"Ręce precz od Turowa". Sprawdziliśmy, jak na spór wokół Turowa patrzą po obu stronach granicy

Diana Wawrzusiszyn
Czesi zaskarżyli Polskę do TSUE, przez co europejski trybunał nałożył karę w wysokości 500 tys. euro dziennie. Trwają negocjacje polskich i czeskich polityków. A mieszkańcy po obu stronach granicy muszą żyć w cieniu sporu. Jakie znaczenie ma dla mieszkańców kwestia kopalni i co o Polsce piszą czescy dziennikarze?
Spór o Turów. Konflikt o kopalnię w czeskich mediach. Fot. Instytut Monitorowania Mediów/ East News

O co chodzi w konflikcie o Turów?

W marcu 2020 roku, polski rząd przedłużył koncesję na wydobycie węgla brunatnego w Turowie na kolejne sześć lat. Polska strona też ma w planach rozbudowę kopalni i kontynuowanie wydobycia węgla do 2044 roku. Plany Polski nie spodobały się Czechom. Szczególnie tym, mieszkającym w okolicy kopali, którzy już odczuwają skutki jej eksploatacji. Powstała nawet czeska organizacja "Stop Turów". Na jej stronie wypisano skutki oddziaływania kopalni na mieszkańców i zagrożenia płynące z przedłużenia wydobycia na tym terenie węgla brunatnego:


“Granica czeska jest zagrożona, zwłaszcza utratą dostępu do wody pitnej dla prawie 30 tys. mieszkańców. Najbliższa czeska siedziba Uhelná znajduje się zaledwie 1000 m od granicy polsko-czeskiej, a więc nieco ponad 1 km od planowanej przyszłej krawędzi nadkładu. Rozbudowa kopalni doprowadzi również do zniszczenia większości zabytkowego uzdrowiska Opolno Zdrój, które znajduje się po polskiej stronie granicy” – możemy przeczytać na stopturow.com.

Działania naszych rządzących nie spodobały się Czechom, którzy uznali, że Warszawa narusza prawa Unii Europejskiej i złożyli skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Główną przyczyną podnoszoną w pozwie jest zmniejszenie się poziomu wód gruntowych.
Czytaj także: W Czechach rozczarowanie po decyzji TSUE. Liczono na... surowszą karę dla Polski
TSUE nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni Turów do czasu merytorycznego rozstrzygnięcia sporu. Trybunał zasądził karę 500 tys. euro za każdy dzień niewykonania postanowienia. Liczona jest ona od momentu doręczenia postanowienia polskim władzom.

Polsko-czeski konflikt?

Mimo wyroku TSUE i licznika odmierzającego kolejne miliony euro kary, wydobycie węgla trwa. Politycy próbują dojść do porozumienia, minister ds. klimatu Michał Kurtyka prowadzi rozmowy ze swoim czeskich odpowiednikiem.

Tymczasem mieszkańcy Bogatyni boją się zamknięcia głównego pracodawcy w regionie. Turów to nie tylko kopalnia, ale też elektrownia. Bez tych dużych zakładów przemysłowych wiele osób czeka bezrobocie. Po czeskiej stronie mieszkańcy skarżą się na hałas i znaczne obniżenie wód gruntowych.

W ostatnim czasie sieć obiegło zdjęcie witryny jednej z restauracji w Bogatyni, gdzie wywieszono tabliczkę z napisem “Czechów nie obsługujemy” i rysunkiem bajkowego Krecika z łopatą i kaskiem górniczym. Można domniemywać, że relacje na terenach przyległych kopalnie są gorące. Jednak ekspert od spraw czeskich Jakub Medek w rozmowie z naTemat studzi nastoje i przekonuje, że jest to jednostkowy przypadek.
Jakub Medek

To była raczej sytuacja incydentalna i nie wyciągałbym generalnych wniosków co do nastrojów mieszkańców południowo-zachodniej części województwa dolnośląskiego. Mówimy o właścicielu jednego lokalu i to w dodatku właścicielu, który pełni zawodową funkcję w kopalni bądź elektrowni w Turowie.

Medek relacjonował też w audycji w TOK FM swoją rozmowę z Martinem Putą, marszałkiem Kraju Libereckiego, czeskiego "województwa", które przylega do Polski.

– On był zdziwiony tą narracją. Z jego informacji wynika, że właściciel baru jest związany z kopalnią w Turowie. Natomiast w jego opinii to jednostkowa reakcja, która wynika z niezrozumienia, o co chodzi Czechom w tym sporze. Dodał – sarkastycznie – iż jego rodacy raczej nie są klientami tego konkretnie miejsca – tłumaczył Medek.

Gdzie trafią pieniądze?

W rozmowie z naTemat Jakub Medek przekonuje, że mieszkańcy Czech nie żyją sprawą Turowa. Licznik odmierza kolejne miliony, ale jak podkreśla ekspert, nie trafią one przecież do mieszkańców tych terenów, lecz do Unii Europejskiej.

– Marszałek Kraju Libereckiego zaznacza, że kara powinna być środkiem, skłaniającym Polskę do negocjacji i rozwiązania tej sprawy we właściwy sposób. Ale te pieniądze trafią do Unii, a nie do mieszkańców. Z punktu widzenia Czech to nie jest problem energetyczny, ani walki z sąsiadem, tylko realny problem mieszkańców, którzy mają kłopot z dostępem do wody, zanieczyszczeniem i hałasem – zaznacza Medek.

Jak Czesi postrzegają ten konflikt?

– Ten konflikt w Czechach jest kwestią marginalną. Nie jest to kwestia pierwszorzędna. Trudno szukać informacji bardziej rozszerzonych ani badań sondażowych. To jest zdecydowanie temat lokalny. Nie zajmuje opinii publicznej ani polityków – mówi nam Medek.

Jednak nie można powiedzieć, że ten temat nie istnieje. Wystarczy sięgnąć do ostatnio opublikowanego raportu Instytut Monitorowania Mediów, z którego wynika, że od września 2020 do września 2021 u naszych sąsiadów w temacie kopalni Turów pojawiło się ponad 30 tys. przekazów mediowych, w tym w mediach społecznościowych.
Monika Ezman
Dyrektor ds. Monitoringu Mediów i Kierownik Działu Analiz w IMM

Przeanalizowane przez nas dane potwierdzają, że spór o kopalnię Turów w przeciągu ostatnich kilku miesięcy stał się niezwykle medialnym tematem. Każdy obywatel Polski w wieku powyżej 15 lat mógł spotkać się z informacjami o kopalni Turów w telewizji, radiu, prasie oraz portalach internetowych nawet 72 razy, a w mediach społecznościowych minimum raz. W Republice Czeskiej natomiast kolejno 58 razy w mediach tradycyjnych i 6 razy w kanałach społecznościowych. Biorąc pod uwagę liczbę ludności danych krajów, są to naprawdę imponujące wyniki.

Jakie nagłówki pojawiały się w czeskiej prasie?

W czeskich mediach skupiono się przede wszystkim na wyroku TSUE i postawie Polski wobec niego. Podkreślano, że nasz rząd odmawia wykonania wyroku i wskazano na pogarszające się relacje Polski z Unią Europejską. W artykule "Spór o Turów jako krok w kierunku polexitu? Warszawa nie chce podporządkować się Unii nawet po grzywnie za wydobycie" Tomáš Brolik pisze:

Polski rząd nadal odmawia wykonania wyroku. W związku z tym zamierza go zignorować, jak powiedział premier Mateusz Morawiecki. Według niego zamknięcie Turowa zagroziłoby bezpieczeństwu energetycznemu kraju, czego jego rząd nie zamierza robić. Jeden z wyższych urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości był jeszcze ostrzejszy: nazwał decyzję przesadną, wręcz rabunkową, a także wskazał, że Polska nie zapłaci. Nie jest to wykluczone, ale też nie jest prawdopodobne. Takie ignorowanie prawa UE nie ma precedensu.

Tomáš Brolik w swoim artykule wymienia też Patryka Jakiego, którego nazywa eurosceptykiem. Autor tekstu przywołał wyliczenia europosła, w których przekonuje, że Polska płaci dziesiątki miliardów złotych rocznie na członkostwo w strukturach unijnych.

W artykule Brolik podkreśla, że sprawa Turowa nie jest dla Czechów fundamentalna. Jednak podejście do niej demaskuje podejście naszego kraju do UE. Wskazuje też, że nie cała Polska postrzega ten spór tak samo, jak obóz rządzący.
Tomáš Brolik
dziennikarz portalu “Respect”

Rząd i opozycja błędnie zgadzają się, że sprawa Turowa jest dla Czech fundamentalna. Rząd chce jednak wzbudzić emocje nacjonalistyczne, a opozycja chce podkreślić dyplomatyczne fiasko rządu.

"Ręce precz od Turowa"

W przeanalizowanych przez Instytut Monitorowania Mediów artykułach można znaleźć liczne nagłówki w czeskiej prasie drukowanej, które odnoszą się do sporu o kopalnię – wśród nich m.in.:

Sąd UE: Turów musi zatrzymać wydobycie

Ręce precz od Turowa

Katastrofa dla regionu w nowej kampanii Polski ws.Turowa. Kłamstwa i emocje, reakcja Czechów

Polska elektrownia Turów. Istnieje ryzyko osuwiska
Nagłówki czeskich gazet.Fot. Instytut Monitorowania Mediów
Ostatniego dnia września w czeskim dzienniku “Mlada Fronta DNES” ukazał się reportaż z Bogatyni pt. “Czechom wstęp wzbroniony”. Jego autorem jest Tomáš Lánsky, znajomy polskiego reportera Mariusza Szczygła, który opisał w mediach społecznościowych relację czeskiego dziennikarza podczas pracy nad materiałem.

Tomáš Lánsky wraz z trzema innymi osobami pojechał do elektrowni Turów. Według relacji grupa została zatrzymana przez ochroniarzy i dokładnie sprawdzona. Kiedy wracali, pojechał za nimi samochód, aby upewnić się, że na pewno wyjeżdżają z terenu kopalni.

"Wydaje się, że miejscowa ludność naprawdę mocno i emocjonalnie postrzega cały problem, a swój gniew i frustrację kierują do Czechów" – przekazał Lánsky.

Spór o Turów a relacje polsko-czeskie

Zdaniem czeskiego dziennikarza ofiarami tego sporu będą zwykli ludzie po obu stronach granicy. “Trujący Mordor zwany Turowem będzie nadal pluł kurzem i hałasem, dopóki węgiel będzie tak ważnym surowcem, że nie zastąpi go nic innego” – napisał.

Jak podkreślał Jakub Medek i pisał Tomáš Brolik, spór o Turów nie jest dla Czechów sprawą fundamentalną, a raczej lokalną. Jednak jego zasięg jest na tyle duży, że szeroko poruszany jest we mediach, co wykazał Instytut Monitorowania Mediów. Pojawia się pytanie, czy Turów wpłynie na relacje polsko-czeskie? Zdaniem polskiego eksperta nie.

– Nie sądzę, relacje między samorządami Dolnego Śląska a Kraju Libereckiego się znacznie pogorszyły. Oba te samorządy łączy wiele. Turów jest jedną z miliona spraw, które samorządowcy tych regionów muszą rozwiązywać. Dlatego, w mojej opinii, ta sytuacja nie wpłynie negatywnie na relacje polsko-czeskie – ocenia Medek.
Jakub Medek
dziennikarz i ekspert od spraw czeskich

Te sprawy należy zostawić w rękach władz lokalnych, bo to jest sprawa lokalna i na tym poziomie zostanie rozwiązana. Nie wydaje mi się, że wpłynęło na długofalowe pogorszenie stosunków transgranicznych. To problem generowany przez władze w Warszawie. Tu jest spór jednostronny. To jest spór, który wywołała, powoduje i utrzymuje Warszawa. I nikt poza nią.