Lewicka: Władza ma gębę pełną frazesów o wartościach, a szafę coraz bardziej pełną trupów

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Śmierć młodej kobiety – córki Barbary, żony Grzegorza i matki Mai – wstrząsnęła Polską. Albo inaczej: tą jej częścią, która ma serca i sumienia. Ta śmierć woła o pomstę do nieba, bo nie musiała się zdarzyć, a właściwie zdarzyć się nie miała prawa. Nie w XXI wieku i nie przy obecnym rozwoju medycyny.
Karolina Lewicka: Kaczyńskiego nie zajmuje śmierć pani Izy. Bo ta śmierć musiała być wkalkulowana w koszty zmiany prawa. fot. Aleksandra Szmigiel-Wisniewska/REPORTER
Gdyby tylko lekarska interwencja nastąpiła tuż po przyjęciu pacjentki do szpitala, kiedy stan zapalny w jej organizmie dopiero się rozwijał, dziś zapewne byłaby z powrotem w domu. Tymczasem leży na cmentarzu.

Nie wiemy, czy lekarze popełnili grzech zaniechania, bo źle rozpoznali stan pacjentki, czy też ich bezczynność wynikała głównie z obawy przed obowiązującym prawem, prokuratorami Ziobry oraz lotnymi brygadami Ordo Iuris, które ostatnio przyglądają się przez szkło powiększające niemal każdemu zabiegowi przerwania ciąży. Na pewno jednak ów efekt mrożący jest faktem.


Czytaj także: Tusk obiecuje, że rozliczy PiS, ale dlaczego nie zrobił tego w 2007 roku? Odpowiedzi są dwie

Można utyskiwać na medyków, że mimo wszystko nie spełniają odważnie swych powinności bez oglądania się na ryzyko dwóch lat więzienia. Ale prawo nie powinno wymagać od nikogo heroizmu. Prawo nie powinno być w służbie ideologii. Za to powinno być czytelne i przejrzyste. Nie jest.

Literalnie niby wszystko zapisano, jak trzeba: każde zagrożenie zdrowia lub życia matki jest przesłanką do aborcji. Ale klimat mamy w kraju taki, że lekarze oglądają się za siebie. I właśnie o to rządzącym chodziło, taki był cel. Mieli się bać i nie podejmować działań, żeby kobiety – jak przecież szczerze mówił Jarosław Kaczyński - rodziły „uszkodzone i zdeformowane płody”.

To – jak się już okazało – wcale nie pierwsza taka śmierć, a już na pewno nie ostatnia. Nie liczmy jednak na refleksję po stronie odpowiedzialnych za ten stan rzeczy socjopatów. Ich bowiem charakteryzuje brak empatii i brak wyrzutów sumienia. Socjopata bólu innych ludzi nie rozumie, traktuje ich instrumentalnie, wykorzystuje do własnych celów, są - jeśli socjopata zaczyna rządzić - tylko „śrubkami” w ogólnym mechanizmie państwa.

„Śrubka” to termin stworzony przez Józefa Stalina. „Śrubka” jest elementem większej całości, jej los się nie liczy. Można ją rzucić na front jako mięso armatnie, można zlikwidować w ramach operacji zastraszania społeczeństwa, można zagłodzić w ramach akcji rozkułaczania wsi.

Czytaj także: Godek i Bąkiewicz. To tak naprawdę ludzie Kaczyńskiego od „brudnej roboty”

Kaczyńskiego nie zajmuje śmierć pani Izy. Bo ta śmierć musiała być wkalkulowana w koszty zmiany prawa. A ta zmiana prawa była dla PiS-u po prostu warta tej oraz innych śmierci. Cóż, „wciąż czasem kobiety umierają przy porodach” – spokojnie kwituje Marek Suski. Zdarza się, trudno, co robić? Wszak jeśli rewolucja wymaga ofiar, to prowodyrzy rewolucji nie będą ich przecież opłakiwać. Ważne, że idą do celu, choćby i po trupach obywateli własnego kraju.

Ale nie tylko widmo tej jednej śmierci krąży nad PiS-em. To też widmo śmierci ludzi z lasu. Łapanych i wypychanych na Białoruś. Przeraźliwych krzyków malutkich dzieci, przerażonych tym, co się wokół nich dzieje, Nowogrodzka nie słyszy. Ten strach, to błąkanie się po bagnach, te śmierci są znów wkalkulowane w akcję propagandową władzy.

Straszenie uchodźcami daje zwyżkę sondażową, więc straszymy. A komuś, kim się straszy, nie można pomagać. Zresztą nie po to się ich dehumanizowało za pomocą zdjęć z klaczą i obcinaniem głowy, by nagle dostrzec w nich umierających z wyczerpania ludzi. Cel uświęca środki, sondaże poszły w górę.

To nadal nie koniec śmierci wokół PiS-u, tym razem śmierci z uduszenia. To dogorywające pod respiratorami ofiary czwartej fali pandemii, zwykle niezaszczepione. Że sami są sobie winni, bo mogli się za darmo przeciwko chorobie uzbroić, ale się nie uzbroili? Może i tak. Ale ludzie bywają głupi, bezmyślni, łatwowierni, zabobonni, podatni na teorie spiskowe. Powinnością władzy jest próbować także ich ochronić przed samymi sobą, także ich ratować.

Tyle że ich śmierć jest wkalkulowana w koszty rywalizacji z Konfederacją. Stąd PiS nie będzie ani wprowadzał obowiązkowych szczepień, ani restrykcji dla niezaszczepionych, co – jak pokazały przykłady innych krajów, np. Francji – skutkowało przyrostem zaszczepionych.

Czytaj także: Lekarz: Przerywam ciąże kobiet prawicowych polityków. Mówią, że ich sytuaja jest wyjątkowa

PiS ze spokojem będzie się przyglądał, jak umierają ich wyborcy, bo władzę obchodzi jedynie, by elektorat jako całość się od PiS-u nie odwrócił, by się na PiS nie obraził, a że jakiś jego odsetek umrze na COVID-19, to akurat w rachunku wyborczym jest kompletnie bez znaczenia. Niech umierają, łóżka się dla nich w szpitalach dostawi, byle tylko Konfederacja za bardzo nie urosła.

Władzy nie ruszy żadna śmierć, żadne cierpienie, żadne nieszczęście, za które jest – pośrednio lub bezpośrednio – odpowiedzialna. Rusza ją tylko wysokość słupka sondażowego. Dopóki będzie wysoki, dopóty każda śmierć – ciężarnej, której boją się pomóc; uchodźcy, którego traktują jak zwierzę; nastolatka zaszczutego propagandą przeciwko „ideologii LGBT”, który targnie się na swoje życie; emeryta pozbawionego uposażenia, bo zaczął pracę w wojsku w 1988 roku i otarł się o PRL, a teraz jako ofiara odpowiedzialności zbiorowej schodzi z tego świata na zawał czy wreszcie antyszczepionkowca będzie dla władzy bez znaczenia.

Gębę będzie miała nadal pełną frazesów o wartościach, a szafę coraz bardziej pełną trupów.
Czytaj także: Lot w kosmos. W PiS-ie każdy ma szansę osiągnąć swój szczyt niekompetencji