Ameryka drugą Polską? Teraz tu kobiety boją się o swoje prawa. "To jest dopiero początek"

Katarzyna Zuchowicz
Oczy całej Ameryki skierowane są na Sąd Najwyższy, który właśnie zaczął debatować nad najważniejszą od pokolenia sprawą dotyczącą aborcji. Jeśli wyda wyrok, który radykalnie zmieni dotychczasowe prawo, miliony kobiet w USA mogą być pozbawione dostępu do legalnej aborcji. Wiele stanów już tylko na to czeka. Taką drogą zmierzają dziś USA. Temat rozpala nie mniejsze emocje niż w Polsce.
Zwolennicy i przeciwnicy zaostrzenia prawa aborcyjnego protestowali przed Sądem Najwyższym USA. fot. OLIVIER DOULIERY/AFP/East News


Pewnie niejednemu Polakowi trudno byłoby kiedyś to sobie wyobrazić. Stany Zjednoczone – kolebka wolności, demokracji, gdzie aborcja jest legalna od lat 70., a przepisy jej dotyczące należą do najbardziej liberalnych na świecie – nagle w XXI wieku stają się krajem, w którym kobiety boją się o swoje prawa?


Tymczasem to dzieje się na naszych oczach. Gdy w Polsce żyjemy sprawą ograniczania praw kobiet, gdy Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok ws. aborcji, a do Sejmu trafił projekt ustawy jeszcze bardziej zaostrzający przepisy, Amerykanki mają swoją "wojnę", która rozgrzewa opinię publiczną do czerwoności.

Żyją nią politycy, media, instytuty badawcze, organizacje praw człowieka, internet. Wszyscy patrzą na Sąd Najwyższy, który 1 grudnia zaczął debatę ws. aborcji, a jego wyrok radykalnie może zmienić wszystko. Dla Ameryki i praw kobiet może to być prawdziwa, pokoleniowa, rewolucja. Niczym w Polsce, choć w innym stopniu i zakresie, i przy zupełnie innej sytuacji

Sąd Najwyższy debatuje ws. aborcji


– To byłaby tragedia dla milionów kobiet i spełnienie naszych największych koszmarów – mówiła mediom jedna z działaczek, która w środę protestowała przed gmachem sądu. Debata przyciągnęła setki i przeciwników, i zwolenników aborcji.

"Czarny dzień dla Ameryki i praw kobiet", "Jeśli Sąd Najwyższy obali dotychczasowe prawo, będzie to straszne dla nas wszystkich" – grzmią komentujący w sieci. Wyrok ma zapaść w czerwcu przyszłego roku, ale w internecie już krążą mapy, które pokazują, że w przypadku czarnego scenariusza, Amerykanki szukające dostępu do aborcji, w tym celu musiałyby średnio podróżować ponad 200 km, w porównaniu do 40 km dziś. Jak wylicza organizacja Planned Parenthood dostęp do aborcji straciłoby wówczas ok. 36 mln kobiet – to niemal połowa Amerykanek w wieku 18-49 lat.

Z drugiej strony ruch pro-life jest bardzo silny i krzyczy o prawie obrony życia poczętego. "Odkąd Sąd Najwyższy zalegalizował aborcję w 1973 roku abortowano w USA ponad 62 mln nienarodzonych dzieci. Innymi słowy, blisko 20 proc. populacji USA" – skomentował na Twitterze były wiceprezydent USA Mike Pence. Brzmi podobnie jak atmosfera z Polski? – Zdecydowanie tak jest. W USA to szykuje się od pewnego czasu. To jest niesamowicie drażliwa i ważna sprawa. I na pewno to jest dopiero początek – mówi naTemat dr hab. Tomasz Basiuk, dyrektor Instytutu Ameryk i Europy, którego częścią jest Ośrodek Studiów Amerykańskich w Warszawie.

Odzew w Polsce


Ekspert tłumaczy, że z całą pewnością Donald Trump miał w tym swój udział, mianując do SN konserwatywnych sędziów, żeby zadowolić chrześcijan ewangelikalnych, którzy są przeciwnikami aborcji. – Radykalizacja następuje ze względu na to, jak skonstruowany jest teraz Sąd Najwyższy, który jednocześnie jest amerykańskim Trybunałem Konstytucyjnym – komentuje. Czy w kwestii aborcji USA stają się drugą Polską? – W jakimś sensie tak, choć kontekst polityczny jest zupełnie inny. Trudno powiedzieć, że sędziowie w USA byli nominowani wbrew prawu, co z kolei możemy powiedzieć w przypadku członków Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. I w Polsce, i w USA mamy polityczną mniejszość, która z powodów światopoglądowych dąży do zakazu aborcji i znalazła się w takiej sytuacji, że udało jej się swoje oczekiwania przełożyć na realny nacisk polityczny. Tylko ten nacisk w obu krajach zafunkcjonował trochę inaczej, choć w pewnym sensie jest to podobny mechanizm – zauważa dr Basiuk.

Odzew w Polsce na pewno widać. "Na jego podstawie w Stanach Zjednoczonych zabito ok. 63 miliony dzieci nienarodzonych. Nareszcie jest szansa na zatrzymanie tego okrucieństwa" – zareagowało Radio Maryja na prawo, którym właśnie zajmuje się Sąd Najwyższy.

Magdalena Guziak-Nowak, dyrektor ds. edukacji Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, mówiła stacji, z jaką nadzieją czekają na rozprawę. Wspomniała o "zatrzymaniu amerykańskiego szaleństwa".

"Podważanie tego prawa i kolejnych precedensów, na podstawie których wprowadzono tzw. aborcję na życzenie bez żadnych ograniczeń nawet do 28. tygodnia ciąży, może nie tylko zachwiać aborcyjną propagandą, ale realnie wpłynąć na zmianę prawa w całych Stanach Zjednoczonych i życie milionów nienarodzonych dzieci" – powiedziała.

Stany zaostrzają prawo aborcyjne


Mówiąc w dużym skrócie, aborcja jest w USA legalna dzięki sprawie Roe vs. Wade z 1973 roku i potwierdzona wyrokiem w sprawie Planned Parenthood vs. Casey z 1992 roku.

W praktyce kobieta ma prawo do aborcji przed osiągnięciem przez płód zdolności do samodzielnego przeżycia, czyli do ok. 24. tygodnia ciąży. Stany mają możliwość wprowadzenia ograniczeń dotyczących aborcji w drugim i trzecim trymestrze.

Jednak w ostatnim czasie niektóre stany zaczęły bardzo radykalnie podchodzić do tej kwestii. Temat eksplodował w ostatnich miesiącach.

1 września najsurowsze prawo antyaborcyjne w USA weszło w życie w Teksasie – zakazując przeprowadzenia aborcji po wykryciu bicia serca płodu, czyli po ok. 6 tygodniu.

Niedługo potem podobny projekt przedstawił gubernator Florydy. Z kolei na początku listopada Ohio "przebiło" restrykcyjne prawo w Teksasie – proponując całkowity zakaz aborcji. Wszędzie kobiety walczą o swoje prawa. Sprawy trafiają do Sądu Najwyższego. Na wniosek administracji Joe Bidena SN zajął się m.in. aborcją w Teksasie. Obecna debata dotyczy prawa w stanie Mississippi, które ogranicza możliwość usunięcia ciąży po 15. tygodniu. Stanowe władze już w 2018 roku próbowały je wprowadzić, ale sądy odrzucały ten pomysł. W maju zwróciły się z tym do Sądu Najwyższego. Sprawa znana jest Dobbs vs. Jackson Women's Health Organization.

Tu niejeden Polak być może być zaskoczony.

Konserwatywny Sąd Najwyższy


– Takie rzeczy działy się w USA, to nie jest nowa rzecz. W Polsce może mamy trochę wyidealizowany, hollywoodzki obraz USA, głównie dotyczący osób z wyższej klasy średniej, lepiej wykształconych, mieszkających na wschodnim lub i zachodnim wybrzeżu, rzadziej w środku kraju. Z tego przekazu nie znamy pewnych obszarów USA, które są silne politycznie. Poza tym to bardzo religijny kraj. Bardzo dużo ludzi regularnie chodzi do kościoła, wierzy w Boga. W Teksasie od lat toczy się spór, czy można nauczać kreacjonizmu w szkołach. Niektóre "kuratoria" zakazują nauczania teorii ewolucji z powodów religijnych. To trwa od kilkudziesięciu lat – zaznacza Tomasz Basiuk.

– Do tej pory tego typu legislacja dotycząca aborcji w konserwatywnych stanach była blokowana wyrokiem z 1973 roku. Od razu było wiadomo, że takie prawa będą uznane przez SN za niekonstytucyjne. Jednak to się zmieniło ze względu na zmianę składu SN. Na przykład po śmierci sędzi Ginsberg – dodaje.
Dzięki decyzjom Donalda Trumpa 9-osobowy Sąd Najwyższy jest zdominowany przez konserwatystów (6:3) i raczej nikt nie ma złudzeń, jak może się to zakończyć. Wczorajszy dzień pokazał, jak potężne emocje wywołuje ta sprawa i czym w najbliższych miesiącach będzie żyła Ameryka.

– Po sposobie, w jaki przepytywano strony, widać, że sędziowie przychylą się do ograniczenia, które wprowadziło Mississippi. W praktyce oznaczałoby to, że prawo to zostaje uznane za konstytucyjne i stan ten faktycznie może ograniczyć aborcję po 15. tygodniu. Wówczas niektóre inne stany też wprowadziłyby podobne regulacje – komentuje Tomasz Basiuk. Dodaje: – Druga możliwość, która poważnie brana jest pod uwagę, jest taka, że Sąd Najwyższy może zdecydować, że konstytucja nie gwarantuje prawa do prywatności w stopniu obejmującym samodzielne decydowanie o dokonaniu aborcji. Skłania się ku temu część sędziów, tak wynika z tego, co mówią na sali sądowej. To wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, choć oczywiście nie wiemy, jak to się skończy.
Tomasz Basiuk

Jednak możliwe, że już na początku przyszłego roku zostanie odwrócona decyzja SN z 1973 roku. A wtedy będzie to oznaczało, że w USA nie ma konstytucyjnej gwarancji dla prawa do aborcji. Będzie można wprowadzić całkowity jej zakaz w stanach. Niektóre z nich, te które mają konserwatywne legislacje, czy gubernatorów, po prostu to zrobią. Chodzi o mniej więcej połowę stanów.

Amerykańskie media piszą o ponad 20 stanach.

Jeśli SN podejmie taką decyzję, może mieć ona również konsekwencje polityczne.

– W tym momencie Sąd Najwyższy bardzo mocno wkracza w politykę. Gdyby całkowicie zakazał aborcji, to prawdopodobnie przechyliłby szalę zwycięstwa na rzecz Demokratów w tzw. wyborach mid-terms. Wyrok może mieć też konsekwencje w innych sprawach, np. dotyczących LGBT. Skutek może być również taki, że dużo ludzi będzie oburzonych i SN straci swoją reputację i legitymację. To jest coś, co dzieje się także u nas – przewiduje ekspert.