Nauczyciele odchodzą. Gdzie? Na przykład robić paznokcie. "W końcu czuję, że mój zawód ma prestiż"

Agnieszka Miastowska
— W moim domu wszyscy mają wykształcenie wyższe. Mama, tata, babcie, dziadkowie też mieli. Gdy byłam nastolatką i nie chciałam się uczyć, mama mnie straszyła, że zostanę fryzjerką. Teraz po latach pracy w szkole zostałam manicurzystką i pierwszy raz w życiu czuję, że mój zawód ma jakiś prestiż — mówi Asia, która swoją pracę jako nauczycielka dziś nazywa wolontariatem.
Nauczyciele odchodzą z zawodu fot. Tadeusz Koniarz/REPORTER

Gdzie oni są? Ci wszyscy nauczyciele

Ilu nauczycieli brakuje w polskich szkołach i przedszkolach? Zgodnie z raportem NIK o organizacji pracy nauczycieli w szkołach publicznych, w latach szkolnych 2018/2019–2020/2021 blisko 46 proc. dyrektorów zgłaszało trudności z zatrudnieniem nauczycieli o odpowiednich kwalifikacjach.
O ponad 10 tysiącach wolnych miejsc pracy w szkołach mówił we wrześniu 2021 roku Sławomir Broniarz. A tendencja zdecydowanie jest spadkowa.


Strajk nauczycieli, zdalne nauczanie, niskie pensje, ciągłe reformy (nazywane przez pedagogów deformami) edukacji, a wreszcie Lex Czarnek i Nowy Ład, przez który wielu nauczycieli znowu straciło na pensjach, sprawiły, że jeśli pedagodzy już o czymś dyskutują na grupach nauczycielskich, to o tym, jak szybko i bezboleśnie odejść z zawodu.

Internet z miejsca do szukania kreatywnych pomysłów i przestrzeni na lekcje zdalne stał się dla dziesiątek nauczycieli strefą wsparcia, miejscem rozmów o tym, by po latach się ze szkoły zwolnić, przebranżowić, a nawet iść na studia czy założyć własną firmę. Skala ucieczki — bo to nie jest zwykłe odejście — z zawodu nauczyciela nigdy nie była tak duża.

Dodajmy, że średnia wieku polskiego nauczyciela wynosi sporo ponad 50 lat, więc za dekadę połowa nauczycieli będzie mogła udać się na zasłużoną emeryturę. Ci, którzy są jeszcze młodzi, biorą nogi za pas. Postanowiłam ich jeszcze naiwnie zapytać, dlaczego odchodzą. A potem już z wielką ciekawością dopytać, gdzie idą. Takich odpowiedzi się nie spodziewałam.

Na początku był strajk

Strajk miał być dla nauczycieli szansą na wywalczenie godnych zarobków — i co nie mniej dla nich ważne — uzyskanie szacunku społeczeństwa. Powiedzieć, że ten cel nie został osiągnięty, to nic nie powiedzieć — to właśnie strajk był gwoździem do trumny autorytetu nauczyciela.

Władza podburzała gawiedź do wylewania wiadra pomyj na "roszczeniowców i nierobów", a ci, którzy chcieli być dla belfrów bardziej subtelni, dodawali ze złośliwym uśmieszkiem, że praca nauczyciela to także praca "dla idei".

Za idee jednak trudno było się utrzymać. Najbardziej jednak nauczycieli zabolała postawa społeczeństwa względem ich autorytetu, bo przecież szary Kowalski nie jest współodpowiedzialny za ich niskie zarobki, ale za brak szacunku do ich zawodu — już tak.

Nauczycielska premia — problemy psychiczne i fizyczne

— Musiałam przejść roczny urlop dla poratowania zdrowia. Czułam się wypalona pracą w szkole, załamaniem autorytetu nauczyciela, ciągłym wmawianiem mi, że jestem leserem, nieudacznikiem, że za darmo biorę pieniądze. Takie rzeczy słyszałam codziennie podczas strajku nauczycieli — mówi 42-letnia Lisa, która pracowała w szkole jako nauczycielka niemieckiego.

Jak większość pedagogów powtarza, że szkoła stała się królestwem dziecka i rodzica. I że stres związany z nauczaniem nie różnił się niczym od pracy w surowej korporacji, w której szef nieustannie patrzy ci na ręce. Jej patrzyli rodzice.

— Kto nie pracuje w szkole, ten nie zdaje sobie sprawy, jak stresująca jest teraz ta praca, co wyprawiają roszczeniowi rodzice, kuratorium, które przyjmuje bezsensowne skargi na nauczycieli, typu "źle spojrzał na moje dziecko". Myślałam, że uzyskanie najwyższego stopnia awansu da mi jakieś poczucie bezpieczeństwa finansowego oraz szacunku u rodziców moich uczniów. Skończyłam cztery kierunki studiów, mnóstwo kursów, wszystko na nic — tłumaczy była germanistka.

Asia 32-letnia (była) nauczycielka przedszkola wyznaje, że strajk nauczycieli był dla niej kluczowym wydarzeniem, które zmieniło nie tylko drogę jej kariery, ale myślenie na temat swojej pracy. Kolejnym tak ważnym wydarzeniem był dla niej Strajk Kobiet.
Asia - była nauczycielka przedszkola

"Pod koniec strajku stałam na scenie z koleżankami-nauczycielkami i płakałam, gdy ostatni raz śpiewałyśmy nasza strajkową piosenkę. Do zdjęć już nie stanęłam. Złożyłam wypowiedzenie w dniu zawieszenia strajku. Na kolorowym papierze z drukarki w mojej sali, którą sama za swoje własne pieniądze kupiłam na OLX".

W przeciwieństwie do Lisy i Asi dla Moniki praca w szkole skończyła się nie tylko psychicznymi, ale też fizycznymi konsekwencjami funkcjonowania w ciągłym stresie.

— W szkole przepracowałam 8 lat. Dorobiłam się stopnia nauczyciela mianowanego, uczyłam języka angielskiego, byłam też wychowawcą. Kochałam uczyć, ale odeszłam ze względu na słabe płace i roszczeniowość rodziców. Z roku na rok sytuacja wygląda coraz gorzej. Rodzice są po prostu straszni. Zero kultury, zero szacunku, są aroganccy i zwyczajnie nieprzyjemni. Kilka lat temu z tego powodu dorobiłam się nerwicy żołądka, którą musiałam leczyć u psychiatry — tłumaczy.

Roszczeniowość rodziców, źle funkcjonujący system, brak społecznego szacunku to pierwsze powody, jakie nauczyciele wymieniali. By z nieśmiałością przejść do kwestii, która jest przecież podstawą dla każdego pracownika — pensji.

Ile zarabia się w szkole?

Polski Ład sprawił, że wielu nauczycieli uzyskało pensje niższe niż kiedykolwiek, a to znowu rozpoczęło dyskusję o wynagrodzeniach nauczycieli. To ile zarabia nauczyciel?

Tomek pracujący jako geograf wyjaśnia mi, że gdy o to samo zapytali go jego uczniowie, po usłyszeniu odpowiedzi zapadła w klasie zupełna cisza. Gdy po chwili dodał, że ma jeszcze 80 złotych dodatku motywacyjnego, cała klasa ryknęła śmiechem. Nie ma do nich żalu, bo wie, że to był ich śmiech przez łzy. To uczniom było go żal.

Ile zarabiają moje rozmówczynie?

Lisa germanistka: — Skończyłam cztery kierunki studiów, mnóstwo kursów, tysiące papierów, które trzeba było produkować do tzw. dokumentacji awansu, a pensja 2500, 2700 złotych na rękę. Za najwyższy stopień awansu zawodowego, 20 lat pracy, tytuł magistra z przygotowaniem pedagogicznym.

Asia nauczycielka przedszkola: — Jestem licencjuszem pedagogiki i nauczycielem kontraktowym, więc podstawa wynagrodzenia wynosiła 1480 złotych. Realnie pół miesiąca pracowałam po 12 godzin dziennie z dziećmi plus przygotowanie w domu, drugie pół miesiąca po 6 godzin z dziećmi i około godzina dziennie w domu. Z dodatkami dostawałam 2400 złotych.

Monika anglistka: — Miałam magistra oraz stopień nauczyciela mianowanego. Zarabiałam najniższą krajową. Lecząc nerwicę żołądka u psychiatry, uświadomiłam sobie, że on zarabia w 3 dyżury tyle, ile ja w miesiąc.

Na grupach wsparcia dla nauczycieli odchodzących z zawodu nie brak także "rubryki żartów". Nauczyciele wstawiają tam wyciągi z konta, śmiejąc się z własnych pensji, dodatki motywacyjne nieprzekraczające często 100 złotych, dwudziestozłotowe podwyżki, ale "najciekawsze" są podziękowaniami za szkolny staż.

Za 20 lat pracy w szkole zyskać można kolorowy dyplom (wydrukowany często na tuszu, za który zapłaciliśmy z własnej pensji), atlas, encyklopedię, a szczęśliwcy mogą uzyskać nawet 200 złotych premii. Jednorazowej oczywiście.

Nauczycielki odchodzą na medycynę i do salonów piękności

Gdzie więc odchodzą nauczyciele? W najróżniejsze miejsca.

Asia z nauczycielki przedszkola stała się manicurzystką. Przyznaje, że jej praca ma teraz jakiś prestiż, chociaż od podstawówki wiedziała, że chce iść na studia i pracować w szkole.

Lisa studiuje kosmetologię i w szkole pracuje już tylko na pół etatu. Jest zadowolona z miłych klientów i braku stresu.

Monika w wieku 34 lat poszła na medycynę, jest już na drugim roku i chce zostać psychiatrą. Przyznaje, że studia są trudne, ale te będą przynajmniej warte zarobków.

Czego byli nauczyciele oczekują od swojej pracy? O to zapytałam coach'a kariery Ewę Ksepkę.
Ewa Ksepka - coach kariery

"Nauczyciele w większości są osobami, których kotwicą kariery jest bezpieczeństwo i styl życia. Oznacza to, że lubią, gdy jest przewidywalnie. Chcieliby mieć zapewnione warunki do pracy, możliwość wykonywania swoich zadań oraz czas przeznaczony dla siebie i rodziny".

Nie oznacza to oczywiście, że nauczyciele nie mają szansy na założenie własnej firmy. Ewa Ksepka wyjaśnia jednak, że nauczyciele jako grupa odznaczają się umiejętnościami doradzania, nauczania, opiekowania się, wyjaśniania, kierowania.

Są to osoby empatyczne, wyrozumiałe i cierpliwe, lubiące pomagać innym. Uważane są za uprzejme i życzliwe. Potrafią dobrze się komunikować z innymi. Ale niewielką część z nich można nazwać rekinami biznesu.

— Niewielka grupa wykazuje cechy przedsiębiorcze i inicjatywę. Bardzo dużo osób ma obawy czy poradzi sobie na rynku pracy poza oświatą. Oczekują także godziwego wynagrodzenia, ale często nie są w stanie określić, co to znaczy — mówi Ksepka. Ekspertka dodaje, że nauczyciele są najlepiej wykształconą grupą zawodową, ale i najsłabiej opłacaną.

Po latach słuchania, że są roszczeniowi, bo mają czelność upominać się o pensję wyższą, niż najniższa krajowa, wielu byłych pedagogów nie umie wycenić własnej pracy. Niektórzy zupełnie nie doceniają swoich możliwości, inni zawyżają stawki panujące w innych zawodach.

Od studiów do pracy w usługach

Moje rozmówczynie przyznają, że pensja była dla nich równie ważna, co szacunek do ich zawodu. Asia wyjaśnia, że w jej rodzinie nacisk na wyższe wykształcenie zawsze był wyraźny. Najgorszym, co mogło się jej przydarzyć to pracowanie w "zawodzie bez wykształcenia". Dzisiaj, jak sama mówi, tego typu zawód zapewnia jej godne życie.

— W moim domu wszyscy mają wykształcenie wyższe, mama, tata, babcie, dziadkowie. Gdy byłam nastolatką i nie chciałam się uczyć, mama mnie straszyła, że zostanę fryzjerką. Teraz uważa, że robię piękne paznokcie — tłumaczy.

— Pracując od 6 do 10 godzin dziennie przez 19 dni w miesiącu, zarobię na czysto około 4 tysięcy. A wiadomo, że mogę i chcę pracować więcej. To praktycznie dwa razy więcej niż zarabiałam w szkole — dodaje.

Przyznaje, że teraz dopiero zaczęła cenić swój czas, a pracy jest tak naprawdę mniej — "bo kończę ją w momencie zakończenia zlecenia, praca w szkole nie kończyła się nigdy, zawsze brało się ją do domu".

Jak wiele byłych nauczycielek dodaje, że idąc na studia, wydawało jej się, że pasja i idea są najważniejsze. A pieniądze mają zupełnie drugorzędne znaczenie. — Myślałam, że 2 tysiące to góra złota, a 10 godzin pracy za "dziękuję, jesteś niezastąpiona" to przywilej — tłumaczy z goryczą.

Praca za najniższą krajową - czemu nie?

Dodaje także, że miała dość słuchania, że praca za najniższą krajową przecież nie powinna nauczycielom uwłaczać. W czasie strajku nie brak było głosów osób oskarżających nauczycieli o klasizm, szczególnie gdy padał argument, zgodnie z którym woźne zarabiają więcej niż nauczyciele. "A to woźne są jakieś gorsze?!" — pytali oburzeni postawą nauczycieli.

— Uważam, że najniższa krajowa należy się konkretnej grupie osób. O wykształceniu podstawowym, na początku kariery (bez doświadczenia) oraz wykonującym minimalną pracę, i że taka wypłata jest adekwatna wówczas, gdy występują wszystkie te czynniki naraz. By pracować w szkole czy przedszkolu trzeba umieć i robić znacznie więcej – podsumowuje.

Nauczyciele uciekną, gdzie się da

Monika w wieku 34 lat zaczęła studiować medycynę. Wykorzystała do tego rok urlopu zdrowotnego, który należał się jej po pracy w szkole. Studiuje zaocznie, by w międzyczasie móc pracować jeszcze w szkole na pół etatu. Nie z tęsknoty za nauczaniem, ale by mieć możliwość utrzymania się przez ten czas.

— Podjęcie decyzji nie było łatwe, zwłaszcza że od kiedy miałam szansę uczyć się biologii czy chemii, minęło sporo czasu. Do egzaminów przygotowywałam się rok. Nie mam rodziny, więc mogłam sobie na taką zmianę pozwolić. Jestem na drugim roku i jestem z siebie dumna, że podjęłam taką decyzję – podsumowuje.

Czy więcej nauczycieli pójdzie w jej ślady? Mają szansę, bo jak podkreśla Ewa Ksepka, do tej pory musieli nieustannie podnosić swoje kwalifikacje (związane z nauczaniem). Poza tym nauczyciele wykonują wiele działań zarówno narzuconych przez system, jak i wynikających z wyznawanych wartości. To powoduje, że swobodnie mogą sprawdzić się w różnych zawodach.

— Nauczyciele sprawdzą się w zawodach, w których wymagane jest nastawienie na człowieka i praca z nim, np. psycholog, psychoterapeuta, pielęgniarka, handlowiec, fizjoterapeuta, policjant, stewardesa – tłumaczy Ewa Ksepka.

— A także zawodach wymagających organizacji i planowania: np. logistyk, menadżer, zarządzanie zasobami ludzkimi, prawnik, dyplomata, doradca, agent ubezpieczeniowy. Kolejnym obszarem jest IT. Tu można wymienić – grafik komputerowy, projektant stron internetowych, opiekun social mediów, asystentka wirtualna – podsumowuje ekspertka.

Możliwe, więc że za 10 lat wiele branż będą zasilać pracownicy niezwykle kreatywni i wdzięczni za swoją szansę. A co wtedy stanie się ze szkołą? Do tej pory przyszłością edukacji głowę zaprzątali sobie głównie nauczyciele. Teraz nie chcą już odpowiadać na to pytanie.