"Pani Gul niebawem umrze na oczach piątki swoich dzieci". Dramatyczna relacja z granicy
Coraz bardziej niepokojące informacje docierają z Usnarza Górnego. Na polsko-białoruskiej granicy kolejny tydzień koczuje grupa kilkudziesięciu migrantów. Fundacja Ocalenie alarmuje, że stan zdrowia wielu z nich jest coraz gorszy. Najbardziej dramatyczne informacje dotyczą 52-letniej kobiety, która na granicę dotarła z dziećmi.
Fundacja Ocalenie próbuje porozumiewać się z koczującymi, z pomocą tłumaczki, krzycząc do nich przez megafon (w środę polscy funkcjonariusze przestali zagłuszać te rozmowy). Migranci starają się odpowiadać na migi, po stronie polskiej te komunikaty są widoczne przez lornetkę. A brzmią one dramatycznie.
"Rozmawiamy przez tłumaczkę. 25 osób czuje się źle, z tego 12 jest ciężko chorych. Pani 52 l., która jest w najgorszym stanie, dziś czuje się gorzej niż wczoraj. Nie mają wody zdatnej do picia. Od wczoraj nie dostali nic do jedzenia" – relacjonuje fundacja.
Koczujący do picia mają jedynie brudną wodę ze strumyka. Wczoraj od Białorusinów dostali chleb.
Czytaj także: "Każda procedura jest łamana". Prawnicy alarmują, że Polska narusza prawo ws. migrantów na granicy
Od ponad tygodnia o zgodę na udzielenie pomocy stara się Polski Czerwony Krzyż. Niestety, bezskutecznie. Z drugiej strony rządowy transport z pomocą humanitarną, którego Białorusini nie wpuścili, został oznaczony symbolem czerwonego krzyża.
"Apelujemy do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które przygotowało transport, o niezwłoczne usunięcie znaku czerwonego krzyża z samochodu i niewprowadzanie opinii publicznej w błąd. Znak ten jest chroniony prawem polskim i międzynarodowym (m.in. Konwencjami Genewskimi) i nie ma zastosowania w tej sytuacji" – wezwali przedstawiciele PCK. Po tym apelu symbol z ciężarówki został usunięty.
Czytaj także: To już szczyt hipokryzji rządu ws. migrantów. PCK zarzuca bezprawne użycie "czerwonego krzyża"
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut