Setki rakiet, alarm w Jerozolimie. O co chodzi w nowym konflikcie na Bliskim Wschodzie? [WYJAŚNIAMY]

Katarzyna Zuchowicz
Ataki rakietowe ze Strefy Gazy i Izraela, starcia Palestyńczyków z policją na terenie meczetu Al-Aksa, wyjące syreny w Jerozolimie, izraelska armia w stanie gotowości – ostatnie doniesienia z Bliskiego Wschodu poruszyły świat. Takiego napięcia na linii Izrael-Palestyńczycy nie było dawno. O co chodzi w tym najnowszym konflikcie?
Rośnie napięcie na Bliskim Wschodzie. W poniedziałek w Jerozolimie zawyły syreny. Fot. Screen/Twitter/IMEU


Dopiero co świat zachwycał się tempem ich akcji szczepień i z zazdrością patrzył, jak szybko Izrael wrócił do normalnego życia.


Dziś pandemia zeszła na dalszy plan. Od poniedziałku świat obserwuje rosnące napięcie na linii Izrael-Palestyńczycy. Konflikt, z którym ludzie żyją tu od lat, nagle znów zwrócił uwagę Zachodu. UE, USA i Wielka Brytania już wezwały oba narody do deeskalacji przemocy, ale ona nie słabnie. O co chodzi tym razem? Sami mieszkańcy uważają, że nie jest tak łatwo i jednoznacznie wskazać przyczyny.

– Złożyło się na to wiele czynników. To są bardzo bardzo skomplikowane sprawy – przyznaje Karolina van Ede-Tzenvirt, Polka, która mieszka w Jerozolimie i prowadzi bloga Izraelblog.net.

Co się stało w Jerozolimie


To właśnie sytuacja w Jerozolimie wywołała alert na świecie. W poniedziałek wieczorem w Świętym Mieście zaczęły wyć syreny alarmowe, słychać było eksplozje, a media zaczęły grzmieć o palestyńskim ataku rakietowym na Jerozolimę. Ze Strefy Gazy wystrzelono siedem pocisków.

Media społecznościowe zalały zdjęcia i nagrania.
Takie ataki nie są tu częste.

– Ostatni raz podobnie było w 2014 roku w czasie operacji Ochronny Brzeg. I też chyba tylko trzy czy cztery razy. W Jerozolimie to rzadkość, ale na południu prawie na porządku dziennym – zaznacza Karolina van Ede-Tzenvirt.

Mówi, że we wtorek w samej Jerozolimie było już spokojnie. Ostatnie syreny wyły wieczorem.

– Ale jeszcze na Wzgórzu Świątynnym trwały zamieszki i nawet zapaliło się tam drzewo od koktajlu Mołotowa. Wyglądało to dość spektakularnie i groźnie. Rakiety, które zostały wystrzelone na Jerozolimę spadły bardzo daleko ode mnie. Po drugiej stronie miasta. Właściwie w miasteczkach otaczających Jerozolimę – opowiada. Jedna z rakiet wystrzelonych przez palestyński Hamas spadła na zachodnich obrzeżach, uszkodziła lekko jeden dom i spowodowała pożar. Trzeba było ewakuować izraelski parlament.

Dlaczego atak na Jerozolimę


Sytuacja w mieście była napięta od kilku dni. Już w czasie weekendu dochodziło do starć Palestyńczyków z policją. Według części mediów przyczyną miały być planowane wysiedlenia Palestyńczyków z terenów, gdzie mają powstać osiedla izraelskie.

W poniedziałek przed Sądem Najwyższym Izraela miała się odbyć rozprawa dotycząca eksmisji palestyńskich rodzin z ich domów we Wschodniej Jerozolimie w dzielnicy Szejk Dżara. Sąd miał rozpatrzyć apelację Palestyńczyków, którzy uważają, że to niesprawiedliwe.

Na prośbę prokuratora, odroczył jednak rozprawę, a nowy termin ma wyznaczyć w ciągu 30 dni.

Sprawa ciągnie się od lat i dotyczy działek, które przed 1948 rokiem należały do żydowskich rodzin. Na tej podstawie, zgodnie z prawem z 1970 roku, Palestyńczycy, którzy tam dziś mieszkają, mieliby zostać przesiedleni. Każda ze stron widzi to jednak inaczej. Dawid Warszawski, publicysta "Gazety Wyborczej" napisał, że nie chodzi o wysiedlenia. "Głównym powodem starć jest możliwość realizacji wyroku sądu nakazującego eksmisję kilku rodzin w arabskiej dzielnicy Szejk Dżara mieszkających w domach zbudowanych na działkach zakupionych w XIX w. przez żydowskie organizacje" – opisuje.

Wyjaśnia, że w 1948 roku, gdy Jordania zajęła wschodnią Jerozolimę, mieszkający tam Żydzi zostali wygnani przez wojska jordańskie. Ale po zajęciu tej części miasta przez Izrael w 1967 roku, sąd w 1982 r. przywrócił pierwotnym właścicielom prawo własności.

"Ci zaś po latach sprzedali działkę z domami; nowi właściciele chcą się wprowadzić i żądają eksmisji obecnych lokatorów, którzy odmawiają opuszczenia domów. Powodem oburzenia arabskich mieszkańców wschodniej Jerozolimy oraz obecnych protestów jest to, że nowi właściciele – i przyszli sąsiedzi – są Żydami" – pisze.

Do tego w poniedziałek Izraelczycy obchodzili Dzień Jerozolimy. Z okazji święta izraelska skrajna prawica planowała marsz przez część Wschodniej Jerozolimy i Stare Miasto zamieszkane głównie przez Palestyńczyków.

Palestyńczycy ustawili wtedy barykady na Wzgórzu Świątynnym. Na terenie meczetu Al-Aksa doszło do starć z policją. Rannych zostało ponad 300 Palestyńczyków i kilkudziesięciu policjantów. – Policja zareagowała na zaczepki tych, którzy przyjechali do Jerozolimy z kamieniami i petardami wcale nie po to, by tylko modlić w meczecie Al- Aksa – mówi nasza rozmówczyni. Hamas dał wtedy Izraelowi "ultimatum do godziny 18", by wycofał policję spod meczetu. Potem w kierunku Izraela wystrzelono rakiety, właśnie wtedy w Jerozolimie zaczęły wyć syreny.

Skąd obecna eskalacja?


Co mówią w Izraelu o przyczynach tych zajść? Polka wskazuje na mix kilku z nich.

– Ramadan, w czasie którego zawsze są jakieś zamieszki, choćby niewielkie, jakieś zaczepne zachowania. Konflikt rodzin arabskich i żydowskich w sprawie własności kilku domów w Szejk Dżara. Niefortunne posunięcia policji jak zakaz gromadzenia się na Starym Mieście z powodu koronawirusa w czasie bardzo ważnego święta. Demonstracje ultra prawicowych organizacji żydowskich. Nie ma jednak wątpliwości, że strzelanie do niewinnych cywilów i machanie flagami Hamasu na wzgórzu świątynnym jest niedopuszczalne – wymienia ogólnie.

Jak przekazał Hamas, atak rakietowy miał być odpowiedzią na "izraelskie przestępstwa i przemoc" w Jerozolimie. "Był to jeden z największych protestów Palestyńczyków w Izraelu od lat" – podkreśla Arab News.
W odpowiedzi na działania Palestyńczyków Izrael zaczął ostrzeliwać cele w Strefie Gazy, wystrzelił ok. 130 rakiet. Palestyńskie władze podały, że zginęły 24 osoby, w tym 9 dzieci.

Ataki rakietowe przez całą noc


"Robi się poważnie", "W Izraelu rosnące przeświadczenie, że naszedł czas silnego uderzenia w Hamas" – komentuje na Twitterze Jarosław Kociszewski, dziennikarz zajmujący się Bliskim Wschodem. Operacja izraelska już ma nazwę "Strażnik Murów". Według Izraelczyków zginęło 15 bojowników Hamasu. Izraelskie media podają też, że ze strony Strefy Gazy w kierunku Izraela wystrzelono ok. 200 rakiet. Ataki rakietowe z obu stron trwały całą noc z poniedziałku na wtorek.

Jedna z rakiet trafiła w budynek mieszkalny w mieście Aszkelon, rannych zostało sześć osób. Jarosław Kociszewski sam zamieścił wiele nagrań, które oddają dzisiejszą atmosferę. "Arabscy mieszkańcy zrywają flagę izraelską i wieszają palestyńską" – pisze np. o mieście Lod koło Tel Awiwu.
Zdjęcia mogą robić wrażenie. Ale jak przekłada się to na normalne życie?

– Jesteśmy w szoku. Trzymamy rękę na na pulsie, odczuwa się jednak niepokój w związku z sytuacją, ale jest to stan znany Izraelczykom. Nie wpływa to na codzienne życie. U nas wszystko tak naprawdę dzieje się jak gdyby nigdy nic. Tylko szkoły na południu kraju są zamknięte. Tam jest gorąco. U nas w Jerozolimie od wczoraj wieczorem jest cisza – podkreśla Polka.