To ponoć najstraszniejsza lalka na świecie. Robert był inspiracją dla laleczki Chucky

redakcja naTemat
Koraliki imitujące oczy, pusty uśmiech i ciało bez ruchu – nie bez powodu twórcy horrorów tak często wykorzystują w swoich filmach motyw lalek. Pomimo pozornie niewinnego wyglądu, ich obecność w pomieszczeniach może wzbudzać lekki niepokój. "A co jeśli się poruszy?" – taka myśl przemyka przez głowę. Historii o nawiedzonych zabawkach jest wiele, ale to opowieść o lalce o imieniu Robert uchodzi za tą najstraszniejszą.
Lalka Robert uchodzi za najbardziej przeklętą zabawkę na świecie. Fot. 123rf
Odpowiedzią na to, dlaczego niektóre lalki nas niepokoją, jest termin "uncanny valley", czyli "dolina niesamowitości". W 1970 roku japoński inżynier Masahiro Mori badał wpływ wyglądu robotów na emocje u ludzi. Im robot bardziej przypominał człowieka, tym mniej podobał się uczestnikom eksperymentu. To podobieństwo i brak jakichkolwiek oznak życia zwyczajnie przerażało odbiorców. Strach przed tym, co nieożywione, a wyglądające jak człowiek, nazywane jest nawet automatonofobią.

Oczywiście lalkom przypisuje się nie tylko lęk wynikający z tego, jak się prezentują, ale także, jak potrafią się rzekomo zachowywać. Legend o poruszających się samoistnie porcelanowych czy szmacianych lalkach jest na pęczki. W końcu o zabawkach, tak jak i o innych przedmiotach, mówi się, że potrafią być "naczyniem" dla zmarłej duszy.


Popularna lalka Annabelle, która od ostatnich kilku ładnych dekad spoczywa za szklaną gablotą w Muzeum Okultyzmu Państwa Warren, zgodnie z twierdzeniem jej właścicieli ma być opętana przez piekielnego demona Malthusa.

Annabelle to jednak pikuś przy lalce Robercie, która tak samo, jak siostrzana zabawka "więziona" jest w miejscu, gdzie tłum gapiów zbiera się, aby doświadczyć czegoś paranormalnego.

Marynarzyk, który straszy

Siedzi na drewnianym krzesełku za szklaną szybą niczym Hannibal Lecter w "Milczeniu Owiec". Wygląda jak niegroźny, nadszarpnięty zębem czasu marynarzyk z przytulanką lwa w dłoni, choć z opowieści dowiadujemy się, że to diabeł wcielony, a przezroczysta gablota chroni przed nim ludzi.

Historia lalki zaczyna się na początku XX wieku, kiedy zabawka trafiła do rąk chłopca o imieniu Eugene Robert Otto. Miała ona zostać ręcznie wykonana przez pracującą dla rodziny dziecka haitańską służącą. Tam, gdzie powinny być oczy, naszyto koraliki; usta i nos zaznaczono zaś ledwo widocznymi haftami na płóciennym materiale.

Eugene wraz z rodzicami zamieszkiwał wybudowany w latach 90. XIX wieku Dom Artysty przy 534 Eaton Street w mieście Key West na Florydzie. Będący jedynakiem chłopczyk znalazł towarzystwo w nowo uszytej dla niego lalce, którą zawsze i wszędzie nosił ze sobą. Wzroku również z niej nie spuszczał, co w dość krótkim czasie przyczyniło się do odkrycia mrożącej krew w żyłach prawdy na temat Roberta.

Był środek nocy, gdy zbudzony złym przeczuciem dziesięcioletni Gene zobaczył siedzącą na krawędzi łóżka lalkę. Tę samą, którą na śniadanie zabierał ze sobą do stołu. Tę samą, której opowiadał o swoich obawach. Robert siedział na łóżku wgapiony w dziecko.

Z pokoju Gene'a zaczęły dobiegać krzyki i odgłosy uderzających o podłogę przedmiotów. Matka chłopca wyrwana ze snu czym prędzej pobiegła do pokoju syna. – To wszystko wina Roberta – usłyszała na wejściu od swojego dziecka, które palcem wskazywało leżącą na ziemi lalkę. Nie był to ostatni raz, kiedy Gene zwalił winę na zabawkę.

Mijały dni, a lalka coraz bardziej niepokoiła rodzinę Otto. Rodzice chłopca częściej niż zwykle słyszeli przez ściany, jak ich syn rozmawia z zabawką. Niby nie ma w tym nic dziwnego. Dzieci tak już w końcu mają. Kłopot w tym, że Robert miał odpowiadać chłopcu dość szorstkim i upiornym głosem. Ponadto miał wykonywać ledwo widoczne, ale wciąż dostrzegalne gołym okiem ruchy i zmieniać do tego mimikę.
Gene nieraz próbował dla własnego bezpieczeństwa zamykać ukochaną lalkę na strychu. Później znajdował ją z powrotem na bujanym fotelu w sypialni. I tak do końca swojego życia.

W 1974 roku Eugene zmarł już jako dorosły mężczyzna, Robert natomiast wciąż prześladował mieszkańców posiadłości. Po śmierci właściciela do Domu Artysty wprowadziła się nowa rodzina z 10-letnią córką, która potem również twierdziła, że lalka ją prześladowała. Mówi się, że obecność przeklętej zabawki powodowała wypadki samochodowe; raz próbowano ją nawet spalić, choć na nic się to nie zdało.

W 1994 roku lalkę oddano do dyspozycji florydzkiemu East Martello Museum. Odtąd zamknięty w szklanym "pudełku" Robert nikogo miał już nie ranić. Straszyć turystów ma za to do dziś. Ciekawscy ludzie, chcący doświadczyć zjawisk paranormalnych, sami się w końcu o to proszą i z nie lada entuzjazmem opisują w sieci przeżycia z pobytu w galerii. "Poruszył się, poruszył się" – słyszymy na jednym z nagrań. Zabawka ponoć nie przepada za kamerami, które w jej towarzystwie potrafią wariować.

Dziecięca wyobraźnia czy nawiedzenie? Spekulacji dotyczących powodu, dla którego Robert został przeklęty, jest cała sterta. Spośród wszystkich teorii wyróżnia się dwie najbardziej prawdopodobne (o ile można je tak nazwać).

Zwolennicy pierwszej z nich uważają, że to Eugene odpowiada za całe zamieszanie. Lalka miała rzekomo uosabiać lęki i obawy chłopca. Druga teoria mówi zaś, że służąca, która wykonała ponoć dla młodego Otto zabawkę, była źle traktowana przez pracodawców. Stąd pojawiają się głosy, iż Robert to tak naprawdę laleczka voodoo.

Pracownicy muzeum w Key West ustalili finalnie, że Robert mógł zostać wyprodukowany w Niemczech przez firmę The Steiff Company i trafił do Eugene'a jako prezent urodzinowy. Jeśli to prawda, opowieść o nawiedzonej zabawce, która stała się inspiracją dla filmowej laleczki Chucky, pozostanie już tylko legendą.
Czytaj także: Nie ma nic straszniejszego niż ludzki umysł. 15 niepokojących horrorów psychologicznych

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut