Rosja wkroczy na Ukrainę przez Czarnobyl? W zonie tysiące żołnierzy, ekspert: To putinowska ruletka

Alicja Cembrowska
Najkrótsza droga między Rosją a Kijowem prowadzi przez Strefę Wykluczenia wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Media amerykańskie sugerują, że właśnie tamtędy wojna rosyjskie mogą dokonać inwazji, a media rosyjskie? Kpią z tego pomysłu i "paniki". W skażonej zonie stacjonuje już prawie 8 tysięcy żołnierzy.
Czy Rosja zaatakuje Ukrainę od strony Czarnobyla?
Niektórzy uważają, że zima w Czarnobylu jest niezwykła. Wszak próżno szukać tam wydeptanych ścieżek czy odśnieżonych dróg. Las okryty jest białą pierzyną, a temperatury nie są skrajnie niskie – to zaledwie kilka stopni poniżej zera. Ta zima może być jednak dla zony inna niż poprzednie.


W jej cichych do tej pory lasach i rozległych terenach oddanych pod władanie natury pojawił się człowiek. Nie leśnik czy strażnik. To żołnierz z przewieszoną przez ramię bronią i dozymetrem. W okienka tysięcy opuszczonych chat mogą teraz zaglądać oczy tysięcy żołnierzy wysłanych do skażonej strefy w ramach zainicjowanej przez rząd "strategii obronnej".

"Strefa na północy Ukrainy jest nadal tak radioaktywna, że ​​wydawałoby się, że jest to ostatnie miejsce na Ziemi, które ktokolwiek chciałby podbić" – pisze korespondent Andrew Kramer w "The New York Times". Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że jego narracja bardziej niż z faktami zgadza się z emocjami – które podbijają jedynie czarnobylskie mity i stereotypy w nurcie "Rosja to stan umysłu".

Coraz więcej żołnierzy

Jedni od miesięcy powtarzają, że będzie wojna (chociaż ta trwa od 2014 roku), inni tonują czarne wizje, dyplomatycznie stwierdzając, że "na pewno możemy mówić o napięciu". Najnowsze zdjęcia satelitarne potwierdzają jednak, że Rosja masowo zbroi się na granicy z Ukrainą, a Władimir Putin zdaje się nic nie robić sobie z ewentualnych sankcji czy to ze strony krajów europejskich, czy Stanów Zjednoczonych.

Tymczasem media donoszą, że na styku Rosji i Ukrainy stacjonuje już 100 tysięcy żołnierzy rosyjskich i rozpoczęto ćwiczenia bojowe. Wcześniej magazyn "Foreign Affairs" rozważał trzy możliwe scenariusze ataku, uznając, że pełne natarcie z wielu frontów jest najbardziej prawdopodobne. Eksperci próbują analizować i przewidywać kolejne kroki Putina, a kilka dni temu korespondent "The New York Times" poinformował, że niewykluczone, że Rosjanie wtargną do sąsiada przez... strefę skażoną.

Przypomnijmy, że w wyniku awarii w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej w 1986 roku doszło do przegrzania reaktora, wybuchu wodoru i pożaru. A w konsekwencji – do rozprzestrzenienia się promieniotwórczych substancji na obszarze o powierzchni do 146 000 km² na pograniczu Białorusi, Ukrainy i Rosji.

Ukraińska Strefa Wykluczenia i białoruski Poleski Państwowy Rezerwat Radiacyjno-Ekologiczny to tereny, na których na stałe nie mieszkają ludzie (poza nielicznymi, którzy wbrew nakazom nie opuścili swoich domów i dziś nazywani są "samosiołami"), a wielu ekspertów utrzymuje, że w niektórych miejscach promieniowanie może być zagrożeniem dla ludzi.
Czytaj także: O tych ludziach zapomniał nawet diabeł. Zobaczyliśmy, jak wygląda codzienność w czarnobylskiej zonie
Jednak – najkrótsza droga do Kijowa prowadzi właśnie przez teren nazywany jednym z najbardziej radioaktywnych miejsc na świecie. Niektórzy sugerują, że Rosjanie mogą planować inwazję właśnie w tym miejscu. ALE...

Ukraiński rząd już dwa miesiące temu zdecydował o rozlokowaniu swoich sił wzdłuż granic z Rosją i sojusznika Kremla – Białorusi. A zwiększał je znacznie wcześniej, co wynikało z kryzysu na granicy polsko-białoruskiej.

– Ukraińcy już jakiś czas temu, widząc, że ten kierunek białoruski nie jest do końca przyjazny, zaczęli przeformowywać jedną z brygad, która wchodziła do tak zwanego korpusu rezerwy i stworzyli taką bardzo nietypową jednostkę jak na warunki ukraińskie. Jest to brygada przeznaczona do walk w terenie bagienno-leśnym. Rekrutowani są do niej weterani, ale też leśniczy, myśliwi, czyli inni ludzie obeznani z lasem – tłumaczy w rozmowie z naTemat.pl Jakub Wojtuń z Instytutu Prawa Wschodniego im. Gabriela Szerszeniewicza.

Ekspert dodaje, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej wzmogła czujność Ukraińców, którzy "przede wszystkim spodziewali się, że w tym regionie może pojawić się próba otwarcia nowego szlaku migracyjnego" i dlatego od jakiegoś już czasu przerzucają tam dodatkowe pododdziały wojsk granicznych, Gwardii Narodowej i policji.

Te dwie okoliczności – kryzys migracyjny i gromadzenie się wojsk rosyjskich w regionie – wpłynęły na decyzję o rozlokowaniu jesienią 2021 roku wojsk w Strefie Wykluczenia. Kijów zaczął się obawiać, że podobnie, jak w przypadku Polski migranci mogą zostać zepchnięci przez żołnierzy Łukaszenki w stronę niepilnowanych granic. Dlatego zaczęli pilnować ich bardziej.

I dlatego do Czarnobyla pojechało około 7,5 tysiąca dodatkowych pograniczników – chociaż pułkownik Jurij Szachrajczuk nie ujawnił dokładnej liczby przybyłych do zony. "Nie ma znaczenia, czy jest to teren skażony i że nikt tu nie mieszka. To jest nasze terytorium, nasz kraj i musimy go bronić" – komentował dla NYT.

Warto jednak dodać, że obecnie stacjonujące w czarnobylskiej Strefie siły ukraińskie i tak nie zdołałyby odeprzeć ewentualnej inwazji, bo i nie w tym celu zostały tam wysłane. Stacjonują na tym terenie głównie po to, by wykrywać znaki ostrzegawcze, zbierać informacje i przekazywać je agencjom wywiadowczym. Nie po to, by walczyć.

Mało prawdopodobny scenariusz

Doniesienia "The New York Times" zostały zacytowane przez media na całym świecie. Wiele z nich zinterpretowało ruch wojsk rosyjskich jako możliwy scenariusz inwazji od północy – argumentując, że to najkrótsza droga do Kijowa. Argument ten w obliczu innych faktów zdaje się jednak nieprawdopodobny.

Eksperci raczej chłodno oceniają takie kalkulacje. A powodów jest cała lista – to, że jest to teren podmokły i gęsto zalesiony to dopiero początek.

Jakub Wojtuń nie wyklucza, że w przypadku zaostrzenia konfliktu "będą przez te tereny przygraniczne przenikać jakieś grupy dywersyjne" czy "będą prowokacje mające na celu odciągnięcie część jednostek ukraińskich", jednak atak konkretnie z tego kierunku jest bardzo mało prawdopodobny. Dlaczego?

– Przede wszystkim dlatego, że to bardzo trudny teren, ponieważ paradoksalnie jest stosunkowo łatwy do obrony, a poza tym ukraińskie dowództwo jest świadome zagrożenia i już wiele lat temu podjęło kroki zapobiegawcze – komentuje Wojtuń.

I dodaje, że "strefa czarnobylska z różnych względów jest również mocno monitorowana". – Co też istotne, jest to strefa raczej niezamieszkała, jakość infrastruktury, która się tam znajduje i która potencjalnie ułatwiałaby przerzucanie jednostek, jest kiepska, bo ona ma raczej obsługiwać niewielkie grupy, a nie służy do wielkiej komunikacji. Wydaje mi się, że jednak, że ta koncentracja wojsk ma służyć głównie dezinformacji i zwiększaniu paniki. To kolejne podbijanie stawki w grze – podsumowuje.

Również dr Michał Patryk Sadłowski uważa, że informacje o ataku od północy służą raczej odwróceniu uwagi i sprowokowaniu Ukraińców, by rozciągnęli i przerzucili część sił i środków. Gdy pytam konkretnie o doniesienia amerykańskiego korespondenta, ekspert odpowiada: "Ten artykuł pachnie mi trochę tanią sensacją, że przyjechali dziennikarze amerykańscy, odkryli Ukrainę i alarmują. Z jednej strony oczywiście takie alarmowanie jest dobre, z drugiej – nie wiem, czy jest to racjonalne".

Sugestie z artykułu "The New York Times" spotkały się również z ironicznym komentarzem w rosyjskich mediach, które określiły je mianem "panicznych plotek", które miały spowodować, że reagujące "panicznie" władze Kijowa wysłały wojsko do Strefy Wykluczenia.

To pierwsza dezinformacja, bowiem jak wynika z opinii ekspertów, działania Ukraińców rozpoczęły się znacznie wcześniej i nie wynikały z "panicznych plotek", a były wcześniej realizowaną strategią. Po drugie media rosyjskie informują o wysyłaniu żołnierzy do "złowrogiego i radioaktywnego lasu".

"Nawet Amerykanie przyznają, że strefa czarnobylska nie jest najwygodniejszą drogą do inwazji na Ukrainę od północy, gdyż przebiega przez bagna i gęsty las. Ale Kijów wciąż tak się boi, że gotów jest zaryzykować zdrowie swoich żołnierzy. Ilu ukraińskich żołnierzy znajduje się w strefie radioaktywnej, wciąż nie wiadomo" – czytamy w serwisie argumenti.ru.

To również są informacje niezgodne ze stanem faktycznym, mające wywołać panikę i podważyć wiarygodność władz ukraińskich. Dane pokazują, że niewiele miejsc w Strefie Wykluczenia zagraża zdrowiu lub życiu – te, które faktycznie można za takie uznać, są oznaczone, a żołnierze poruszają się po wytyczonych trasach i wyposażeni są w dawkomierze osobiste. Dotąd żaden ze strażników granicznych nie był narażony na wysokie promieniowanie.

– To, co dzieje się na Ukrainie to jest takie "na chama" pokazanie Zachodowi, szczególnie Stanom Zjednoczonym, że rosyjska cierpliwość się skończyła i nawet liberalni, opozycyjni eksperci zwracają uwagę, że Putin podjął teraz grę w "putinowską ruletkę" i nawet sami Rosjanie już nie wiedzą, może poza najbliższym kręgiem prezydenta, czy on uderzy, czy nie uderzy – podsumowuje dr Michał Patryk Sadłowski.
Czytaj także: Rosja może wejść na Ukrainę "tylnymi drzwiami". W Moskwie dążą tylko do zaognienia sporu

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut