Najfajniejszy film, jaki obejrzysz w te święta! "Wieczny singiel" to komedia romantyczna o gejach

Ola Gersz
Doczekaliśmy się! Netflix wypuścił swój pierwszy świąteczny film z głównymi homoseksualnymi bohaterami. I chociaż długo mu się zeszło, to przecież lepiej późno niż później. Jak wypada "Wieczny singiel"? W kategorii świątecznych komedii romantycznych plasuje się naprawdę wysoko, a uroku i humoru ma w aż nadmiarze. A czego więcej chcieć od filmu na Boże Narodzenie?
Święta, miłość i dużo humoru – czego chcieć więcej? To wszystko oferuje "Wieczny singiel" Netflixa Fot. Kadr z filmu "Wieczny singiel"
Na liczbę świątecznych filmów nie możemy narzekać – każdego roku powstają kolejne mniej lub bardziej udane produkcje ze świętami, miłością, ewentualnie księżniczką lub księciem w tytule. Co innego bożonarodzeniowe filmy z bohaterami LGBT. Tutaj już tak kolorowo nie jest.


Do tej pory możemy cieszyć się zaledwie kilkoma świątecznymi filmami LGBT. W "The Christmas Setup" matka swata swojego homoseksualnego syna z chłopakiem, w którym podkochiwał się od lat. W "Dashing in December" bohater wraca do domu, by przekonać matkę do sprzedania rodzinnego rancza, ale nieoczekiwanie zakochuje się w jej pomocniku. A w "Świątecznym szoku" z Kristen Stewart młoda kobieta przyjeżdża do rodziny na święta ze swoją partnerką – bliscy nie wiedzą jednak o jej homoseksualnej orientacji.

Jednopłciowe pary pojawiają się też często w tle, jak chociażby w "Rodzinnym domu wariatów" czy "The Christiams House". "Podobnie jest zresztą w naszych rodzimych "Listach do M" Mitji Okorna, w których bohater grany przez Pawła Małaszyńskiego po raz pierwszy przyprowadza na rodzinną Wigilię swojego partnera. Wątek bardzo poboczny, ale dla reprezentacji znaczący.

W tym roku na listę świątecznych filmów LGBT trafia kanadyjski "Wieczny singiel" Michaela Mayera. To pierwszy gejowski "Christmas movie" Netflixa, który regularnie porusza w swoich produkcjach queerowe wątki – dziwne więc, że "Wiecznego singla" doczekaliśmy się dopiero teraz i to po ubiegłorocznych premierach konkurencyjnych platform i stacji. I jak wyszło?

Kiedy mamusia szuka synowi chłopaka

"Wieczny singiel" (ze znacznie lepszym, świątecznym, ale niestety nieprzetłumaczalnym na polski tytułem "Single All the Way") powtarza schemat, który znamy z praktycznie w każdej świątecznej produkcji z homoseksualnymi postaciami. Oto bohater przyjeżdża do rodzinnego domu na święta i w bożonarodzeniowej scenerii, w otoczeniu działającej na nerwy rodziny albo dokonuje coming outu, albo poznaje miłość swojego życia.

To tak jakby geja lub lesbijkę trzeba było "ujarzmić" i koniecznie osadzić w rodzinnej przestrzeni. Oczywiście motyw powrotu do domu na święta jest ograny również w heteroseksualnych, miłosnych historiach świątecznych, ale jest to schemat jeden z wielu. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że – biorąc pod uwagę fakt, że bożonarodzeniowe filmy z głównymi bohaterami LGBT zaczęły "tłumnie" powstawać dopiero od ubiegłego roku – scenarzyści zaczną eksperymentować i umieszczą nienormatywne postacie również w innych scenariuszach.
Fot. Kadr z filmu "Wieczny singiel" / Netflix
Na szczęście w "Wiecznym singlu" nie ma przynajmniej coming outu (jeszcze niedawno koniecznego w każdym filmie z wątkiem LGBT). Peter (fantastyczny Michael Urie) jest jawnym gejem, mieszka w Los Angeles, pracuje w social mediach, ale nie ma szczęścia w miłości. Na swoje związkowe niepowodzenia regularnie skarży się swoim ukochanym roślinom doniczkowym oraz najlepszemu przyjacielowi Nickowi (Philemon Chambers).

Tym razem wydaje się jednak, że wszystko jest na dobrej drodze – Peter spotyka się z przystojnym kardiologiem, którego chce przedstawić swojej rodzinie (doskonale świadomej orientacji mężczyzny i niemającej z tym żadnego problemu). Kiedy okazuje się, że lekarz ma żonę, zdesperowany bohater wymyśla sprytny fortel. Prosi Nicka, aby pojechał z nim do New Hampshire i udawał jego chłopaka. Ten jest niechętny, ale w końcu się zgadza.

Na miejscu sprawa się komplikuje. Jeszcze zanim Peter i Nick, przyjaciele od lat, zdążą ogłosić swój "fejkowy" związek, matka Petera informuje syna, że umówiła go na randkę w ciemno ze swoim instruktorem fitness Jamesem (Luke Macfarlane). Ten okazuje się prawdziwym księciem z bajki, ale nieoczekiwanie Nick zdaje sobie sprawę, że czuje do Petera coś więcej niż przyjaźń. Zresztą cała rodzina Petera jest przekonana, że tych dwoje jest sobie przeznaczonych.

A reszty można oczywiście się domyślić, bo filmy świąteczne nie słyną z subtelności i fabularnych zaskoczeń. Zresztą nie taka ich rola, a wprowadzenie w magiczny klimat i ogrzanie zmarzniętych serc. I "Wieczny singiel" te zadania spełnia.
Fot. Kadr z filmu "Wieczny singiel" / Netflix

Swatająca rodzina i uroczy ludzie

Filmy świąteczne potrafią być toporne, sztuczne i na siłę. "Wieczny singiel" jest jak powiew świeżego powietrza. Jest żywy, spontaniczny, naturalny, a między głównymi bohaterami jest więcej chemii niż chociażby w innym tegorocznym świątecznym filmie Netflixa – przewidywalnej do bólu, ale uroczej "Miłosnej pułapce" z Tinderem w tle.

Oba filmy łączy zresztą również motyw rodziny. W "Wiecznym singlu" ta jest kochająca i wspierająca, ale jednocześnie wyjątkowo irytująca i inwazyjna – jej głównym celem jest bowiem wyswatanie Petera, tytułowego singla. Wielu z nas zna to niestety z autopsji, chociaż (miejmy nadzieję!) w mniejszym natężeniu niż bohater grany przez Michela Uriego. W końcu pytania o życie uczuciowe ("Kiedy sobie kogoś znajdziesz?", "Masz jakiegoś kawalera?", "Kiedy ślub?", "Kiedy dzieci?") to nieszczęsny klasyk przy świątecznym stole.
Fot. Kadr z filmu "Wieczny singiel" / Netflix
"Wieczny singiel" jest również filmem autentycznie zabawnym i uroczym, w czym olbrzymia rola Uriego, niezapomnianego Marca St. Jamesa z "Brzyduli Betty". Swoją charyzmą, czarem i humorem aktor naprawdę mógłby obdzielić jeszcze kilka osób, a i tak miałby ich w nadmiarze. Zresztą partnerujący mu Philemon Chambers i Luke Macfarlane są równie czarujący i mili, a w tych niewesołych czasach oglądanie sympatycznych ludzi jest wręcz terapeutyczne.

Czy "Wieczny singiel" jest filmem, który zmieni twoje życie? Nie, ale na pewno na 101 minut je osłodzi, a być może pomoże w podejmowaniu ważnych życiowych decyzji. Bo może sam kochasz swojego przyjaciela, ale nie zdajesz sobie z tego sprawy? Jak udowadniają świąteczne filmy, Boże Narodzenie to idealny czas na takie odkrycia. A czemu by nie wierzyć kinu?

Czytaj także: