Afera mailowa. Nowy wyciek w fatalnym świetle stawia PiS. Chodzi o skandaliczny spot wyborczy

Tomasz Ławnicki
"Musimy przykryć tematem uchodźców sprawę polexitu, a innego tak mocnego nie mamy. Polacy muszą dyskutować o uchodźcach, a nie o polexicie" – tak w gorączce kampanii wyborczej w mailu kierowanym m.in. do Mateusza Morawieckiego miał pisać Waldemar Paruch, wówczas szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych.
Premier Mateusz Morawiecki i Waldemar Paruch Fot: Aleksandra Szmigiel/REPORTER

"Musimy przykryć tematem uchodźców sprawę polexitu"


Domniemany mail ze skrzynki Michała Dworczyka datowany jest na 18 października 2018 r. To było tuż przed wyborami samorządowymi. W rządowych mediach oraz w internecie Prawo i Sprawiedliwość zamieściło spot, w którym Polaków straszono uchodźcami.


W nagraniu PiS roztaczał wizję Polski w 2020 roku za rządów PO. Pokazywano kraj z kryzysem uchodźczym i krwawymi zamieszkami na ulicach. Z ujawnionej właśnie korespondencji wynika, że ze spotu niezadowolony był także Mateusz Morawiecki. Chwilę przed wyborami premier miał napisać z Brukseli do swoich współpracowników (na liście adresatów są m.in. marketingowcy pomagający PiS Anna Plakwicz i Piotr Matczuk oraz politycy PiS Michał Dworczyk, Beata Mazurek, Joanna Kopcińska, Krzysztof Sobolewski i Tomasz Matynia).

"Dostaję mnóstwo maili i SMS-ów ws. spotu o uchodźcach. 1. Sprawa spotu na 100 proc. przegrana w sądzie. 2. Dominacja emocji negatywnych. Ograniczyć jego emisję, bo wzmacnia identyfikację z drugą stroną. 4. Działa na emocje, ale nie wiem czy chwiejnych. ZASADA GENERALNA - takie spoty bada się przed emisją" – czytamy w domniemanym mailu Morawieckiego.

"Czy zbadaliście reakcję na ten spot? Czy sztab go widział? Lepiej mniej tego negatywnego spotu. Beata Sawicka się kłania" – pyta na koniec autor maila.

Czytaj także: Dziennikarka TVP pokazana w antyuchodźczym spocie PiS odcina się od niego. Ostre oświadczenie

W obronie kontrowersyjnego spotu błyskawicznie miał stanąć europoseł Tomasz Poręba, wówczas szef sztabu wyborczego PiS. "Proszę jeszcze o zachowanie spokoju. Spot o uchodźcach ma na celu mobilizację naszych wyborców i demobilizację drugiej strony" – czytamy w ujawnionej korespondencji.

"Po drugie (spot – przyp. red.) jest przeciwwagą do narracji o polexicie. To, że jest trafiony świadczy reakcja drugiej strony, która wypuściła celebrytów Hołownia et consortes atakujących go. Ciekawe, że dopiero dzisiaj od popołudnia, a puściliśmy go wczoraj. Tzn., że zorientowali się, że on działa. Od dziś idzie przede wszystkim spot pozytywny PMM. Spot o uchodźcach był sprawdzony oczywiście pod kątem prawnym" – brzmi domniemana odpowiedź kierowana do premiera.

"Polacy muszą dyskutować o uchodźcach, a nie o polexicie"


Porębę miał poprzeć Waldemar Paruch, wówczas szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych.

"W zupełności Pan Tomek ma rację. Musimy przykryć tematem uchodźców sprawę polexitu, a innego tak mocnego nie mamy. Polacy muszą dyskutować o uchodźcach, a nie o polexicie. To naturalna reakcja na wczoraj. Temat polexitu przykrył taśmy PSL, czyli zniszczył nam przekaz tygodnia ostatniego przed wyborami".


Wyborczy spot PiS sprzed ponad trzech lat wzbudził ogromne kontrowersje. Krytykowały go również osoby związane z prawicą.

I choć europoseł Poręba miał zapewniać, iż spot został sprawdzony pod kątem prawnym, to po latach Prawo i Sprawiedliwość przegrało prawomocnie proces z byłą dziennikarką TVP Info Justyną Śliwowską-Mróz. Sąd orzekł, że jej wizerunek został bezprawnie wykorzystany w partyjnym materiale. W spocie można było zobaczyć wyrwany z kontekstu fragment telewizyjnej zapowiedzi.
Czytaj także: Kolejna manipulacja w ksenofobicznym spocie. PiS zapomiał, kto podpisał krytykowany dokument?