Lewicka: Rzeczpospolita Chamska, czyli jak za sprawą PiS-u upadają obyczaje

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Esencją polityki ostatnich lat stało się chamstwo, a to za sprawą miłościwie nam panujących. Być może nie jest to odpowiedni moment na dyskusję o formie, skoro już treść samego życia publicznego jest tak szalenie niepokojąca – kolejne kroki zmierzające do wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej, degrengolada ustrojowa oraz prawna, generalny uwiąd naszej demokracji.
Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Ignorancja i arogancja, doprawione szczyptą chamstwa

Niemniej jednak forma, którą Witold Gombrowicz opisywał jako „wszelkie sposoby wyrażania siebie, gesty, czyny, mówienie (…) ogólna postawa wobec życia i kształt, jaki człowiek przyjmuje wobec reszty świata”, jest przecież podstawą organizacji życia społecznego i jako taka ma znaczenie fundamentalne. Porządkuje nam bowiem rzeczywistość i wzajemne relacje.

Z tego punktu widzenia nadzwyczaj zasmucającym spektaklem były dwie rozprawy przed instytucją, którą z przyzwyczajenia nazywamy Trybunałem Konstytucyjnym, choć nic z nim nie ma wspólnego. Pierwszej rozprawie przewodniczyła Julia Przyłębska, drugiej Stanisław Piotrowicz, oboje uznać należy za funkcjonariuszy obozu władzy, bo przecież nie za sędziów!


Kto widział, wie, o czym piszę. Kogo ominęły nawet fragmenty tychże posiedzeń, musi sobie wyobrazić ignorancję pomieszaną z arogancją, doprawioną wcale nie szczyptą najzwyklejszego w świecie chamstwa. Prostacki sposób odnoszenia się obojga przewodniczących do Rzecznika Praw Obywatelskich oraz przedstawicieli jego Biura urągał nie tylko standardom procesowym.

PiS lepi "nowego człowieka politycznego"

To po prostu było nie do zniesienia także na tym zwykłym poziomie, międzyludzkim. Im dłużej patrzyłam i słuchałam, tym bardziej byłam pewna, że ta pogarda przewodniczących wobec kogoś, kogo uznano za wroga politycznego, nie jest na potrzeby tej chwili i tej sprawy. Taka jest konstytucja pani Przyłębskiej i pana Piotrowicza, taka jest ich kondycja osobista i moralna.

PiS ma wielkie zasługi w wyciąganiu takich właśnie osób na światło dzienne życia publicznego, wręcz umieszczania ich na świeczniku, by ów zły przykład opromieniał nas z góry, by z tych wyżyn stanowisk i funkcji spadał na nas jak błotna lawina. Gdzie człowiek nie spojrzy, tam figury rozsmakowane w chamstwie, które pragną innych dotknąć do żywego, upodlić, obrazić.

Brak szacunku dla drugiego człowieka, brutalny język, buta oraz niski poziom kultury osobistej i politycznej – to składowe „nowego człowieka politycznego”, jakiego lepi nam PiS z prezesem Kaczyńskim na czele. Niby Wersalu nigdy w polityce nie było. Ale, jak mawiał wojak Szwejk, „jak tam było, tak tam było, ale zawsze jakoś było”. Otóż, w ostatnich latach w ogóle nie jest.

Nie ma już wstydu

Puściły wszelkie hamulce. Ciosy są zadawane wyłącznie poniżej pasa. Wypowiedzi są pełne nienawiści, można się nie krępować, jeśli się chce kogoś nazwać pedałem, to śmiało, jeśli ktoś ma ochotę pokazać środkowy palec, proszę bardzo, choćby na sali plenarnej Sejmu. Polityczna poprawność dawno temu została wyrzucona na śmietnik historii, więc nie ma żadnych granic.

A że przykład idzie z góry, to i społeczeństwo zostaje zainfekowane nowymi standardami lub też wydobywa na wierzch swoją ciemną stronę, którą do tej pory wstydliwie ukrywano. Wstyd, tego też już nie ma. „Nie będziemy musieli się wstydzić. A nieraz żeśmy się wstydzili” – obiecywał prezes i słowa dotrzymał. Jest bardzo fajnie, można choćby antysemicko zarechotać.

PiS kiedyś przeminie, choć wciąż jeszcze w to nie wierzy, uznając własną władzę za wieczną. Ale procesy społeczne, przez PiS zapoczątkowane, zostaną. Obudzone demony nie pójdą spać, upadek obyczajów jest faktem, podnoszenie się z błota potrwa, pewnych rzeczy naprawić się po prostu nie da. Zaliczyliśmy potężny regres polityczny i kulturowy, takie nasze wieki ciemne.

Dawno temu Jarosław Kaczyński pisał o „skundleniu establishmentu”. Tradycyjnie, jak to u prezesa, była to nie diagnoza, lecz prognoza. Opisywał nie to, co jest, ale co nam wkrótce upichci w życiu publicznym. Wyszła istna śmietanka towarzyska. „Sędzia”, który drze uchwałę swoich kolegów, albo „dziennikarz”, który najął się za hunwejbina i wściekle goni za Tuskiem.

Przykro na to patrzeć, a momentami wręcz przejmuje grozą. I tylko Polski szkoda.
Czytaj także: Politycy PiS kłamią w żywe oczy. I liczą, że ciemny lud znowu to kupi