Procesy czarownic w Salem zaczęły się od dzieci. Istniał jeden sposób na uniknięcie stryczka

Zuzanna Tomaszewicz
Październik to miesiąc, który wzdłuż i wszerz kojarzony jest z Halloween. Myśląc o nim, niejednej osobie przyjdzie do głowy pewne miejsce usytuowane na wybrzeżu Nowej Anglii, gdzie przed wiekami swój dom odnalazła nieprzychylna angielskiemu królowi grupa religijnych radykałów, którzy zaślepieni wiarą kręcili pętle na szyjach niewinnych osadników oskarżonych o paktowanie z diabłem. Procesy czarownic w Salem to tragiczna opowieść o tym, do czego zdolny jest człowiek.
Proces czarownic z Salem trwał od 1692 do 1693 roku. Fot. akg / North Wind Picture Archive
"Kobieta złożyła szatanowi przysięgę, że po siedmiu latach odda mu swoją duszę i ciało. Jednak miłościwy Bóg sprawił, że w szóstym roku pojmano ją i na stosie spalono" – takimi naukami dzielili się niemieccy inkwizytorzy w słynnym średniowiecznym traktacie, którego nazwa mrozi krew w żyłach po dziś dzień.


Choć "Malleus Maleficarum", czyli "Młot na czarownice", sam w sobie nie zapoczątkował polowań na ludzi posądzonych o czary, to sprawił, że sąsiad sąsiadowi coraz częściej patrzył na ręce i nieufnie spoglądał na kobiety, z którymi zdaniem autora pisma Heinricha Kramera "niebezpieczniej jest przebywać niż z lwem lub smokiem".

O "Malleusie" zapomniano względnie szybko, a wiele inkwizycji (w tym hiszpańska) uznało traktat za brednie wyssane z palca. Taki obrót zdarzeń nie powstrzymał jednak stosów od zapłonięcia. Kobiety i mężczyzn zaczęto wieszać, palić, torturować i głodzić. Fanatyzm religijny zwykłych chłopów, mieszczan i samego duchowieństwa doprowadził do fali terroru, która rozlała się na starym kontynencie, aż w końcu dotarła do wschodniego wybrzeża Ameryki, gdzie istniała mglista nadzieja na lepsze życie.

Nowa Anglia przed procesami

Był XVI wiek. Wyszydzani przez Kościół anglikański i odtrąceni przez dopiero co ukoronowanego króla Karola I Stuarta purytanie zaczęli szukać sposobu na nowe życie. Na wyspach nie mieli szans na godziwą pracę, gdyż niechętnie skłaniali się do konformizmu religijnego, którego wymagano od nich przy podejmowaniu różnych zawodów. Wierzyli bowiem, że ludzie powinni bezwzględnie podporządkować się zapisom z Biblii.

Ponadto "dysydenci" sprzeciwiali się zwierzchnictwu władzy monarszej na Kościołem, co kłóciło się z wizją panującego wtedy króla, który podtrzymywał stanowisko zmarłego ojca w kwestii boskich przywilejów suwerena.

Widząc, że w Anglii i Szkocji nie ma dla nich miejsca, większość purytanów wypłynęła za ocean, aby osiedlić się na ziemiach obecnie należących do sześciu stanów: Maine, New Hampshire, Vermont, Massachusetts, Rhode Island i Connecticut.
Rycina przedstawiająca proces czarownic w Salem. O pakt z diabłem oskarżano zarówno kobiety, jak i mężczyzn.Fot. akg / North Wind Picture Archive
Mieszkańcy Salem z zatoki Massachusetts wiedli życie pod dyktando religii. Zabawy nie można było tam uświadczyć, ponieważ była niereligijna. W powietrzu unosił się nieustanny strach napędzany przez kazania duchownych ostrzegających ludność przed złem (m.in. materialnym i cielesnym). Kobiety zajmowały się domem, a mężczyźni pracowali. Co niedzielę musieli chodzić do kościoła, w którym nie odprawiano żadnych świąt, gdyż te kojarzono z pogaństwem.

Rygor i skromność - tymi cechami szczyciła się kultura Salem. Gdy ktoś burzył spokój purytańskiej społeczności, wtedy posądzano go o bycie heretykiem i w najlepszym wypadku skazywano na wygnanie. Do czasu.

