my, krystalicznie czyści, potępiamy zgrabną i ładną, której ktoś zapłacił, żeby pokazała pośladek.

Przecież z prawej i lewej strony nieustannie słychać wrzask, żądający wolności, prawa wyboru i możliwości decydowania o sobie. Problem pojawia się, gdy rozpoczynamy dyskusję o granicach tej wolności. Teoretycznie działanie nie jest złe, jeżeli nie krzywdzi innej osoby. Praca na kamerce, jeżeli jest poprzedzona świadomą decyzją i zgodą, nikogo nie krzywdzi.

Przestępstwem jest natomiast rozpowszechnianie takich treści bez tej świadomej decyzji i zgody osoby, która w nagraniach się pojawia.

To nie Natsu jest winna i nie ma powodów do wstydu. Nie powinna musieć się tłumaczyć z tego, że kiedyś zdecydowała się zarabiać w taki sposób. Mogła mieć ochotę lub po prostu musiała to zrobić. I nie powinno to podlegać dyskusji.

Tymczasem ruszyła fala niezdrowej ekscytacji. Mężczyźni pod każdą wzmianką o Natsu "błyskotliwie" i jakże "żartobliwie" proszą o link do nagrań. Natomiast druga grupa, męsko-żeńska, próbuje na historii tej dziewczyny podbić sobie ego moralizatorskimi wywodami. Skala i ton tych komentarzy od razu nasuwają mi skojarzenie z grupką dzieciaków, która dorwała gazetkę z "gołymi babami" i z wypiekami przerzuca szybciutko strony, żeby tylko nikt nie zobaczył.

Serio, nie jesteście lepsi tylko dlatego, że nie tańczycie przed kamerką. Można się rozejść.

Może cię zainteresować także: Udostępniasz filmy z Natsu? Za publikację wizerunku nagiej osoby bez zgody grozi surowa kara

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl