Ukryte życie influencerki. “Sweat” sprawi, że dwa razy pomyślisz, zanim dasz kolejny lajk
Życie influencerek to bajka, z którą coś poszło nie tak. Początek zasadniczo się zgadza: internetowe celebrytki, na wzór wszelkiej maści kopciuszków, zdobywają kolejne sprawności na skali od zera do milionera, a my ochoczo im kibicujemy. Problem, który pojawia się na samym końcu, brzmi: “I żyły długo i szczęśliwie”. I to właśnie od niego zaczyna się “Sweat” - polska “bajka”, która zachwyciła krytykę na całym świecie.
- Głośny film Magnusa von Horna, “Sweat”, wchodzi do kin.
- Obraz został wybrany do oficjalnej selekcji Cannes 2020.
- W roli głównej występuje Magdalena Koleśnik, która za rolę fit-influencerki otrzymała główną nagrodę festiwalu w Gdyni.
Bo mimo że na ekrany naszych kin “Sweat” wchodzi dopiero teraz, obraz zdążył już “zjeździć” wirtualne festiwale i zdobyć sporą liczbę nagród. Gdyńskie Złote Lwy mają na półkach zarówno reżyser, jak i odtwórczynie głównej i drugoplanowej rol kobiecej. Na zeszłorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych nagrodzono również zdjęcia i montaż. Sam obraz zdobył druga nagrodę festiwalu — Srebrne Lwy.
Gdyby nie pandemia, do tej listy dopisalibyśmy z pewnością jeszcze sporo festiwalowych nagród, czego zwiastunem była kwalifikacja do oficjalnej selekcji festiwalu w Cannes. Jednak pomimo faktu, że ekipa "Sweat" nie miała okazji przechadzać się po wielu czerwonych dywanach, to tych symbolicznych rozwinięto przed nimi masę.
Nie należy jednak dać się zwieść: von Horn nie czyni tu nikomu żadnych uprzejmości, ani nie lituje się nad losem utalentowanych, ciężkopracujących i hejtowanych bez powodu. Wręcz przeciwnie: prowadzi nas w te kulisy życia zawodowych zbieraczy lajków, do których wcale a wcale nie chcemy zaglądać.
Bo “naga” prawda o życiu w internecie według von Horna nie jest pokryta rozstępami czy cellulitem, tak pieczołowicie retuszowanym na wszytskich trafiających do sieci zdjęciach. Twórcy nie interesuje to, czy jego bohaterka kupuje lajki na internetowych aukcjach, ani to czy lubi wpraszać się na darmowe obiady, “płacąc” poleceniami w internecie. Te brudy piorą wszyscy. Prawdziwa tajemnica jest znacznie bardziej dotkliwa — i dla niej, i dla nas.
Fot. materiały prasowe
Motywacyjna mantra działa jak złoto: po treningu Sylwię otacza wianuszek “wyznawczyń”: niektóre płaczą i dziękują, że nadaje im sens życia. Inne patrzą z podziwem i obiecują sobie, że po tym treningu staną się najlepszymi wersjami siebie. Takimi jak Sylwia..
Trenerka doskonale o tym wie: przecież dokładnie po to robi to, co robi: chce wyznaczać trendy, pokazywać dobrą drogę, zachęcać do zmiany. Postuje więc podziękowania dla fanów za to, że “się z nią spocili” i leci inspirować dalej.
Sylwia wie, że musi być obecna w życiu swoich followersów, na tym to zadanie polega. Jeśli raz zniknie z ich orbity, nikt nie będzie grzał dla niej miejsca w serduszku: lajki polecą w inną stronę, a do tego Sylwia nie dopuści. Przecież nie po to pracowała na sukces, żeby teraz zwolnić tempo.
Relacjonuje więc każdą chwilę, która ma jakikolwiek potencjał: wejście po schodach? “Kochani, zawsze wybieram schody — każda okazja jest dobra do ćwiczeń". Popołudniowa przekąska? “Kochani, szejk bananowy z nową mieszanką proteinową mojej ulubionej marki. Pycha!”. Przed snem jeszcze szybki unboxing elektrycznej deskorolki, potem wirtualne buziaczki na dobranoc i dzień można uznać za udany.
Fot. materiały prasowe
Nagranie rozchodzi się viralowo, a PR ostrzega: za bardzo się odsłaniasz. Reklamodawców nie interesuje prawda, ludzi nie interesuje samotność, nikogo nie interesuje Sylwia z Łodzi. Jedyne, na czym komukolwiek zależy, to dokładnie zaprojektowana, dopracowana w każdym calu Sylwia Zając — uśmiechnięta jak w reklamie pasty do zębów i energiczna, jak króliczek na usługach reklamowych znanego producentach baterii.
To dopiero początek, ale już w tym momencie kinowy fotel staje się nieco mniej wygodny. Bo uświadamiamy sobie, że jedyne kontakty, jakie z drugim człowiekiem ma Sylwia, to kontakty biznesowe. Jako internetowe bożyszcze jest podziwiana przez tysiące, ale nie ma jednej osoby, która przejęłaby się tym, że dziewczyna ma stalkera. “Kocham cię” słyszy codziennie od obcych ludzi, podczas gdy jej własna matka (w tej roli świetna Aleksandra Konieczna) boi się wypowiedzieć te słowa na głos.
Sylwia Zając nie lubi się nad sobą rozczulać — przynajmniej niezbyt często. Czy my powinniśmy? Po obejrzeniu “Sweat” łatwiej znajdziecie odpowiedź.
Film w kinach od 18 czerwca.
Artykuł powstał we współpracy z Gutek Film.