Zmarł ks. Stanisław Orzechowski — legenda Wrocławia. "Orzech" miał nawet swojego... krasnala
Na Dolnym Śląsku znali go niemal wszyscy — nawet jeśli nie mieli nic wspólnego z Kościołem. Ksiądz Orzechowski, czyli po prostu "Orzech" — bo tak go powszechnie nazywano — zmarł w wieku 81 lat po długiej walce z chorobą nowotworową. Słynny kapelan Solidarności we Wrocławiu doczekał się nawet własnej figurki krasnoludka.
- Kim był Stanisław Orzechowski? Wspomnienie ks. "Orzecha", który zmarł w wieku 81 lat.
- Wrocław żegna legendarnego kapelana lokalnej "Solidarności"
- Jaki był ks. "Orzech"? Historia duchownego, którego postać obrosła taką legendą jak... wrocławskie krasnoludki
— Charyzmatyczny duszpasterz, zupełnie nie pasował do dzisiejszego stylu życia księdza, wystawnych plebanii, luksusowych aut. Odprawiane przez niego w stanie wojennym msze za ojczyznę w kościele na Bujwida stały się patriotycznymi manifestacjami wolności — można przeczytać w komentarzach, które zalały media społecznościowe po tym, jak ogłoszono, że 19 maja o godz. 12.42 odszedł legendarny kapelan wrocławskiej "Solidarności" — ks. Stanisław Orzechowski zwany "Orzechem".
Ksiądz "Orzech" we Wrocławiu był legendą
Głodował ze strajkującymi kolejarzami (to właśnie on odprawił słynną mszę w czasie strajku w zajezdni tramwajowej przy ul. Grabiszyńskiej w sierpniu 1980 r.), wspierał studentów z Duszpasterstwa Akademickiego Wawrzyny", lgnęli do niego prześladowani przez władzę hippisi, a komuniści... klasyfikowali go wysoko na liście tych, których chciano się pozbyć (tuż za Jerzym Popiełuszką, którego "Orzech" uważał za swojego przyjaciela).Każdy, kto kiedykolwiek miał okazję poznać "Orzecha", miał szansę się przekonać, że to nie był zwykły ksiądz odprawiający nudnawe msze.
Jego kazania zawsze były pełne pasji i szczerości, dlatego często wzbudzał skrajne emocje. Lubił prowokować dyskusje, a jego otwartość na różne poglądy nikogo nie pozostawała obojętnym.
Spory dystans do rzeczywistości i ogromne poczucie humoru sprawiały, że z "Orzechem" wspólny język znajdowali nie tylko młodzi ludzie, ale także poważni politycy, których nierzadko wytrącał z równowagi. Przed laty zasłynął np. tym, że skłonił prezydenta Wrocławia do tego, by obmywał nogi pielgrzymom odwiedzającym stolicę Dolnego Śląska. Tak wspomina to wydarzenie Rafał Dutkiewicz.
O Honorowym Obywatelu Wrocławia nie zapomniał też obecny prezydent tego miasta — Jacek Sutryk, który wczoraj potwierdził informację o śmierci słynnego duchownego.
Humor, dystans, szczerość i skromność — Wrocław wspomina ks. "Orzecha"
Daleko mu było do pełnego blichtru stylu bycia kościelnych hierarchów. Mimo wielu lat oddanej pracy dla innych nie zmienił swojego stosunku do otoczenia. Wszystkich starał się traktować na równi i szybko skracał dystans podczas każdej rozmowy.— Był człowiekiem z krwi i kości. Powiedział kiedyś "Jak śni mi się goła baba, to wiem, że wszystko w porządku, ale jak kardynał, to jestem pewien, że będą kłopoty..." — wspomina w mediach społecznościowych Wojciech Papiński w komentarzu do materiału na temat ks. Orzechowskiego.
Pogoda ducha, przekora, poczucie humoru, błyskotliwość i ogromna skromność sprawiały, że łatwo było mu gromadzić wokół siebie tłumy.
Przez lata legendą obrosły także jego słynne "kursy antymałżeńskie" — jak sam nazywał je z przekorą "Orzech". Chodziło oczywiście o tzw. "dialogi małżeńskie", czyli cykle wykładów dla par, które chciały się pobrać. Zwykle trzeba było się zapisywać na nie ze sporym wyprzedzeniem, a nawet osoby niewierzące, które przychodziły na takie spotkania tylko po to, by towarzyszyć partnerom, doceniały to, co miał do przekazania ks. Orzechowski.
Kim był Stanisław Orzechowski? Historia księdza "Orzecha"
Ks. Orzechowski pochodził z niewielkiego Kobylina w woj. wielkopolskim, był absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, gdzie jednym z jego wykładowców był Karol Wojtyła.Większą część posługi kapłańskiej spędził jednak na Dolnym Śląsku, gdzie wiele osób widziało w nim lokalną wersję "drugiego papieża" — choć sam "Orzech" odcinał się od takich porównań.
Po płomiennych kazaniach potrafił jakby nigdy nic... dołączyć do grona osób obierających worek cebuli na mielone dla pielgrzymów.
Jego skromność nie była na pokaz, a praca duszpasterska była jego prawdziwym powołaniem, choć w jego rozumieniu była to bardziej pomoc innym, szczera rozmowa, empatia, wsparcie w chwilach zwątpienia niż zwykle "klepanie pacierzy".
Wierni wspominają, że "Orzech" był klasycznym przykładem osoby, z którą można było kraść przysłowiowe konie (sam zresztą śmiał się, że w dzieciństwie podkradał proboszczowi czereśnie z ogrodu). Mimo sporego dystansu do rzeczywistości, miał w sobie jednak ogromną dozę powagi i nie stronił od trudnych pytań — także tych o grzechy, których dopuścił się Kościół w Polsce.
Nie ma wątpliwości, że zdawał sobie sprawę z wielu błędów, które popełniono w tej instytucji, ale w ostatnich latach miał coraz mniej sił do tego, by poprawiać co, co jego zdaniem warto było zmienić.
"Orzech" od dłuższego czasu walczył z chorobą nowotworową i złośliwymi guzami, które pojawiły się w jego gardle, przez co miał coraz większy problem z mówieniem. Kiedy jego stan mocno się pogorszył, lekarze musieli wprowadzić go w stan śpiączki farmakologicznej.
Pusty fotel i słynna drewniana laska, którą często się podpierał, skłoniły osoby z jego najbliższego otoczenia do wyjątkowych wspomnień...
— Nie był krasnoludkiem, ale teraz gdzieś pewnie jest — można przeczytać w jednym z komentarzy pod informacją o śmierci duchownego z Dolnego Śląska, którego działalność przeszła do legendy — podobnie jak opowieści o lokalnych krasnalach.
Figurkę ks. Stanisława Orzechowskiego w postaci lokalnego krasnala można znaleźć przy ul. Bujwida we Wrocławiu. "Krasnal Ksiądz Orzech" stoi przed kościołem św. Wawrzyńca.
Czytaj także: W Polsce żyje kuzyn księcia Filipa. To dominikanin Aleksander Hauke-Ligowski herbu Bosak
Dowiedz się więcej:
- Rozmawiamy z kuzynem księcia Filipa. To polski dominikanin Aleksander Hauke-Ligowski herbu Bosak
- Siostra Janina od hitu "Despacito" jednak nie wystąpiła z zakonu? Wydano sprostowanie
- Nie tylko chleb i wino, czyli... co jedzono w czasie Ostatniej Wieczerzy w Wielki Czwartek?