Przed słynnymi procesami Salem i otaczające miasto wsie musiały radzić sobie z następstwami wojny między brytyjskimi koloniami a Francją. Co więcej, mieszkańcy narażeni byli również na niechęć i ataki plemion rdzennych Amerykanów. Atmosfera była więc wówczas napięta i ksenofobiczna.

Czarownice z Salem

Katalizatorem wydarzeń ze stycznia 1692 roku, które na dobre zapisały się na kartach historii, było niecodzienne zachowanie dwóch dziewczynek: 9-letniej Elizabeth Parris i 11-letniej Abigail Williams. Córka i siostrzenica pastora wioski Salem doznały nagłych konwulsji ciała przeplatanych raz po raz niekontrolowanym wrzaskiem. Skarżyły się również na to, że "szczypie" ich duch.

Dzieci zostały zbadane przez lokalnego medyka, który w krótkim czasie postawił diagnozę. Elizabeth i Abigail miały paść ofiarą czarów. Dziś twierdzi się, że dziewczynki tak naprawdę robiły sobie z pozoru niewinne żarty. Później podobne zachowania zauważono u 12-letniej Ann Putnam i 17-letniej Elizabeth Hubbard.

Niestety po kilku dniach od incydentów w stan oskarżenia postawiono aż trzy kobiety: Sarah Osborne, Sarah Good i Tibutę, niewolnice wielebnego Samuela Parrisa. Istnieje podejrzenie, że rdzenna Amerykanka opowiadała jego córce i siostrzenicy historie o voodoo oraz czytała im "Młot na czarownice".
Rycina przedstawiająca Tibutę opowiadającą straszne historie małym dziewczynkom.Fot. akg / North Wind Picture Archive
W przypadku oskarżeń Osborne i Good w grę wchodziły waśnie rodzinne. Podczas procesów obie zaprzeczały zarzutom bycia czarownicami, natomiast Tibuta przyznała się do oddania własnej duszy szatanowi. Co więcej, podwładna pastora stwierdziła, że zarówno Osborne, jak i Good podpisały razem z nią piekielny pakt.

Tibuta jako jedyna powiedziała, że jest wiedźmą, i jako jedyna z trzech oskarżonych została uniewinniona. 49-letnia Osborne zmarła natomiast w areszcie, zaś 39-letnią Good powieszono. Później schemat był podobny. Żadna z kobiet, która przyznała się do bycia czarownicą, nie została stracona.

Najczęstszą karą wymierzoną w osoby podające się za sprzymierzeńców diabła było popełnienie grzechu, który po procesie ciążył na ich sercach. Purytanie wierzyli w predestynację, co oznaczało, że Bóg zawczasu wybrał, kto stanie przed bramą do nieba, a kto przed bramą do piekła. Szkopuł tkwił w tym, że nikt nie wiedział, dokąd tak właściwie pójdzie, ale prawdomówność, szanowanie tradycji purytańskich i pobożność łączono z cechami ludzi, którzy dostąpią wiecznej chwały.

Jakby tego było mało, przyznanie się do winy mogło ciążyć na danej osobie do końca życia. Jeśli w Salem znów dochodziło do demonicznych zdarzeń, celem oskarżeń padał ktoś, kto już wcześniej o czary został posądzony.

Według zachowanych źródeł w procesach w latach 1692-1693 oskarżono około 200 osób, z czego 25 zginęło (od czteroletniej Dorothy Good aż po 83-letniego George'a Jacobsa). 19 oskarżonych zostało straconych przez powieszenie na wzgórzu Proctor's Ledge (znanym wcześniej jako Gallows Hill), 5 zmarło w więziennej celi, a jednego zmiażdżono na śmierć.

W 1697 roku Sąd Generalny Massachusetts odnalazł w sobie człowieczeństwo i ogłosił dzień ku pamięci ofiarom procesów w Salem. Rodzinom zabitych wypłacono zadośćuczynienie. Finalnie wydarzenia sprzed lat oceniono jako niezgodne z prawem.

I tak jak w Salem, tak i w innych miejscach, w których polowano na czarownice, ustawione zostały pomniki upamiętniające śmierć niewinnych mężczyzn i kobiet. Tę spuściznę dźwiga również Polska.
Czytaj także: Ostatnia, którą spalono na stosie. Oto "czarownica", która po 200 latach wywołała emocje w sieci