Gangsterzy na świeczniku. Serio? Nie róbmy ikon z tych, którzy dorobili się na ludzkim cierpieniu

Alicja Cembrowska
"Podziwiam", "szacunek", "tak trzeba żyć" – pisze coraz liczniejsza grupa pod opowieściami o gangsterach, którzy niegdyś "rządzili Polską". A kreatorzy świata rozrywki chętnie podłapują te toksyczne emocje i tak – na świecznik wracają przestępcy. Serio tego nam trzeba?
Nie róbmy ikon z przestępców. Pora powiedzieć "stop" FANSPORTU TV/YOUTUBE/zrzut z ekranu
Wywiady, kanały na YouTubie, książki, filmy. Opowieść o Najmrodzkim, potem film o Nikodemie "Nikosiu" Skotarczku. "Słowik" zostaje szefem MMA-VIP i przedstawia się go jako "bossa", gdy w tle rozbrzmiewa melodia z "Ojca Chrzestnego", a Misiek z Nadarzyna udziela kolejnych wywiadów. Cóż to, ach, cóż to? Oswajanie z przestępczością?


Teoretycznie nie ma nic złego w poznawaniu przeszłości, czytaniu historii czy obejrzeniu filmu fabularnego, który przybliża, nieraz zbyt cukierkowo, poczynania znanych przestępców. Nie ma w tym nic złego, wszak można to traktować jako pogłębianie wiedzy, jeżeli nie stracimy kontaktu z rzeczywistością. A niektórzy chyba trochę tracą i szukają w gangsterach autorytetów, wzorów, wzniosłych emocji i wielkich legend. Karmią się wiarą w cudowne, pełne emocji życia tych, którzy "mieli władzę", "byli panami swojego losu" i "mogli wszystko". Gloryfikują życiorysy, które w rzeczywistości są mniej kolorowe i śmieszne niż produkcje z Netfliksa.

I te piękne słowa. Król. Władca. Szef. Może by je tak trochę podkręcić? Król łamania nóg. Władca porwanych. Szef, który decyduje, kto dziś umrze.

Spryciarze i bad boy'e

Nie zapominajmy, że za lukrowanymi kadrami (nawet jeżeli oglądamy je w celach wyłącznie rozrywkowych) stoją skrajna przemoc, kradzieże, oszustwa, gwałty, handel narkotykami, zmuszanie do prostytucji, porwania i morderstwa. A to pewnie początek listy. Fajne ujęcie, dobre światło czy relacja kochanki zachwyconej stosunkiem z "królem" Trójmiasta, czy innego Wołomina to tylko papierek, którym owinięte jest gówno.

Równie niepoważne jest tłumaczenie działalności przestępczej sprytem, zaradnością czy umiejętnościami radzenia sobie w trudnej sytuacji. Doszukiwanie się w takich osobach tajemnych mocy, które pozwalały im nie tylko naruszać prawa innych osób, ale także niejednokrotnie unikać za to odpowiedzialności, jest głupotą i ignorancją.

Czy jeżeli ktoś ukradłby ci samochód, to byś się wkurzył czy uznał, że "szacunek, niezły z niego spryciarz"? Albo, gdyby ktoś ci porwał dziecko i żądał kilkaset tysięcy okupu? Pomyślałbyś, że to "fajny sposób na szybką kasę"? Wątpię. Poza tym. Można zapytać. Ludzie, którzy w latach 90. tego doświadczali, żyją. I pamiętają. Szantaże, gwałty, łamanie nosów, nachodzenie przez członków grup przestępczych, którym wciąż było mało.

A tymczasem... Gangsterzy wychodzą z cienia (i więzień) i chętnie otwierane są im drzwi na salony, a raczej do środowisk, które z nieokreślonych powodów niezdrowo fascynują się przestępczą przeszłością.

Stanowczo musimy krytykować gloryfikowanie, oddawanie im przestrzeni publicznej czy próby kreowania przestępców na gwiazdy. Słuchajmy opowieści, żeby wiedzieć więcej, włączmy film, ale miejmy z tyłu głowy, że jakkolwiek te wizerunki by nie były wygładzone, to mamy do czynienia z bezwzględnymi bandziorami.

Za dużo

Bez wątpienia temat zainteresowania bandytami i półświatkiem dociążył Marcin Najman. Najpierw ogłoszeniem Andrzeja Zielińskiego "bossem" MMA-VIP, a następnie nagraniem pokrętnych tłumaczeń o współpracy z "domniemanym jednym z szefów mafii pruszkowskiej". Bo każdemu należy się szansa, bo przecież, co ma robić człowiek, jak wychodzi z więzienia, uczmy się od Jezusa, bo on tak pięknie wybaczał... SERIO?
Czytaj także: Najman broni obecności "Słowika" w MMA-VIP. "Hipokryzja w naszym kraju jest porażająca"
Warto może jednak zacząć od tego, że najwyraźniej z naszym systemem jest coś bardzo nie w porządku, skoro ci, którzy kilkanaście lat temu bez mrugnięcia okiem robili rzeczy, które teraz oglądamy w filmach gangsterskich, beztrosko hasają na wolności.

I krok kolejny. Kasa. Bo nagle okazało się, że to "zainteresowanie" można pchnąć dalej i spieniężyć. Jak zresztą już prawie wszystko. Dobiliśmy do momentu, gdy zbrodniarze w skrojonych garniturach "zapraszają na galę", a panie niegdyś trudniące się sutenerstwem są "twarzami telewizji". Gdy przestępstwo to "mroczna przeszłość", ale przecież każdy może przejść cudowną przemianę.

Jest jednak drobna różnica w palnięciu głupoty na antenie śniadaniówki, a zmuszaniem do prostytucji czy zabijaniem ludzi.

Ale gdzie tam. My twardo podążamy sobie konsumpcjonistycznymi-zachodnimi rynkami, gdzie podobny trend obserwowany jest od lat. Pora chyba się otrząsnąć, bo serio, może obejdziemy się bez "polskiego kina gangsterskiego" i "Słowika" na Twitterze. Mamy wiele postaci, z których warto robić ikony.

I na pewno nie są to członkowie grup przestępczych.

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl


Czytaj także: "Siedziałem ze 'Słowikiem' w jednej celi. Płakał mi w rękaw, gdy się dowiedział, że żona go zdradza"