Lekarz: Prawo antyaborcyjne zabija kobiety, ale Agnieszka mogła umrzeć z innych powodów

Anna Dryjańska
Śmierć Agnieszki z Częstochowy wstrząsnęła opinią publiczną. Czy to kolejna kobieta, która padła ofiarą zakazu aborcji? W rozmowie z naTemat.pl lekarz, który w ramach współpracy z Federą wykonuje legalne terminacje ciąży przekonuje, że na razie nie wiemy.
Według lekarza, Polki protestujące po śmierci Agnieszki z Częstochowy mogą mylić się w ocenie jej sprawy. Fot. Pawel Wodzynski/East News

Pogotowie Federy dla kobiet w ciąży, które myślą, że ich zdrowie lub życie może być zagrożone: 663 107 939 lub 501 694 202



Anna Dryjańska: Czy Agnieszka z Częstochowy to druga Izabela z Pszczyny?

Doktor X: Obie kobiety łączy to, że umarły w szpitalu będąc w ciąży. Ale jeśli pyta pani, czy pani Agnieszka jest ofiarą zakazu aborcji, to mogę tylko powiedzieć, że nie wiem.

Nie jest znana dokumentacja medyczna pacjentki, nie ma relacji innych kobiet z oddziału, jak było w przypadku pani Izabeli.

Tam się mogło wydarzyć wiele różnych rzeczy i część z nich nie musiała być winą lekarzy. Czasami kobiety w ciąży umierają, a my nie możemy temu zapobiec, choć robimy wszystko, na co stan wiedzy medycznej pozwala – i to niezależnie od złego prawa.


Chce pan powiedzieć, że kobiety zachodząc w ciążę zawsze ryzykują zdrowiem i życiem?

Ryzyko zawsze jest. U niektórych kobiet – zdrowych, nie obciążonych chorobami, gdy ciąża rozwija się prawidłowo i mają dostęp do dobrej opieki medycznej – jest ono minimalne. U innych kobiet, które mają choroby współistniejące, zwłaszcza gdy płód rozwija się w sposób patologiczny – to ryzyko rośnie.

W krajach rozwiniętych znacząco zredukowaliśmy śmiertelność kobiet w ciąży, w tym podczas porodu – ale nawet tam, gdzie kobiety mają prawo do aborcji i lekarze nie boją się leczyć, nie udało się zejść do zera.

Polskie prawo antyaborcyjne zabija kobiety – ale na tym etapie nie wiem, czy pani Agnieszka jest jedną z nich.

W doniesieniach medialnych czytamy, że pani Agnieszka trafiła do szpitala będąc w pierwszym trymestrze bliźniaczej ciąży. Najpierw obumarł jeden płód, siedem dni później – drugi. Po dwóch dniach lekarze usunęli je z ciała pacjentki. Agnieszka zmarła trzy tygodnie później. Czy to normalne, że lekarze zostawiają kobietę z martwym płodem w brzuchu?

W przypadku ciąży bliźniaczej, gdy żywy jest drugi płód? To skomplikowane. Czasem w przypadku wczesnej ciąży u zdrowej kobiety, gdy jeden płód obumiera, z pacjentką nic się nie dzieje.

Oczywiście trzeba wtedy monitorować jej stan – regularnie sprawdzać czy dobrze się czuje, robić badania.

Niejednokrotnie miałem przypadki, gdy kilka miesięcy po obumarciu jednego, bliźniaczego płodu, kobieta rodziła zdrowe dziecko.

Nie umiemy usunąć obumarłego, bliźniaczego płodu tak, by nie doszło do uszkodzenia drugiego. Czasami udaje się to naturze. My jeszcze tego nie potrafimy.

A co się dzieje z tym obumarłym, bliźniaczym płodem? Czy on nie gnije w kobiecie?

Na tak wczesnym etapie ciąży możemy mieć do czynienia z fetus papyraceus. Obumarły płód jest wtedy wydalany podczas porodu bliźniaka – wygląda jak maleńka, płaska mumia. Dochodzi do zasuszenia, nie gnicia.

Ale jeszcze raz: każda kobieta jest inna: ma inny stan zdrowia, inne czynniki ryzyka, do obumarcia bliźniaczego płodu może dojść na różnym etapie ciąży. Im później, tym zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety jest większe. Dlatego tak ważne jest dokładne monitorowanie stanu osoby w ciąży.

Nie można wskazać żelaznej reguły dla wszystkich: ani że potrzebna jest aborcja, ani że nie powinno się jej robić.

Mówi pan, że jest za wcześnie by wyrokować, bo w sprawie pani Agnieszki mogły się wydarzyć różne rzeczy. Co na przykład?

Na przykład pacjentka mogła mieć niezdiagnozowaną chorobę serca. Może ktoś zapomniał wpisać w kartę, że ma zaburzenia krzepliwości. Może ona sama, w stresie, zapomniała o tym powiedzieć lekarzom, gdy robili z nią wywiad.

Może sama pacjentka – jeśli cierpiała na choroby współistniejące – podjęła decyzję, że mimo ryzyka chce donosić ciążę. To nie musiało być tak, że lekarze z założonymi rękami patrzyli jak kobieta umiera.

A może pacjentka była tak schorowana, że w ogóle nie powinna zachodzić w ciążę?

Ale tu już wchodzimy na temat braku edukacji seksualnej i dostępności antykoncepcji. I mojego drugiego "ulubionego" zakazu: zakazu podwiązania jajowodów – trwałej i skutecznej metody zapobiegania ciąży. To kolejna decyzja, której politycy zabraniają podjąć kobietom. Mężczyznom przecież wolno podwiązać nasieniowody.

Rodzina Agnieszki mówi, że zabieg oczyszczenia macicy przeprowadzono dopiero dwa dni po obumarciu drugiego płodu, wcześniej nieskutecznie stosowano inne metody. Za to niezwłocznie wezwano katolickiego księdza, by odprawił obrzędy nad poronioną ciążą.

Niech pani nawet nie zaczyna ze mną tego tematu, bo się wścieknę. Księża biorą szpitalną kasę nie wiadomo za co, wparadowują do sal bez pytania, podglądają nagie i półnagie kobiety… I to jeszcze w czasie epidemii, tak jakby oni nie roznosili COVIDA.

Szlag mnie trafia. Gdzie są pieniądze na leczenie? Gdzie godność i intymność tych kobiet?

A co do terminacji ciąży po dwóch dniach – też wydaje mi się to zastanawiające.

Owszem, nie zawsze można to zrobić od ręki. Powiedzmy, że pacjentka zjadła obfitą kolację, a wkrótce potem doszło do obumarcia płodu – wtedy nie operujemy jej natychmiast, tylko czekamy kilka godzin, by nie dostała zachłystowego zapalenia płuc, które jest bardzo groźną komplikacją.

Ale dwa dni? Może zabieg w znieczuleniu ogólnym był w tym konkretnym przypadku na tyle ryzykowny, że był ostatecznością, więc próbowano terminować ciążę innymi metodami.

Kluczowe jest to, czy właściwie monitorowano stan pacjentki pod kątem zakażenia i krzepliwości krwi i jak na to reagowano. Wtedy stanie się jasne, czy postępowanie lekarzy wynikało z wiedzy medycznej, czy z przyczyn ideologicznych: strachu przed złamaniem zakazu aborcji.

Ale przecież Trybunał Kaczyńskiego nie zakazał aborcji, gdy zagrożone jest zdrowie lub życie kobiety. Nadal możecie nas ratować – nawet gdy jesteśmy w ciąży.

Problem polega na tym, że na czele polskiej ginekologii mamy tchórzy i nierobów. Potrzebujemy kompleksowych rekomendacji dotyczących sytuacji, gdy ciąża jest zagrożeniem dla kobiety.

Mamy rozpisane szczegółowe plany postępowania dotyczące najbardziej błahych schorzeń. A w ginekologii? Po tragicznej śmierci Izabeli z Pszczyny krajowy konsultant wydusił z siebie coś na temat sepsy. Ale zakażenie to tylko ułamek złych rzeczy, które mogą zabić kobietę w ciąży. A i te regulacje są napisane tak, że zamiast GPS-a dostaliśmy wskazówkę "jedź na Gdańsk”.

W efekcie mamy sytuacje jak w Białymstoku, gdy lekarze kierują się opinią fanatyków z Ordo Iuris i odmawiają terminacji ciąży kobiecie cierpiącej na depresję. Jeśli wskazaniem nie jest śmiertelna choroba, to co nią jest? Nie wiemy co możemy, a czego nie, bo nie ma rekomendacji.

Potrzebujecie rekomendacji, by nas ratować? Jesteście lekarzami czy nie?

Jesteśmy. Ja pomagam kobietom, którym nie pomagają inni, strachliwi lekarze. Ale dzięki rekomendacjom oni by się nie bali. Nie byłoby zwlekania z podjęciem leczenia. Kobiety nie byłyby odsyłane, byłoby mniej tragedii.

Mniej?

Tak jak mówiłem – medycyna bywa bezradna także w krajach, gdzie prawo jest normalne.

A wie pan, co mnie zastanawia? Już abstrahując od tragedii Agnieszki. Od znajomych i nieznajomych kobiet słyszę, że miały problem z terminacją obumarłej ciąży. Że wiele dni były odsyłane od szpitala do szpitala. Lekarze, kompletnie ignorując ich cierpienie psychiczne, bez żadnego wywiadu, pokazywali im drzwi. Sam pan mówi, że w przypadku kobiet z chorobami współistniejącymi noszenie obumarłego płodu może być śmiertelnie groźne. I teraz zastanawiam się: czy tak samo ze szpitali odprawiane są osoby ze stanem przedzawałowym? Choćby ze złamaną ręką?

Nie. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Wiem, że taki problem jest, ale nie wiem, skąd się bierze.

Ja mam pewną hipotezę. Stan przedzawałowy lub złamana ręka dotyczy także mężczyzn. Obumarła ciąża to zagrożenie "tylko" dla kobiet.

Radziłbym kobietom w tej sytuacji, by w szpitalu brały odmowę przyjęcia na piśmie. Wtedy koledzy dwa razy zastanowią się, czy może jednak nie pomóc.

A najlepiej by było, gdyby nie musieli się zastanawiać i dostali konkretne rekomendacje. Ale krajowy konsultant ds. ginekologii, krajowy konsultant ds. perinatologii i Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników nie były dotąd łaskawe się tym zająć.

No to może lekarze powinni oddolnie naciskać, zamiast rozkładać ręce?

Myśli pani, że nie próbowaliśmy? Dopiero śmierć Izabeli z Pszczyny zmotywowała “górę” do wydania szczątkowych rekomendacji ws. sepsy. Widzę to tak, że wymusić zmianę możecie tylko wy: media.
Czytaj także: Po sprawie Izy ruszyło pogotowie dla kobiet w ciąży. Lekarz: Robię co do mnie należy [WYWIAD]

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut