Antoni Dudek #TYLKONATEMAT: Bez porozumienia opozycji PO nie ma co marzyć o zwycięstwie z PiS

Jakub Noch
Nie widać oznak tego, aby Tuskowi z powodzeniem szła budowa szerszego bloku opozycyjnego. Nic nie słychać o rozmowach z Kosiniakiem-Kamyszem, a tym bardziej z Hołownią. A prawda jest taka, że bez szerokiego porozumienia opozycji PO raczej nie ma co marzyć o zwycięstwie nad PiS – mówi #TYLKONATEMAT prof. Antoni Dudek.
Fot. Andrzej Hulimka / REPORTER
I jak to jest z Donaldem Tuskiem – efekt jego powrotu to długotrwałe zjawisko czy – mówiąc językiem TVP – mamy do czynienia z "defektem" przywództwa w Platformie Obywatelskiej?

Prof. Antoni Dudek: To było do przewidzenia, że powrót Donalda Tuska wywoła jakieś większe emocje, ale potem ulegną one wyciszeniu. Na razie Tuskowi udało się wykonać absolutny plan minimum, którego pierwszym punktem z pewnością było bowiem powstrzymanie erozji poparcia dla Platformy Obywatelskiej.

Jak wskazują właściwie wszystkie sondaże, od chwili oficjalnego powrotu Tuska do polityki krajowej PO odzyskała poparcie z okresu, gdy władzę w tej partii przejmował Grzegorz Schetyna. Można więc powiedzieć, że tę słabość, którą symbolizował Borys Budka udało się im przezwyciężyć. Wyraźnie widać jednak, iż sam powrót nie doprowadził do wyraźnego wzrostu poparcia ponad ten wskazany przeze mnie punkt.


Nie widać też oznak tego, aby Donaldowi Tuskowi z powodzeniem szła budowa szerszego bloku opozycyjnego. Nic nie słychać o rozmowach z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, a tym bardziej z Szymonem Hołownią.

A prawda jest taka, że bez szerokiego porozumienia opozycji PO raczej nie ma co marzyć o zwycięstwie nad Prawem i Sprawiedliwością. Dlatego jestem przekonany, iż stworzenie takiego bloku jest głównym celem powrotu Tuska.

Tak spekulowano na początku, teraz słychać pogłoski o tym, że Tusk miał zmienić zdanie i realizuje strategię kilku bloków.

Jeżeli przy aktualnym rozkładzie nastrojów społeczno-politycznych na lewo od PiS powstanie więcej niż dwa bloki wyborcze, to Jarosław Kaczyński z pewnością wgra kolejne wybory. Ba, bardzo możliwe, że jego partia ponownie będzie miała samodzielną większość!

Przy realizacji takiego scenariusza istnieje bowiem prawdopodobieństwo, że najsłabszy z tych "dodatkowych" bloków nie przekroczy progu wyborczego. A wówczas powtórzy się to, z czy mieliśmy do czynienia w 2015 roku. Lewicy zabrakło w Sejmie, co dało PiS dodatkowe mandaty. Mając niewiele ponad 37 proc poparcia, ekipa Kaczyńskiego dostała samodzielną większość.

Tu chodzi o pewną prostą regułę, która jest oczywista dla każdego, kto rozumie mechanizmy rządzące polską ordynacją wyborczą. A sądzę, że Tusk je jednak rozumie...
Czytaj także: Tusk zmieni sposób prowadzenia polityki? Podobno ma nowy plan na kolejne wybory
Pytanie, czy uda mu się przekonać liderów innych ugrupowań do zrozumienia, że jeśli nie chcą być dalej w ławach opozycji, to muszą się w jakiś sposób zintegrować.

Oczywiście wybory do Parlamentu Europejskiego z 2019 roku dowiodły, że zjednoczenie opozycji nie jest absolutną gwarancją sukcesu. Warto jednak zauważyć, że wtedy PiS wybory wygrało tylko minimalnie, a dziś jest znacząco słabsze. Co stwarza dla opozycji szansę na skorzystanie na integracji w kilka bloków. Przy czym nie wierzę już w sojuszu PO z Lewicą. Konflikt tych partii zrobił się na tyle silny, że chyba trwale obrały one inne ścieżki.

Nawet jeśli tylko koalicja "od prawa do lewa" zagwarantuje zwycięstwo nad PiS?

No chyba, że PiS – w ramach agendy, którą niby uzgodniono z Kukizem – zacznie grzebać przy ordynacji wyborczej. A przypomnę, że jednym z pomysłów Pawła Kukiza, które podobno Jarosław Kaczyński zaakceptował, jest reforma prawa wyborczego.

Teoretycznie wszelkie wprowadzone zmiany miałby wejść w życie nawet nie przed najbliższymi wyborami, a kolejnymi. Gdy jednak rozpoczyna się prace legislacyjne w polskim parlamencie, to... różne dziwne rzeczy mogą się wydarzyć i na końcu może okazać się, że nowe reguły gry zaczną obowiązywać od najbliższych wyborów.

Jak trwałe będzie to obserwowane dziś odbicie sondażowe Prawa i Sprawiedliwości?

Nie sądzę, aby to było niezwykle trwałe zjawisko. PiS oczywiście zyskało na kryzysie migracyjnym, ale potencjał tego tematu powoli się wyczerpie, jeśli Aleksandr Łukaszenka w kolejnych miesiącach nie będzie nasilał tego nacisku na Unię Europejską. A zdaje się, że możliwości białoruskiego reżimu są tu na wyczerpaniu. Proszę zwrócić uwagę, że w sierpniu Mińsk zafundował ten kryzys także na pograniczu z Litwą i Łotwą. Teraz sytuacja w krajach bałtyckich ulega jednak uspokojeniu.

Tymczasem daleko od uspokojenia są inne problemy rządu Mateusza Morawieckiego – z kolejnymi konfliktami z instytucjami europejskimi na czele. Mamy już pierwsze orzeczenia w sprawie Turowa, zaraz będą kolejne wyroki dotyczące Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Do tego Krajowy Plan Odbudowy ciągle nie jest zatwierdzony przez Komisję Europejską. To wszystko bardzo mocno wspomaga narrację Tuska, według której ekipa z Nowogrodzkiej prowadzi kraj w kierunku polexitu.

W tym kontekście ważne jest, jak PiS zareaguje na propozycję zmiany Konstytucji, którą złożył lider Platformy. To jest jakiś sposób na wyjście z tych oskarżeń o polexit, ale czy Kaczyński się na to zdecyduje? Z wielu oczywistych względów robienie jakichkolwiek zmian Konstytucji razem z PO również jest dla PiS ogromnym ryzykiem.

Wygląda więc na to, że te coraz trudniejsze relacje z Brukselą będą jednym z największych obciążeń wizerunkowych dla obozu rządzącego przez najbliższe dwa lata.

A co z kwestiami pandemicznymi?

Zdaje się, że rząd sam nie wie, w jaki sposób będziemy przechodzili czwartą falę koronawirusa. Może się okazać, iż jakiś – choćby lokalny – lockdown jednak się pojawi. A to z pewnością nie będzie sprzyjało poprawie notowań władzy.

Nie zapominajmy także o inflacji, która powoduje odczuwalny wzrost cen. W tej sprawie PiS zdaje się wciąż nie mieć żadnego dobrego wytłumaczenia i wygląda, jakby nie wiedziało, co dalej z tym problemem zrobić.

Na ile sytuacja obserwowana w sondażach to skutek pierwszych kroków ku realizacji Polskiego Ładu?

Odnoszę wrażenie, że Polski Ład na razie w niczym PiS sondażowo nie pomógł. I to jest dla prezesa Kaczyńskiego największe rozczarowanie, gdyż on był przekonany, że ten projekt będzie "nowym 500+". Polski Ład miał ponieść PiS ku trzeciej kadencji, tymczasem w przestrzeni publicznej mamy dziś więcej krytyków tego planu niż entuzjastów.

Oczywiście ten projekt na pewno będzie jeszcze przez PiS reanimowany. Będą poszukiwania sposobów na poprawę jego oceny w oczach opinii publicznej. Jeśli jednak te wysiłki nie przyniosą oczekiwanych skutków, Polski Ład może okazać się tylko kolejnym ciosem dla partii rządzącej.

Szczególnie, że PiS aktualnie nie ma większości dla uchwalania kluczowych ustaw. Każde kolejne posiedzenie Sejmu będzie wiązało się z pytaniem, czy grupa Kukiza jeszcze popiera prezesa Kaczyńskiego. A jeśli nie, to kto zajmie jej miejsce i czy rząd Morawieckiego ma jeszcze większość.
Czytaj także: KPRM wydała krocie na promowanie Polskiego Ładu. "Dlaczego za promocję PiS mają płacić podatnicy?!"
Wydaje mi się, że to jest stan, który będzie trwał do końca tej kadencji. Nie zanosi się na to, aby Kaczyńskiemu w sposób trwały udało się z kimś w tym Sejmie dogadać, kto ma więcej niż 2-3 posłów.

Owszem, mogłaby to być Konfederacja, gdyby nie fakt, że ta partia sama jest głęboko podzielona. Może tych kilku posłów-narodowców to byłby szable gotowe do wsparcia PiS, ale tutaj wszystko jest palcem po wodzie pisane.

Wspomniał pan, że ten stan zapewne utrzyma się "do końca tej kadencji", czyli do kiedy? Co z wielomiesięcznymi spekulacjami o przedterminowych wyborach na wiosnę 2022 roku?

Myślę, że sam prezes Kaczyński jeszcze nie udzielił sobie odpowiedzi na to pytanie i będzie z nią czekał na rozwój sytuacji w Sejmie. Jeśli okaże się, że tę większość potrzebną do przeforsowania najważniejszych ustaw jednak jakoś udaje mu się sklecić, to przedterminowych wyborów nie będzie.

Istnieje przecież ryzyko, że po wyborach na początku przyszłego roku PiS miałoby jeszcze mniej posłów niż obecnie. Sondaże może i pokazują poprawę notowań, ale wcale nie są tak dobre, by skłaniać rządzących do ryzyka.

Co innego, gdyby prezes PiS uznał, że ważne dla niego sprawy przepadają i nie ma dobrego wyjścia z tego impasu w relacjach z Brukselą bez pożegnania się ze Zbigniewem Ziobrą. W takim przypadku mamy już oficjalnie rząd mniejszościowy i przedterminowe wybory stają się uzasadnione.

Pamiętajmy jednak, że generalnie w całej naszej klasie politycznej jest całkiem spory opór przeciwko przyspieszaniu wyborów.

Ale jak to?!

Tak naprawdę ochoty na wybory nie ma zarówno obóz władzy, jak i opozycja. Oczywiście jej przedstawiciele co chwila mówią, że chcą jak najszybszego końca rządów PiS, ale zdają sobie z sprawę z tego, jak wielkim wysiłkiem byłaby teraz kampania wyborcza - mowa chociażby o kwestiach czysto organizacyjnych i finansowych. A do tego dochodzi całkowita niepewność co do wyników...
Czytaj także: "Wcześniejsze wybory bardzo prawdopodobne". Kto i kiedy może do nich doprowadzić?

Przeczytaj więcej rozmów #TYLKONATEMAT:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut