Teddy "boksował Niemców, jak chciał". Ale "Mistrz" to tak naprawdę opowieść o trzech mistrzach
"Mistrz", który kilka dni temu trafił do polskich kin, to właściwie opowieść o trzech mistrzach. O Tadeuszu "Teddym" Pietrzykowskim, pięściarzu, który był jednym z pierwszych więźniów Auschwitz i brał udział w budowaniu obozu, reżyserze Macieju Barczewskim i aktorze Piotrze Głowackim.
Barczewski nie ma jednak aspiracji, by opowiadać o historii Auschwitz. To film jednego bohatera – Pietrzykowskiego, ale nie jednego tematu. Owszem, kamera skupia się na Teddym, ale za pomocą jego figury reżyser mówi więcej – mówi o człowieczeństwie, o przetrwaniu, o kompromisach, o metodach walki z opresją. Mówi dobitnie.
Profesor, który został reżyserem
Trudno w recenzji "Mistrza" pominąć historię jego twórcy. Głównie dlatego, że ścieżka zawodowa Macieja Barczewskiego nie jest ścieżką konwencjonalną – nie studiował reżyserii, scenopisarstwa czy filmoznawstwa. Jest profesorem prawa z Uniwersytetu Gdańskiego i po prostu kocha kino. Krok po kroku zbliżał się do tego, by stworzyć pełnometrażowy film.Zaczęło się od fascynacji i teorii. "Proces twórczy i dylematy towarzyszące produkcji filmowej wcześniej stanowiły dla mnie pożywkę teoretyczną, ale przyszła pora, by powiedzieć coś od siebie" – mówił Gazecie Wyborczej w grudniu 2020 roku.
Wcześniej Barczewski prowadził wykłady z prawa autorskiego w Gdyńskiej Szkole Filmowej. Potem, w 2017 roku przyszła pora na pierwszy film krótkometrażowy. "Kucyk" ("My Pretty Pony") z Marianem Dziędzielem to adaptacja opowiadania Stephena Kinga i jeden z najczęściej nagradzanych za granicą polskich filmów krótkometrażowych. W tym samym roku Barczewski został współproducentem "Najlepszego" w reżyserii Łukasza Palkowskiego.
Kadr z filmu "Mistrz"
Warto dodać, że Barczewski również sam napisał scenariusz. "Jestem samoukiem, oba te obszary zgłębiłem samodzielnie. Miałem to szczęście, że oprócz planów polskich produkcji filmowych, w USA zdarzało mi się podglądać przy pracy takich artystów jak np. Christopher Nolan. (…) Do rzemiosła pisania scenariusza podszedłem zadaniowo: kupiłem najlepsze polsko- i anglojęzyczne podręczniki tworzenia scenariuszy, przyswoiłem sobie tę wiedzę i zastosowałem ją w praktyce" – mówił Wyborczej.
Historia jednego więźnia
Tadeusz Pietrzykowski z początku jest więźniem jak każdy inny. Jedna sytuacja, a raczej prowokacja, sprawia, że swój talent "ujawnia" na oczach Niemców. Ci postanawiają wykorzystać fakt, że mają na terenie obozu boksera – żołnierze potrzebują rozrywki, bo gdy się nudzą, to piją. A pijany żołnierz, to bezużyteczny żołnierz.Pietrzykowski zdaje sobie sprawę, że jest zabawką, którą w każdej chwili można wyrzucić. Jednak przyjęcie takiej funkcji to szansa na ocalenie. A jak się szybko okazało – również na wsparcie innych więźniów. Teddy dawał im nie tylko nadzieję, ale również jedzenie, które otrzymywał po wygranych walkach.
Kadr z filmu "Mistrz"
Całkowicie rozumiem jednak taką decyzję reżysera. To nie miała być pełna biografia jednej osoby, a pokazanie jej w kontekście. W tym przypadku kontekście walki o przetrwanie. I to walki dosłownej. Takie rozwiązanie pozwoliło uniknąć dłużyzn (film trwa 1,5 godziny).
Dwie kwestie wzbudziły jednak moje wątpliwości. Po pierwszą dialogi, które nie zawsze brzmiały wiarygodnie i szczerze. Po drugie coś mi zgrzytało w rozwiązaniach dramaturgicznych. Z jednej strony nie mogę odmówić "Mistrzowi" mocnych scen (a szczególnie "wyjście z popiołów" Teddy'ego pod koniec filmu), z drugiej chwilami napięcie bardzo słabło i miałam wrażenie, że "wypadam z historii".
Warto jeszcze dodać, że reżyser zdecydował się na dosyć brutalne, albo raczej naturalistyczne, pokazanie obozowej codzienności. Dla osób bardzo wrażliwych ujęcia wywożenia ciał czy rozstrzelania mogą być za mocne.
Może cię zainteresować także: "Przed oczami tylko dzieci idące do gazu". Jako 20-latka trafiła do Auschwitz, wspomina wyzwolenie
Oscar dla Głowackiego?
Bez wątpienia trzecim mistrzem filmu Barczewskiego jest Piotr Głowacki. Postanowiłam poświęcić mu osobny akapit, bo w recenzjach często podsumowuje się aktorów jednym zdaniem. W tym przypadku byłoby to szalenie niesprawiedliwe.Kadr z filmu "Mistrz"
Nie da się jednak ukryć, że to, co robi największe wrażenie, to ciało Piotra Głowackiego. To nie jest charakteryzacja, to prawdziwy spektakl o niezwykłości ludzkich możliwości. Aktor nawet nie jest szczupły. On jest wychudzony, zapadnięty. Jest wizytówką stanu emocjonalnego człowieka, który nagle znajduje się w fatalnej sytuacji. A później zaczyna trenować i ta jego walka o wolność zapisuje na skórze, w mięśniach.
Robi wszystko, żeby przetrwać, znajduje resztki sił, by wejść na obozowy ring i pokazać, czym jest wola życia.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut