Po co kupować wirtualny kawałek ciała Dody? Choćby dla pieniędzy. “Ten rynek będzie gigantyczny"
Obiła ci się o uszy kontrowersyjna akcja z Martirenti, która spieniężyła swoją miłość za milion złotych? A może słyszałeś o Dodzie, która sprzedaje 400 części swojego ciała? Za tymi przedsięwzięciami stoją mądre głowy, które snują wizję o przyszłości social mediów, a tak właściwie budują ją już dzisiaj. Twórcy Fanadise opowiedzieli w naTemat, o co chodzi z tymi NFT i dlaczego to zmieni wszystko.
O co chodzi w sprzedawaniu i kupowaniu NFT? Twórcy Fanadise przekonują, że to rewolucja i przyszłość social mediów•Fot. Fanadise
No właśnie, ale o co właściwie w tym wszystkim biega? Co to jest to mistyczne NFT, które sprawiło, że niedawno Doda "podzieliła się na kawałki"? "Zrobiłam jako pierwsza na świecie skan 3D, który będzie podzielony na 400 części (...) Będziecie właścicielami mnie!" – zaanonsowała artystka.
O co chodzi w sprzedawaniu i kupowaniu NFT? Twórcy Fanadise przekonują, że to rewolucja i przyszłość social mediów•Fot. Fanadise
Joanna Stawczyk: Pewnie macie już dość tego pytania, ale wydaje mi się, że wciąż nie wiadomo, czym jest to NFT. Daję Wam 5 zdań, żebyście stworzyli definicję, taką jak "krowie na rowie".Co to NFT?WytłumaczenieNFT [skrót od ang. Non-Fungible Token] - oznacza niewymienialny, niezmienny technicznie, niemożliwy do zhakowania certyfikat. Funkcjonuje pod rożnymi formami: może być plikiem ze zdjęciem, filmem, memem, gifem lub tekstową, cyfrową deklaracją prawa własności do przedmiotu, ale też niematerialnych rzeczy jak np. uczucia.
Certyfikat potwierdza, że dany plik jest wersją oryginalną, która ma wyłącznie jeden egzemplarz. Mimo tego, że dany obrazek czy wideo może być sprzedane za realne pieniądze i może być kopiowane i przekazywane dalej, to potwierdzenie w postaci certyfikatu sprawia, że NFT jest unikalne, jak np. dokument, który potwierdza, że na świecie jest tylko jeden oryginał obrazu "Mona Lisa" Leonarda da Vinci.
Chmielniak: Na pewno na wstępie trzeba podkreślić trzy słowa, czyli Cyfrowy Certyfikat Własności.
Sibiga: Ja dodam, że ten certyfikat jest zapisany w wielkiej księdze, zwanej Blockchainem, która jest decentralizowana, prościej tłumacząc - nie ma właściciela.
Chmielniak: Ważne jest to, że taki certyfikat nie podlega żadnej edycji i zmianie. Nie da się go nadpisać i w związku z tym ma charakter podobny do np. księgi wieczystej.
Sibiga: Z praktycznego punktu widzenia chodzi o smart kontrakty. To są umowy, które zastępują zwykłe, fizyczne umowy podpisywane u notariusza. Smart kontrakty są zatem kodem do programu, który je później egzekwuje.
O to generalnie opierają się kryptowaluty i NFT. Jest ono zatem formą tokena, który pozwala zawrzeć i dopisać różne rzeczy w tej umowie np. tantiemy dla jakiegoś twórcy. Mogą być to też rzeczy związane z faktyczną użytecznością.
Wasz start-up Fanadise będzie zajmował się w dłuższej perspektywie wyłącznie tworzeniem i sprzedażą NFT?
Chmielniak: Fanadise sam w sobie, jako projekt, wiąże się z tym, że my z Bartkiem chcieliśmy robić z Polski innowacyjne i globalne projekty w dziedzinie influencer marketingu i social mediów. To, że idziemy teraz w NFTsy wynika z tego, że rozpoznaliśmy w nich trend i swoją szansę.
NFT to koniec końców unikalna technologia pozwalająca tworzyć kreatywne, głośne kampanie marketingowe i wybudować pomost między gwiazdami, a ich fanami. Stąd chociażby fenomen "Digital Love" Marti Renti czy akcja z Dodą.
Na ten moment koncentrujemy się na tokenach, ale w dłuższej perspektywie interesują nas wszystkie nowoczesne formy influencer marketingu i tego, w co mogą ewoluować te formy w ciągu najbliższych 10-15 lat. Chcemy tworzyć przyszłość social mediów.
Wiecie, że większość ludzi ma wrażenie, że chcecie im wcisnąć kota w worku i zbić na tym łatwy hajs? Przecież sprzedanie "cyfrowej miłości" brzmi dla zwykłego człowieka, jak jakiś bubel i kosmos.
Chmielniak: No właśnie, gdyby tak było to teraz zapewne co drugi influencer chciałby sprzedać swoją cyfrową miłość, ale z oczywisty powodów tak się nie da. Dalej chodzi o ten unikalny, niepodrabialny certyfikat. Podobnie jest z innymi rzeczami, które będziemy sprzedawać. Może wydawać się, że jest to łatwe, ale poprzeczka technologiczna jest wbrew pozorom bardzo wysoko zawieszona.
Czy opłaca się inwestować w NFT?•Fot. Fanadise
W tym momencie NFTsy obsługują przede wszystkim dwa światy - świat sztuki i obiekty kolekcjonerskie świata krypto. To są często awatary social mediowe, ale one też zajmują częściowo właśnie segment sztuki, ponieważ są np. rysunkiem stworzonym przez sztuczną inteligencję.
"Digital love" Marti Rrenti należy także przyporządkować do segmentu sztuki. To, że transakcja zadziałała tak spektakularnie, wynikało z tego, że po raz pierwszy w historii ktoś zdigitalizował uczucia. Zawsze to będzie już tym pierwszym razem w historii. Z biegiem czasu to później rośnie na wartości. Dla osoby, która to kupiła, ma wartość inwestycyjną i kolekcjonerską. W świecie NFT chodzi zatem trochę o zasadę "kto pierwszy, ten lepszy".
Jakie wrażenie zrobiło to na zwykłych ludziach, którzy nie mają pojęcia o takich możliwościach? Był hejt?
Sibiga: Nie ukrywamy, że "love" NFT było częścią akcji PR-owej. Aby zwrócić uwagę w dzisiejszym świecie, musiało to być lekko kontrowersyjne. Chodzi o rozgłos, który sprawi, że będzie to bardziej zrozumiałe. Dzięki temu, że napisały o tym media, także te zagraniczne, chociażby moi dziadkowie dowiedzieli się co to jest to NFT.
To jest też nasza misja, żeby edukować ludzi w nowych technologiach i mówić, jak działają. W przyszłości chcemy się jednak skupić na NFT, które dadzą właścicielowi realne korzyści. Wierzymy też, że rozwiążą masę realnych problemów w tym np. prawa własności.
Może być to jeszcze długo niezrozumiałe dla wielu i dyskusyjne, bo przyzwyczailiśmy się do tego, że kupujemy fizyczne rzeczy. Kwestią jest oswojenie się z faktem, że sprzedaży podlegają także digitalowe dobra np. fani na Instagramie. Wierzymy, że niebawem stworzy się wielki rynek na kupowanie rzeczy wirtualnych.
"Love" NFT było zachętą do dyskusji o tym, czy mogą być rzeczy cyfrowe. Czy teoretycznie można sprzedać coś, czego nie da się spostrzec gołym okiem albo co istnieje tylko wirtualnie? Młode pokolenie jest na to bardziej otwarte i inwestuje w coraz więcej digitalowych dóbr, które ich definiują.
Skoro można sprzedać "cyfrową miłość" w postaci NFT, to wygląda na to, że można sprzedać niemal wszystko w tej formie.
Chmielniak: Bardzo możliwe, ale nie wiemy, czy bardzo szybko. Zauważmy, że dwa miesiące temu nikt w Polsce nie rozmawiał na ulicy o NFT, a dziś ludzie szukają nowych projektów i są realnie zaciekawieni. Za kilka lat ktoś może podchwyci tę technologię i będzie próbował stworzyć przykładowo rynek NFT wokół samochodów i zacznie kręcić biznes.
Potrzeba czasu, aby pewne rzeczy zakodowały się w ludzkich umysłach i przeszły do mainstreamu. Spójrzmy na internet. Jeszcze 30 lat temu nikt nie pomyślał, że będzie funkcjonowało coś takiego i cała sieć social mediów, która to okala.
Inwestycja jutra. Sprzedawanie NFT, czyli żyła złota na przyszłość?
Zapewniacie, że NFT to wielka inwestycja na przyszłość. To jest poparte jakimś przykładem? Ktoś zdołał już wzbogacić się na NFT?Chmielniak: Nie mówimy, że NFT to stuprocentowo pewne pieniądze. Natomiast zdecydowanie jestem w stanie podać wiele takich przykładów, gdzie NFT przełożyło się na zyski, ponieważ teraz jest na to wielka moda. Ona obejmuje aktualnie świat krypto. Są to jednak bardzo duże pieniądze. Trend na NFT został rozpędzony w lutym dzięki amerykańskiemu projektowi "NBA Top Shot". Przeniesiono do formy NFT karty z gwiazdami koszykówki, nie statyczne tylko ujęte w formie najciekawszych fragmentów meczu i akcji pod koszem, typu najbardziej spektakularne wsady do kosza itp.
Tam model był taki, że kupuje się paczkę, z której losuje się rzadszą lub bardziej popularną zagrywkę i ona ma później wartość. Można ją odsprzedawać dalej. Dzisiaj tych przykładów jest coraz więcej, a szczególnie w świecie krypto. Inwestują w to takie gwiazdy jak Snopp Dogg.
Czy NFT to prawdziwe pieniądze? Mam na myśli to, czy w realnie krótkim czasie można zamienić to na żywą gotówkę?
Chmielniak: Dokładnie. My sprzedajemy coś na rynku pierwotnym np. skany 3D Dody, a to, co będzie się z tym działo w przyszłości, to jest rynek wtórny. Ludzie będą sami decydowali o tym, czy chcą to kupować, czy nie. Ludzie, którzy w tym nie siedzą, nie zdają sobie sprawy z tego, że funkcjonuje już coś takiego jak Allegro czy eBay dla NFT. Jest coraz więcej marketplace'ów i tam ludzie handlują między sobą.
Jak sprzedaliście pierwsze NFT? Długo Wam to zajęło?
Chmielniak: Musieliśmy skorzystać ze swoich kontaktów w świecie krypto, a trochę ich mamy, dlatego było nieco łatwiej. Przedstawiliśmy nasz pomysł i powiedzieliśmy inwestorowi, dlaczego warto zainwestować w coś tak wyjątkowego. Generalnie poszło w miarę szybko.
O co chodzi z tym modelem skanu 3D Dody? Ktoś, komu uda się zakupić jedną sztukę, będzie miał w domu fizycznie ten fragment, czy to działa wyłącznie w sferze wirtualnej, jak jakaś magiczna karta z obrazkiem tej części ciała?
Sibiga: Aktualnie ludzie dostają wyłącznie certyfikat potwierdzający posiadanie kawałka odpowiedniego skanu modelu. To im się wyświetla w tzw. zakładce "wallet" [tłum portfel] na stronie Fanadise.
Czyli nie mają w domu fizycznie kawałka modelu z ciałem Dody?
Sibiga: Nie mają. Chodzi o to, że cała wizja, w którą też wierzymy to "metaverse", o którym mówił niedawno twórca Facebooka, Mark Zuckerberg. Mówił o tym, że w przyszłości Facebook i Instagram nie będą mediami społecznościowymi tylko "metawersem", czyli cyfrowym wszechświatem.
To takie social media w 3D, a my będziemy się po nich prawdopodobnie poruszać jako jakieś awatary. Ten skan 3D Dody i model można by było teoretycznie wgrać np. jako gracza do FIFA czy GTA. Model można bowiem zaprogramować.
Czy opłaca się inwestować w NFT?•Fot. Fanadise
A jak wyglądają kwestie finansów? Rozumiem, że sprzedajecie NFT za prawdziwe pieniądze i one trafiają do was i są dzielone między Fanadise i gwiazdę/influencera, z którym współpracujecie? Później osoba, która weszła w posiadanie tego NFT może sprzedać je drożej?
Chmielniak: Dokładnie, tak to wygląda.
Tak zupełnie szczerze panowie - byliście zaskoczeni, że pierwsze i drugie dropy z NFT Dody rozeszły się w 30 sekund, czy wiedzieliście, że tak będzie?
Sibiga: Tak! Ja byłem bardzo zaskoczony. My wiemy, że rynek NFT jest gigantyczny, ale on jest ogromny w świecie krypto. To, co zrobiliśmy z Dodą, było postawieniem na wyjście do ludzi, którzy tego nie rozumieją i dodatkowo pozwolimy im płacić kartą. Niesamowite było to, że my naprawdę nie wiedzieliśmy, jak ci ludzie na to zareagują. Nie wiedzieliśmy, czy ktokolwiek to kupi. Teoretycznie mogli się przestraszyć i w to nie wchodzić. Właśnie dlatego ja byłem w ogromnym szoku.
Po Kubie widzę jednak, że nie był aż tak zaskoczony sukcesem.
Chmielniak: Sporo rzeczy udało nam się osiągnąć w krótkim czasie, ale za wcześnie na otwieranie szampana. Chodzi o to, że nigdy nie wiesz, kiedy coś zaskoczy "bardziej". Teoretycznie tutaj wszystko pasowało do układanki - zdobyliśmy największą polską gwiazdę, bardzo duże zainteresowanie, ale jednak nigdy wcześniej tego nie zrobiliśmy, więc nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać.
Ludzie faktycznie wykupili pierwszą serię na pniu, ale co mniej bardziej zdziwiło, tę drugą, droższą, także. Teraz po naszej stronie jest wielka odpowiedzialność. Nie sztuką jest coś sprzedać. Musimy iść za ciosem i zapewnić chociażby rynek wtórny, żeby ciekawość wokół tego nie osłabła.
Poza tym, że NFTsy niosą za sobą wartość sentymentalną, kolekcjonerską i można na nich zarobić, to chodzi o to, aby były realnie użyteczne. My do tego dążymy. Na przykład chodzi o to, że posiadając jakieś NFT, możesz mieć dostęp do wszystkich koncertów danej gwiazdy za free.
Zamierzamy kombinować, żeby forma NFTsów stała się przydatna także na co dzień. To będzie bardziej wygodne także z punktu biznesowego. Marki będą wykupywały NFT danych gwiazd i na tej podstawie będą mogły chociażby nawiązywać kontrakty reklamowe. Współpraca będzie zatem bardziej dynamiczna.
Czy to oznacza, że posiadacze NFT z Dodą będą mogli dożywotnio wchodzić za darmo na każdy jej koncert?
To zależy od nas. My możemy to konfigurować w porozumieniu z artystką. Czynimy jakieś plany, ale nie chcemy ich jeszcze zdradzać.
Podkreślacie, że jesteście pierwsi na świecie. Jak to możliwe? Nie wątpię w waszą inteligencję i pomysłowość, ale to wydaje się podejrzane, że Polacy wyskoczyli z czymś takim, a nie przykładowo Amerykanie.
Sibiga: W sumie my też tego nie czaimy (śmiech).
Chmielniak: Wystarczy chcieć i wierzyć w swoje możliwości. Nie bez znaczenia jest też to, że obaj mamy 10 lat doświadczenia w influencer marketingu. Kiedy rynek socialmediowy się tworzył, to my już tam byliśmy.
Sibiga: Z ciekawostek. Miałem okazję współpracować ze start-upami z Doliny Krzemowej. My tu mamy gigantyczną wiedzę na ten temat. Oni zaprosili mnie do USA, żebym ich tak naprawdę przeszkolił. To były ogromne projekty social mediowe. Jeden z nich dostał ostatnio 200 milionów dolarów finansowania.
W ciągu ostatnich lat staliśmy się ekspertami od influencer marketingu. Wydaje mi się, że takich osób jest generalnie mało na świecie. Zabrzmi nieskromnie, ale prawda jest taka, że mało kto wie tyle o tej branży, co ja i Kuba. Chodzi też o tę stricte sprzedażową i konwersyjną część.
No właśnie, wieść o sprzedaży NFT z Martirenti rozeszła się po świecie już jakiś czas temu. Nie wydaje się wam dziwne, że ktoś nie ściga się z wami w tej dziedzinie? Nie boicie się globalnej konkurencji?
Sibiga: Nie da się ukryć, że trochę się boimy. Z tego powodu naszym celem jest teraz pozyskanie jeszcze większego kapitału, żebyśmy mogli szybciej podpisywać umowy z gwiazdami za granicą. Zdecydowanie uderza w nas presja czasu. Wcześniej byliśmy zaangażowani na 200 procent, a teraz musimy być jeszcze bardziej, żeby w szybkim tempie iść do przodu i nie zatrzymywać się z pomysłami. Dzięki emisji tokenów udało nam się zgromadzić fundusze i ciśniemy dalej.
Trzeba podkreślić, że świat się na tyle zglobalizował, że my naprawdę nie mamy problemu z tym, aby dogadywać i zawierać globalne współprace online. Naprawdę, siedząc w Polsce, da się robić rzeczy na wielką skalę. Co prawda niebawem planujemy otworzyć biuro w Los Angeles i pewnie w Dubaju.
To nie zmienia faktu, że niektóre dotychczasowe biznesy potrafiliśmy konsultować i dobijać przez Telegrama. Nawet nie poznawaliśmy tych ludzi twarzą w twarz, a są to dość duże inwestycje.
Chmielniak: Do nas piszą już największe globalne fundusze, które skrzętnie monitorują rynek. Potężne, amerykańskie VC już chcą być z nami w kontakcie, bo są bardzo zainteresowane tym rynkiem, który się tworzy. Dla nas jest to bardzo nobilitujące i świadczy o tym, że obraliśmy dobry kierunek.
Działamy świadomie. Chcemy przetestować to wszystko na rodzimym rynku i dopiero wyjść z tym w świat. Doda już na zawsze będzie pierwszą zeskanowaną piosenkarką, influencerka, ale na pewno nie będzie ostatnia.
Przed wami jeszcze kilka dropów ze skanem modelu 3D Dody, prawda?
Chmielniak: Jeszcze będzie ich sporo.
Czy opłaca się inwestować w NFT?•Fot. Fanadise
Dlaczego to rzekomo zmieni wszystko?
Sibiga: W niedalekiej przyszłości będziemy kupować rzeczy, które nie istnieją w świecie rzeczywistym. Ich będzie coraz więcej i ich wartość będzie stale rosła. Nikt nie umie sobie wyobrazić, jak gigantyczny stanie się ten rynek. Wierzę, że wkrótce będzie taki Amazon tylko dla NFT. Wszystko wydarzy się przez połączenie światów.
My już żyjemy w social mediach, ale to wszystko zrobi się w 3D i dojdą do tego metawersy oraz technologie AR-owe i VR-owe. W skrócie - rzeczy digitalowe będą się przeplatały z tymi fizycznymi. Będzie też wiele cyfrowych dóbr, które zagwarantują nam dogodności w świecie rzeczywistym. To będzie rewolucja, a my jesteśmy jej częścią.
Jakub Chmielniak- przedsiębiorca technologiczny, twórca Mr. Gugu & Miss Go, Carpatree i aplikacji Corner Live, współwłaściciel agencji influencer marketingowej DDOB, razem z Bartkiem tworzą Fanadise, polski krypto startup z branży NFT.
Bartek Sibiga- prezes i założyciel agencji DDOB, ekspert z branży influencer marketingu, twórca niezliczonych kampanii viralowych i prelegent na dziesiątkach konferencji socialmediowych, współtwórca Fanadise.
Rozmowa z twórcami Fanadise - Jakub Chmielniak i Bartek Sibiga•Fot. Fanadise