Bunt przeciwko Czarzastemu w partii. "Mam pretensje do kolegów". Klub Lewicy się rozpadnie?

Anna Dryjańska
W Nowej Lewicy – do niedawna SLD – dojrzewa bunt przeciwko Włodzimierzowi Czarzastemu. Przewodniczący jest oskarżany o wodzowski styl zarządzania partią i konszachty z PiS ws. Funduszu Odbudowy. 17 parlamentarzystów Lewicy podpisało się pod listem z żądaniem natychmiastowego zwołania zarządu krajowego. 17 lipca może okazać się, czy to początek końca klubu Lewicy w parlamencie.


Posłanka Joanna Senyszyn, jedna z sygnatariuszek listu, nie przebiera w słowach. – Czarzasty zarządza (partią – red.) bardziej autorytarnie niż Kaczyński – oceniła w wywiadzie dla telewizji wPolsce. Kolejny z siedemnastu, poseł Tomasz Trela, wbił szpilę w przewodniczącego w wywiadzie dla "Newsweeka". – Nie chcę być opozycyjnym Gowinem, który głosuje z PiS, ale się nie cieszy – powiedział nawiązując do poparcia Lewicy dla Funduszu Odbudowy.


Oficjalnie buntownikom chodzi o "odwieszenie" Marka Balta, szefa śląskich struktur partii. Czarzasty ukarał go za to, że dwoje wojewódzkich radnych Lewicy zagłosowało za udzieleniem absolutorium pisowskim władzom regionu. Z prawniczego na polski: radni Lewicy podnieśli rękę za tym, że lokalny PiS prawidłowo rozliczył się z wydawania publicznych pieniędzy.

Jednak w rzeczywistości konflikt w dawnym SLD jest znacznie większy. Marek Balt – twierdzą nasi rozmówcy – tak naprawdę został zawieszony za to, że jest jednym z liderów buntu przeciw Czarzastemu. Głosowanie radnych było tylko pretekstem, by go utrącić.

List 17–tu – szesnastu posłów i jednego senatora – to bowiem tylko wierzchołek góry lodowej sporu w Nowej Lewicy. Pod znakiem zapytania staje dokończenie trwającego od ponad 1,5 roku procesu zjednoczenia.

Zjednoczenie na fali sukcesu



Proces zjednoczenia SLD i Wiosny zaczął się niedługo po wyborach parlamentarnych z 2019 roku. Ze wspólnej listy komitetu Lewicy wystartowało kilka partii – najbardziej znane z nich to SLD, Wiosna i Razem. Koalicja się opłaciła. Lewica wróciła do Sejmu zdobywając 12,56 proc. głosów. W ławach poselskich zasiadło 47 lewicowych polityków.

W 2021 roku proces zjednoczenia stał się bardziej widoczny dla opinii publicznej. W marcu SLD oficjalnie przekształciło się w Nową Lewicę. W czerwcu Wiosna Roberta Biedronia rozwiązała się, by jej politycy mogli dołączyć do koalicjantów pod nowym, wspólnym szyldem.

Zgodnie z umową władza w Nowej Lewicy ma być sprawowana na zasadzie parytetu: współprzewodniczący z dawnego SLD i dawnej Wiosny na każdym poziomie struktury. Wisienka ma trafić na zjednoczeniowy tort podczas kongresu 9 października – to właśnie wtedy Nowa Lewica ma wybrać podwójne władze.

Kto będzie trzymał władzę w Nowej Lewicy



I tu zaczął się problem. Bez ogródek mówi nam o nim jeden z buntowników. – Ktoś ciężko pracował na lewicę przez 10–15 lat, a teraz drugie, nowe i znacznie mniejsze środowisko ma mieć tyle samo do powiedzenia? Co to za zasady? – pyta retorycznie jeden z naszych rozmówców.

Jego zdaniem dwie równoprawne frakcje w Nowej Lewicy, posteseldowska i postwiosenna, to zły pomysł. – Przecież Wiosna nie ma nawet tylu ludzi, by obsadzić wszystkie powiaty – dowodzi polityk. To właśnie bardziej rozbudowane struktury, przekonuje, są powodem, by większe znaczenie w Nowej Lewicy mieli ludzie z dawnego SLD.

Argument ten zbija posłanka Anna Maria Żukowska, stronniczka Czarzastego.

– To nieprawda, Wiosna ma ludzi. Przynieśli nam 1400 deklaracji członkowskich. Przypomnę, że województw jest tylko 16. Spokojnie znajdą się ludzie do tego, by obsadzić współprzewodniczących krajowych i wojewódzkich. A jeśli chodzi o powiaty, to w statucie jest zapisane, że tam gdzie Wiosny nie ma, tam nie ma współprzewodniczenia – argumentuje parlamentarzystka.

Ze stwierdzeniem, że SLD ma bardziej rozbudowane struktury niż Wiosna, nie dyskutuje. Posłanka podkreśla jednak, że to nikomu nie przeszkadzało kilka tygodni po powrocie do Sejmu, gdy zaczął się proces jednoczenia.

– Wszyscy byli świadomi faktu, że Wiosna ma znacznie mniej rozbudowane struktury, ale pierwszorzędne znaczenie miało to, że ona i SLD mają własne – i uzupełniające się – elektoraty. Ale przyszła pandemia, niektórym pozmieniało się w głowach i uznali, że Wiośnie jednak nie należy się równy udział we władzach – ocenia posłanka Żukowska.

"Wszyscy dzwonią do wszystkich"



Jeden z najbardziej znanych polityków dawnej Wiosny jest już znużony walką w dawnym SLD.
polityk Wiosny
o konflikcie w SLD wokół równego podziału władzy w Nowej Lewicy

Cały czas mam telefony od zbuntowanych kolegów z Nowej Lewicy, którzy zapewniają, że to nic osobistego.

Próbują ratować nasze relacje, bo przecież my, jako Wiosna, widzimy co się wokół nas dzieje. I wyciągamy wnioski.

Nie chcemy tego robić, ale jeśli dawne SLD nie dotrzyma słowa, to my wystąpimy z klubu parlamentarnego Lewicy.

I to też nie będzie nic osobistego.

Dodaje, że obecnie działalność Lewicy polega na tym, że "wszyscy dzwonią do wszystkich". Przekonują i namawiają się po to, by konflikt zakończył się w pożądany przez nich sposób. I by nie zostały po nim zgliszcza.

– Niech już przestaną dzwonić. Po prostu niech dotrzymają słowa – kończy polityk Wiosny.

Jego obaw nie podziela poseł Romuald Ajchler, jeden z sygnatariuszy listu do Czarzastego. To sejmowy weteran – w niższej izbie parlamentu zasiada już szóstą kadencję. Poseł ma ugruntowaną pozycję w okręgu pilskim. – Rozpad klubu? Ja nie widzę tu obecnie zagrożenia – mówi poseł Ajchler.

Nie żałuje, że podpisał się pod listem do Czarzastego i liczy na to, że 17 lipca wszystko zostanie wyjaśnione – z "odwieszeniem" Marka Balta włącznie. Gdy poznaje scenariusz wystąpienia z klubu sejmowego, nakreślony przez polityka Wiosny, przez chwilę milczy, a potem składa deklarację.
poseł Romuald Ajchler
Nowa Lewica, przedtem SLD

Zrobię wszystko, żeby nie było sporów w klubie.

Sprawa Balta



Senator Wojciech Konieczny, częstochowski polityk Polskiej Partii Socjalistycznej, który do iżby wyższej dostał się z poparciem SLD, podkreśla, że zamieszanie w Nowej Lewicy obserwuje z dystansu. Dla niego ważne jest odwieszenie Marka Balta. I tyle.

– Marek Balt to człowiek bardzo zasłużony dla lewicy w woj. śląskim. Mamy z tego regionu posłów, senatorów, eurodeputowanych... Nie w każdym okręgu tak jest. Jako senator z Częstochowy, mimo że nie należałem do SLD, widziałem jego ciężką pracę i jej efekty. Dlatego tym bardziej uważam, że przewodniczący Czarzasty powinien go odwiesić. Dwoje radnych zresztą też – tłumaczy Konieczny.

Polityk uważa, że kara wymierzona członkom przez Czarzastego jest nieporozumieniem.

– W mojej opinii głosowanie nad wykonaniem budżetu to nie jest głosowanie polityczne. To trochę tak, jakby zapytano radnych czy 2+2=4. Jeśli wszystko się zgadza, trzeba głosować za. Jeśli chce się głosować przeciw, trzeba mieć jakiś argument, a więc wskazać, w jaki sposób nieprawidłowo wydawano pieniądze. Tu tego argumentu nie było – mówi senator Lewicy.

Posłanka Katarzyna Kotula (Wiosna) jest przekonana, że konflikt wokół kary dla Balta to zawoalowana próba zamachu Sojuszu na koalicjantów.

– Mam pretensje do kolegów i koleżanek z dawnego SLD, a teraz Nowej Lewicy, że przez półtora roku procesu zjednoczeniowego nie uporządkowali własnych spraw. Próbują wywrócić stolik teraz, gdy wszystko jest ustalone, a sprawa jest na finiszu. Słowa należy dotrzymywać – podkreśla posłanka Kotula.

I podobnie jak ta część działaczy SLD, która chce dokończyć połączenie z Wiosną na równych zasadach, wskazuje, że obie partie przyciągają inny rodzaj lewicowego elektoratu. – Dlatego spójność jest taka ważna. Bez siebie skończymy jako kanapowcy z kilkuprocentowym poparciem. Dlatego dokończmy proces jednoczenia i zajmijmy się Polską – apeluje Kotula.

2,21 proc. poparcia



Posłowie Wiesław Buż i Przemysław Koperski oraz posłanka Karolina Pawliczak (wiceprzewodnicząca klubu), sygnatariusze listu do Czarzastego, konfliktu w Nowej Lewicy komentować nie chcą. Podkreślają, że czekają na zarząd krajowy. Dyskusja ma odbyć się tam, a nie w mediach.
poseł Wiesław Buż
Nowa Lewica, przedtem SLD

Myślę, że wyjaśnimy sobie sprawę. Przecież tak długo współpracujemy...



Jednak sygnały dochodzące z obozu buntowników każą wątpić w gładkie zakończenie konfliktu wokół podziału władzy w Nowej Lewicy. – 2,21 proc. poparcia dla Biedronia w wyborach prezydenckich było dla nas kubłem zimnej wody. Przecież to mniej niż Ogórek! – mówi nam jeden z buntowników, odnosząc się do wyniku wskazanej przez Leszka Millera poprzedniej kandydatki SLD, dziś gwiazdy pisowskiej TVP.

To właśnie ten prezydencki szok – przekonuje buntownik – kazał na nowo przemyśleć warunki, na jakich ma się odbyć połączenie SLD i Wiosny. A wnioski były jednoznaczne: SLD należy się więcej. Dlatego – argumentuje polityk – umowa parytetowa nie ma już racji bytu. Władza w Nowej Lewicy powinna bardziej pójść w ręce działaczy SLD.

Odmienną ocenę sytuacji prezentuje zwolenniczka równego zjednoczenia Anna Maria Żukowska, team Czarzasty.

– Część członków Nowej Lewicy, czyli dawnego SLD, nie chce połączenia z Wiosną. Po prostu. Oficjalnie mówią, że chodzi im o warunki zjednoczenia, ale tak naprawdę w ogóle tego nie chcą – twierdzi posłanka. Polityczka przypomina, że szefem sztabu wiosennego kandydata na prezydenta był eseldowski poseł Tomasz Trela, teraz lider buntowników. Żukowska odbija też piłeczkę ws. niskiego wyniku Biedronia.

– Tomasz Trela chce zastąpić Włodzimierza Czarzastego. To stało się jasne już wtedy, gdy bardzo zależało mu na tym, by zostać szefem sztabu w kampanii prezydenckiej Roberta Biedronia. Mówiąc delikatnie, jako szef sztabu nie powalił wynikiem. Nie chcę oceniać jego szans w tej batalii – ucina posłanka.

Jeden z parlamentarzystów, team anty–Czarzasty, jest dobrej myśli. Uważa, że wymiana przewodniczącego może się udać. – Nie ma ludzi nie do zastąpienia. Alternatywy nie ma tylko w PiS–ie – podkreśla polityk, który uważa, że Czarzasty zarządza partią jak firmą.

Żukowska wraca pamięcią do wydarzeń sprzed ponad dekady. – Zaczyna się ulubiony serial sejmowy, czyli "lewica rozmnaża się przez podział". Do bardzo podobnej sytuacji doszło 13 lat temu. Wtedy działacze SLD także uznali, że skoro jest ich więcej, to należy im się więcej. Postawili na swoim i klub parlamentarny Lewicy i Demokratów się rozpadł. Obawiam się, że tak może być i tym razem – mówi posłanka.

W głowie ma kilka scenariuszy dalszego rozwoju wypadków. Na zakończenie kreśli scenariusz pesymistyczny, choć jej zdaniem całkiem prawdopodobny.

– Nie wiem, co się stanie 17 lipca. Niestety realna jest możliwość, że jeśli dawne SLD się uprze, by nie dotrzymać warunków umowy z Wiosną, to Wiosna wystąpi z klubu i założy własny. Wtedy też pewnie odejdzie Razem i stworzy własne koło. I wszystko się posypie – ostrzega posłanka Żukowska.

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut

Czytaj także: PiS knebluje swoich posłów? Tak komentują tezę Girzyńskiego