Kuriozalne zachowanie rzeczniczki SG po pytaniu o dzieci na granicy. "A po co pani ta informacja?"

Anna Świerczek
Podczas środowej konferencji prasowej rzeczniczka Straży Granicznej konsekwentnie unikała odpowiedzi na pytanie o los dzieci migrantów wywiezionych z ośrodka w Michałowie. Jedna z dziennikarek dopytywała, dlaczego służby nie chcą udzielić konkretnej odpowiedzi na pytanie, gdzie znalazły się dzieci. – A co pani to da? Po co pani ta informacja? – odpowiadała pytaniem na pytanie Anna Michalska.
Podczas ostatniej konferencji prasowej rzeczniczka Straży Granicznej konsekwentnie unikała odpowiedzi na pytanie o los dzieci migrantów z ośrodka w Michałowie. Fot. Jakub Kamiński / East News
Anna Michalska poinformowała 6 października, że strażnicy graniczni odnotowali we wtorek 483 próby nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusi do Polski. Zatrzymanych zostało 13 osób odpowiedzialnych za pomoc migrantom.

Gdy nadszedł czas na zadawanie pytań przez dziennikarzy, nie zabrakło wymiany zdań na temat losu dzieci migrantów, które były widziane w placówce Straży Granicznej w Michałowie.

– Dlaczego Pani nie chce odpowiedzieć konkretnie na pytanie, gdzie znalazły się te dzieci? – dopytywała jedna z dziennikarek obecnych na konferencji. Rzeczniczka Straży Granicznej na początku podkreślała, że przedstawiono już oficjalny komunikat w tej sprawie, a dzieci "zostały doprowadzone do linii granicy".


Anna Michalska nie chciała odpowiedzieć na pytanie, do jakiego miejsca konkretnie. Przekonywała, że nie może udzielić tej informacji ze względu na stan wyjątkowy. – Zostały zawrócone do linii granicy. Proszę pani, dlatego jest stan wyjątkowy, aby o naszych pewnych działaniach nie informować publicznie, tu chodzi m.in. o nieinformowanie strony białoruskiej – tłumaczyła się rzeczniczka.

Na kolejne pytanie o to, czym by to zagrażało w kwestii bezpieczeństwa międzynarodowego, żeby powiedzieć, gdzie te dzieci się znalazły dokładnie, rzeczniczka odpowiedziała krótko słowami: "A co pani da ta informacja? Po co pani ta informacja?".
Rzeczniczka dodała jeszcze, że "ten odcinek to jest około 200 km i do tego odcinka te dzieci zostały wywiezione", a następnie poprosiła o kolejne pytania.

Rzeczniczka SG: Funkcjonariusze rozumieją słowa "azyl Berlin"


Wcześniej podczas konferencji dziennikarze poruszyli też temat nagrania z placówki pograniczników w Michałowie, na którym słychać, jak mężczyzna krzyczy w języku tureckim: "My chcemy otrzymać azyl. Chcemy zostać w Polsce. Azyl – Polska. Obywatel – Polska".

Michalska wyjaśniła, że mężczyzna co innego mówił do dziennikarzy za płotem, a co innego w pomieszczeniach SG do funkcjonariuszy Straży Granicznej. Powtórzyła, że oświadczyła, że żaden z migrantów, którzy zostali z Michałowa przeniesieni za granicę, nie chciał złożyć wniosku o pomoc międzynarodową w Polsce.
Co się stało z mężczyzną, który w swoim języku mówił, że chce zostać w Polsce? Czy tam był tłumacz, który zrozumiałby język turecki, który przetłumaczyłby, że te osoby mówią, że chcą zostać w Polsce? – dopytywała jedna z dziennikarek.

– Słowa "azyl Poland" i "azyl Berlin" to komunikaty, które są zrozumiałe dla funkcjonariuszy SG. Z migrantami komunikowaliśmy się w języku angielskim i było to wystarczające – komentowała rzeczniczka SG. Jak dodała, Straż Graniczna ściąga do migrantów tłumaczy z różnymi dialektami i nieustannie z tłumaczami współpracuje, ale w tym przypadku tłumacza nie było.

Czytaj także: "Dowód na to, że dzieci są narzędziem w rękach Łukaszenki". MON opublikowało nagranie

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut