Biejat: Skazują kobiety na tortury, utratę życia i zdrowia. To oni mają na rękach krew 30-latki
Magdalena Biejat o śmierci 30-latki
1 listopada, we Wszystkich Świętych, zapłonęły znicze dla zmarłej kobiety. W Pszczynie i pod gmachem Trybunału Konstytucyjnego w Warszawie obok świec pojawiały się napisy na kawałkach kartonu: "Ani jednej więcej". Świeczkę przy al. Szucha postawiła także Magdalena Biejat. Zapytaliśmy posłankę Lewicy, co czuła, jako kobieta i polityczka, gdy dowiedziała się o tej śmierci.– Czułam przede wszystkim złość na prawo, które zakazuje przerywać ciążę. Złość na fundamentalistów, którzy przestraszyli lekarzy do tego stopnia, że boją się oni stosować nawet tę furtkę, która pozwala przerwać ciążę, kiedy zdrowie i życie kobiety jest zagrożone.
Magdalena Biejat powiedziała, że czuła bezsilność, bo ona i inne aktywistki i aktywiści ostrzegali przed fatalnymi skutkami zaostrzenia prawa aborcyjnego w Polsce.
Pod Trybunałem Konstytucyjnym zapłonęły znicze, ale jak relacjonuje nam posłanka, stawianie ich na chodniku było utrudnione przez barierki ustawione przez policję.
Trudno było się pomieścić, bo policja w skandaliczny sposób ustawiła tam barierki, aby uniemożliwić stawianie świec bezpośrednio pod murem TK. Po drugie, ograniczono bardzo przestrzeń na chodniku, bo jego połowa została odgrodzona. Mimo to, tych świeczek było bardzo dużo i będzie jeszcze więcej. Wszyscy, którzy dowiedzieli się o tej tragedii, są bardzo wstrząśnięci, widzę to po komentarzach w mediach społecznościowych czy rozmowach z ludźmi na ulicy.
"Ani jednej więcej"
Bezsilność. To słowo, które najczęściej pojawia się w komentarzach po śmierci 30-latki. Nie pomogły wielotysięczne protesty, zaostrzone prawo aborcyjne weszło w życie. Pozostaje pytanie – co dalej? Co zrobić, aby nigdy więcej nie zapalać zniczy dla kolejnej kobiety, która straciła życie? Zdaniem Magdaleny Biejat należy przede wszystkim ciągle naciskać na polityków, aby zmienili prawo. I nie pozwolić, aby opinia publiczna zaprzestała domagania się zmiany antyaborcyjnych przepisów.– Na szczęście nie jest tak, że nie ma żadnej możliwości, żeby coś zrobić – mówi nam Biejat. – Jest gotowy projekt legalizujący aborcję, który wprowadza normalne standardy w tym zakresie: aborcję dostępną, legalną, bezpieczną i bezpłatną Jest to projekt "Legalna aborcja bez kompromisów", pod którym ciągle zbieramy podpisy. Każdy może samemu wydrukować sobie kartę, złożyć podpis, może też zbierać wśród rodziny i znajomych i przesłać na adres komitetu.
Zwraca też uwagę, że historii kobiet, których życie było zagrożone przez zaostrzone prawo aborcyjne, jest w Polsce więcej.
– Znamy sytuacje, kiedy kobietę, w podobnym przypadku bezwodzia, z trudem udało się uratować. Inna kobieta w podobnej sytuacji straciła macicę, kolejna jajowód, ponieważ zwlekano z usunięciem ciąży pozamacicznej. To są sytuacje, z którymi mierzą się dziś kobiety, które chcą zajść w ciążę i mieć dzieci. Nie powinny się bać zachodzić w ciążę, a boją się dziś coraz bardziej. Dziś dla wszystkich powinno być jasne, że nie wystarczy możliwość przerwania ciąży za granicą. Dopóki nie zmienimy prawa, kobiety będą tracić życie i zdrowie – stwierdza.
Podobne historie od momentu wejścia w życie wyroku TK, dokumentuje Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Wśród kobiet, które podzieliły się swoimi historiami, jest Urszula, która od lekarzy usłyszała: "Płody są zrośnięte na całej długości brzucha. Mają jedno serce, jedną wątrobę i wspólne naczynia. Nic nie da się zrobić. Nie da się ich rozdzielić. Ciąża może obumrzeć, ale nie wiadomo, kiedy to się stanie. Jeśli dzieci nawet urodzą się żywe, to umrą zaraz po narodzinach" – orzekli lekarze. O sprawie pisze "Gazeta Wyborcza".
Kto ma krew na rękach?
Zapytaliśmy posłankę także o to, kto ponosi odpowiedzialność za śmierć 30-latki z Pszczyny. – Absolutnie za tę sytuację winę ponosi rząd Zjednoczonej Prawicy i politycy, którzy ulegali fundamentalistom i pozwalali na poszerzanie klauzuli sumienia – mówi posłanka. – Pozwalali oni na szczucie lekarzy, którzy starali się nieść pomoc kobietom. To oni doprowadzili do tego, że aborcja w Polsce jest praktycznie zakazana. Oni skazują kobiety na tortury, utratę życia i zdrowia. To jest fakt, nie uciekną od tego, niezależnie od tego, jak bardzo będą próbowali zakłamać rzeczywistość. To jest ich odpowiedzialność i na ich rękach jest ta krew – dodała.
Jeszcze ostrzejsze prawo antyaborcyjne?
Tego dnia, gdy umierała 30-letnia Izabela z Pszczyny, Elżbieta Witek skierowała pod obrady Sejmu obywatelski projekt ustawy zrównujący każdą aborcję z zabójstwem. Ten projekt złożony przez Fundację "Pro – prawo do życia", zakłada też ściganie "przestępców aborcyjnych". Jeżeli ustawa zakazująca aborcji weszłaby w życie, przerwanie ciąży byłoby przestępstwem z art. 148 kk, czyli po prostu zabójstwem.
Posłanka przypomina, że podobnej treści projekt zapoczątkował w 2016 roku Czarny Protest.
– Wówczas też pojawił się obywatelski projekt, który chciał karać kobiety za przerywanie ciąży. Nie wyobrażam sobie, żeby procedowanie podobnego projektu w 2021 roku nie doprowadziło do kolejnych masowych protestów, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło w Pszczynie.
– Uważam, że pozwolenie na to, żeby ten projekt leżał w sejmowej zamrażarce, jest skandaliczne. Pozwolenie na to, żeby leżał jako straszak w Sejmie, bez natychmiastowego oddalenia, to policzek dla wszystkich kobiet w Polsce i ich rodzin. Powinniśmy rozliczyć polityków, za to, jak będą głosować za odrzuceniem tego projektu – apeluje posłanka.Byłby to dowód braku kontaktu z rzeczywistością, jeśli partia rządząca zdecydowałaby się procedować ten projekt dalej. Natomiast jestem pewna, że zasłaniając się zasadą kierowania wszystkich projektów obywatelskich do komisji, będą głosować przeciwko wnioskowi o odrzucenie go, który na pewno złoży Lewica, ponieważ ten projekt powinien natychmiast wylądować w koszu.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut