Nie lubiłam "Przyjaciół", ale odcinek specjalny mnie wzruszył. Już wiem, w czym tkwi sekret serialu

Alicja Cembrowska
Nie odnalazłam się w serialu "Przyjaciele" i nie zamierzam tego zmieniać. Znam oczywiście postaci i najbardziej kultowe sceny, kilka odcinków oglądałam dawno temu, jednak bez większych emocji. Postanowiłam jednak włączyć długo zapowiadany odcinek specjalny, nagrany po 17 latach od zakończenia produkcji. Z ciekawości. I się bardzo zaskoczyłam.
Nie jestem fanką "Przyjaciół", ale obejrzałam odcinek specjalny i się wzruszyłam Materiały prasowe HBO MAX

Obejrzyj, nawet jak nie jesteś fanem

Moje najsilniejsze wspomnienie związane z "Przyjaciółmi"? Siostra, która mogła oglądać ten serial bez przerwy. Nie rozumiałam, jak może ją to bawić i wkurzałam się, że to ona dorwała się do telewizora, a nie ja i jedyne, co mi pozostaje, to się obrazić i zamknąć w pokoju.


Domyślam się zatem, że dla wieloletniego fana "Przyjaciół" wielki, acz jednorazowy, powrót szóstki przyjaciół na ekran, to całkowicie inne przeżycie niż dla mnie. Włączając półtoragodzinny odcinek spodziewałam się, że zobaczę dalsze losy dobrze znanych bohaterów, jakby faktycznie Phoebe, Monica, Rachel, Ross, Chandler i Joey ponownie spotkali się po latach. Ot, rzucę okiem i już.
"Przyjaciele: Spotkanie po latach" okazało się natomiast trochę filmem dokumentującym fenomen serialu, trochę talk-show, w którym aktorzy zasiedli na kanapie przy fontannie znanej z czołówki i zabrali widzów w podróż po swojej sentymentalnej mapie wspomnień. O dziwo, nie sprawiło mi to zawodu. Ba, pokazało inną perspektywę.

Do tej pory widziałam po prostu sitcom, który mnie nie do końca bawi i nie jest rozrywką, którą chciałabym zapełniać czas wolny. Bez żalu lata temu, po pierwszych podejściach "Przyjaciół" po prostu porzuciłam. Zawsze jednak intrygowało mnie, że serial, dla mnie nieatrakcyjny, jest takim fenomenem na całym świecie. Teraz zrozumiałam.

Sekret sukcesu "Przyjaciół"

I nie będę ukrywać – bardzo wzruszył mnie ten nagrany po latach odcinek, gdy aktorzy wracają na plan i na nowo przeżywają emocje towarzyszące im wtedy. Gdy byli pełnymi energii młodymi ludźmi i po prostu dobrze się bawili. Podczas nagrywania pierwszego sezonu nikt nie spodziewał się, że "Przyjaciele" podbiją świat.
Według mnie sekret serialu kryje się natomiast w tym, co powiedziała producentka i scenarzystka Marta Kauffman: "Serial opowiada o tym etapie życia, w którym przyjaciele są twoją rodziną, a założenie własnej rodziny go zamyka". Na tym etapie żyjemy, jakby jutra miało nie być, planujemy, nieraz jeszcze nie wiemy, czego oczekujemy, jak wyobrażamy sobie przyszłość.

To czas niewinności, zabawy, błogiej niewiedzy, niestabilności nazywanej spontanicznością, rozterek miłosnych i tego właśnie wychodzenia z przyjaciółmi do kawiarni czy pubu. I gadanie, gadanie godzinami o sprawach, które z perspektywy czasu mogą wydawać się głupie i błahe, ale wtedy były najistotniejsze. Kto z rozrzewnieniem nie wspomina tych pięknych lat, w których ta straszna mityczna dorosłość wydawała się szalenie odległą perspektywą?

"Przyjaciół" kochają ludzie na całym świecie

Z relacji fanów z różnych krajów, którzy pojawili się w filmie, wynika, że serial stał się dla nich wsparciem w trudnych momentach. Pomógł poradzić sobie z samotnością, depresją, niską samooceną. Był odskocznią, pocieszeniem, powodem do śmiechu, gdy życie akurat innych powodów nie podsuwało. To często bardzo intymne wyznania, a ich nadawcy nie wstydzą się łez.

Rozumiem to doskonale, bo sama mam listę filmów i seriali, które działają na mnie w magiczny sposób i gdy wali się wszystko, po prostu uciekam na trochę w ten wyobrażany świat bohaterów, których dobrze znam, chociaż nigdy się z nimi nie spotkałam bezpośrednio. Uciekam, żeby naładować baterie i dopiero w takim stanie zmierzyć się z problemami.

Drugi aspekt, który bardzo mnie poruszył, a o którym zapomniałam, to wspólna praca. W tym przypadku trwająca 10 lat. Aktorzy wspominają, jak razem jedli, robili krąg, spędzali wspólnie czas również poza planem, bo czuli, że nikt poza ich gronem nie jest w stanie zrozumieć, przez co przechodzą.

Budowanie relacji

Zaskoczyłam samą siebie. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam! Byłam asystentką reżysera. Razem pracowaliśmy nad dużym spektaklem przez prawie pół roku. Gdy popatrzyłam na łzy wzruszenia ekipy "Przyjaciół", całkowicie zrozumiałam, co mają na myśli.
Ja spędziłam z zespołem pół roku, ale też patrzyłam na relacje innych grup teatralnych czy filmowych, które pracowały ze sobą przez długi czas. Trudno nie związać się z ludźmi, których widzisz prawie codziennie, z którymi łączy cię całkowicie unikatowe i jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. To emocje, zmęczenie, śmiech, wypady po kawę na przerwie i godziny spędzone na próbach i nagraniach. To żarty i sytuacje, które rozumiecie tylko wy.

Serial był codziennością szóstki aktorów przez 10 lat. Teraz opowiedzieli o tych emocjach. Pokazali je, wpadając sobie w ramiona, płacząc, wspominając, opowiadając anegdoty. Pokazali, że są przyjaciółmi, nawet gdy już nie spotykają się codziennie na planie. I że łączy ich szczególna więź.

W odcinku, poza "zwykłymi" fanami, pojawiło się również dużo gwiazd – Lady Gaga zaśpiewała z Lisą Kudrow piosenkę "Smelly Cat", David Beckham opowiedział o swoim ulubionym odcinku, który pomaga mu w stresujących sytuacjach, a Cara Delevingne, Cindy Crawford i Justin Bieber zaprezentowali się w m.in. kultowych skórzanych spodniach Rossa, ziemniaka i sukni Rachel.
I jak raczej niewiele śmiałam się na "Przyjaciołach", tak ten odcinek specjalny, pokazujący sceny wycięte i szczere rozbawienie tym procesem twórczym, sprawił, że kilka razy wybuchnęłam śmiechem.

Wzruszyła mnie czułość, z jaką odnosili się do siebie aktorzy. Czuło się, że są dla siebie ważni, a to 10 lat pracy na planie serialu zmieniło ich na zawsze. I zmieniło wielu widzów, którzy w tych często głupkowatych gagach i absurdalnych scenach znajdywali to, czego im brakowało – czystego, wolnego, pozwalającego oderwać się od swoich problemów śmiechu.

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl