Kamila Lićwinko przebrnęła piekielne eliminacje, będzie skakać w finale olimpijskim w Tokio
Kamila Lićwinko pewnie przebrnęła piekielne eliminacje skoku wzwyż kobiet i na rozgrzanym do czerwoności tartanie Stadionu Olimpijskiego skoczyła 1,95 metra. W sobotę Polka będzie walczyć o jak najlepszy wynik w swoim ostatnim olimpijskim finale w karierze. I stać ją na wysokie loty w Tokio, co jest dla kibiców znakomitą wiadomością.
Wcześniej oddała sześć skoków i pokonywała poprzeczkę zawieszoną na wysokości 1,90 oraz 1,93 centymetrów. Lićwinko zajęła szóste miejsce w swojej grupie, a do finału łącznie awansowało 14 zawodniczek, bo tyle skoczyło wymagane 1,95 metra. – Udowodniłam sobie, że jestem w wysokiej dyspozycji. Mimo tak trudnych warunków uzyskałam dobry wynik. Najgorsze zatem za mną – mówiła dziennikarzom po eliminacjach.
Polka to brązowa medalistka mistrzostw świata (2017) i była halowa mistrzyni świata (2014). W Tokio potwierdza wysoką formę, w Japonii skoczyła najwyżej w sezonie i wykonała zadanie. Teraz może już na luzie walczyć o jak najlepszy wynik w sobotnim finale igrzysk olimpijskich, a pokazała, że stać ją na wysokie loty.
– Najważniejsze było wejść finału. Ja wiedziałam, że trzeba będzie skakać 1,95, bo dziewczyny są w wysokiej dyspozycji. Skoczyłam 1,95, czyli najwyżej w sezonie - mam nadzieję, że za dwa dni mnie nic nie zatrzyma i będzie dużo więcej. Wiem, że stać mnie na dwa metry. Ja lubię ciepło, ale tym razem było za gorąco – podsumowała Kamila Lićwinko.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut