Nic nie upokorzy byłej dziewczyny tak jak pornozemsta. "Do końca życia będzie mnie miał na smyczy"

Agnieszka Miastowska
– W mojej głowie pojawiła się taka przerażająca myśl, że on do końca życia będzie mnie miał na smyczy. Nawet jak go zablokuję na social mediach, zmienię pracę, zwiążę się z kimś innym, to on jednym kliknięciem wyśle te moje nagie zdjęcia dalej i zniszczy mi życie. I nie mówimy o nieznajomym z Tindera, a o moim wieloletnim "idealnym narzeczonym" – tłumaczy Dagmara, której eks wymyślił świetny sposób na zatrzymanie jej przy sobie.
Pornozemsta to sposób na odegranie się na eks partnerce. Oto revenge porn Fot. Unsplash

Porno revenge, czyli pornozemsta

Chyba każdy z nas wie, jak boli złamane serce, jak trudno jest pozwolić odejść komuś, kogo kochamy i pogodzić się z rozstaniem.
Niektórzy jednak nie chcą tego bólu przeżywać sami i chociaż wiedzą, że byłego partnera nie zatrzymają już uczuciem, próbują zatrzymać go przy sobie strachem. Albo odpłacić mu się za zranione uczucia. I wtedy okazuje się, że najlepszym rodzajem zemsty jest pornozemsta.


Porno revenge polega na podzieleniu się, udostępnieniu lub rozpowszechnieniu
w internecie materiałów o charakterze seksualnym bez zgody osoby, której dotyczą. I w internecie należy do powszechnych zjawisk. Zgodnie z badaniami 1 na 25 dorosłych osób korzystających z internetu, padła kiedykolwiek ofiarą udostępnienia jej intymnych nagrań bez jej zgody.

W definicji pornozemsty nie ma wskazania na konkretnego sprawcę – mianem revenge porn nazywa się także działania hakerów wykradających tego typu treści albo szantaże finansowe dotyczące zdjęć o charakterze seksualnym, które wypłynęły z powodu nieodpowiednich zabezpieczeń.

Teoria jednak różni się od praktyki. Jeśli spojrzeć na historie osób, które stały się ofiarami pornozemsty, można łatwo określić profil sprawcy. I ofiary.

Gwałciciel to nie obcy, pornomściciel to nie haker

Sprawcami przemocy seksualnej są najczęściej bliscy ofiary. Ofiarami przemocy seksualnej są prawie wyłącznie kobiety. Mimo że wiele osób nadal wierzy w mit głównie nieznajomego potwora, który napada na kobiety w ciemnej uliczce, badania mówią jasno, że przemocy seksualnej najczęściej dopuszczają się byli albo obecni partnerzy ofiary, przyjaciele, znajomi mężczyźni.

Według raportu Fundacji STER z 2016 r. „Przełamać tabu. Raport o przemocy seksualnej” – najczęściej sprawcą gwałtu był były (63,3 proc.) lub obecny partner (21,4 proc.). Najczęściej wskazywanym sprawcą próby gwałtu jest były partner (34 proc.), kolega/przyjaciel (27,2 proc.), mężczyzna znany „z widzenia” (20,4 proc.).

Pornozemsta także jest rodzajem seksualnej przemocy i kieruje się tymi samymi zasadami. Sprawcami są byli, lub jeszcze obecni partnerzy. Częściej mężczyźni, z którymi kobiety łączyła głębsza więź niż "nieznajomi z Tindera".

Nie mają motywu finansowego. Chcą mieć nad swoją ofiarą władzę. Chcą ją zmusić do pozostania przy nich, z zazdrości zablokować możliwość związania się z kimś innym, znaleźć satysfakcję w odwecie za zranione uczucia. Zrobili ten jeden krok od miłości do nienawiści.

Pornozemsta zaczyna się w szkole

Oliwia miała wtedy 14 lat i pierwszego chłopaka.

Znałam ją z widzenia, nie chodziła ze mną do szkoły, ale wiedziałam, jak się nazywa, bo miałyśmy wspólnych znajomych. Pewnego dnia moja koleżanka zapytała, czy widziałam jej nagie zdjęcia.

Nagie zdjęcia!? W czasie, w którym internet dla nas nastolatek funkcjonował jedynie jako Gadu-Gadu i Nasza Klasa. Poza tym internet był ikonką planety na telefonie o kolorowym wyświetlaczu. Wiadome było tyle, że nie można w niego kliknąć, bo rachunek za telefon przyjdzie ogromny, a „mama nas zabije”.

Mimo tego w przeciągu kilku dni każde znajome dziecko, z jakim rozmawiałam, miało na telefonie wysłaną MMS-em nagą fotkę Oliwii albo przynajmniej zdążyło ją dokładnie obejrzeć. Nigdy tego nie zapomnę, bo to było pierwsze zdjęcie zupełnie nagiej dziewczyny, jakie widziałam. Klęczała przed lustrem, zasłaniając pół twarzy telefonem i nie miała na sobie nic.

Jeśli nie pamiętacie, jak zakompleksione są nastolatki, to przypomnę wam, że w tamtym czasie większość z moich szkolnych koleżanek była w stanie bez mrugnięcia okiem wymienić całą listę wad, które w sobie widzi, patrząc w lustro. A robiły to nieustannie.

Nasi koledzy spacerowali z telefonami w ręku, komentując jej za małe piersi, za krzywe nogi, niewydepilowane miejsca intymne (mieliśmy 13 lat!). Nawet dziewczyny miały jej zdjęcia na telefonie. Po co? Skoro mieli wszyscy, to czemu nie one?

Jeśli wydaje wam się, że to jedna z tych spraw, w których każdy zna twarz ofiary, ale nikt nie wie, kto był sprawcą, to się mylicie. Wszyscy wiedzieli, że to chłopak Oliwii wysłał jej zdjęcie swojemu koledze, a ten swojemu koledze, a ten swojemu...

Oliwia miała już nowego chłopaka. A były (nazwijmy go Tomkiem) nie mógł się z tym pogodzić. Gdy na Naszej Klasie zobaczył zdjęcie swojej byłej dziewczyny z kimś nowym, napisał publiczny komentarz do tego chłopaka. „Teraz całuje cię w usta, a wcześniej mnie całowała w...” i tutaj pozostawię pole dla waszej wyobraźni, bo skoro na taki tekst wpadł 15-latek, to tym bardziej dorośli czytelnicy.

Po latach od tego wydarzenia skontaktowałam się z Oliwią, bo paru rzeczy nie mogłam wiedzieć. Jakie konsekwencje spotkały jej byłego chłopaka i jak ona czuła się w tej sytuacji.

– Jego? Ja zostałam wezwana do dyrektora, jak te zdjęcia zostały upublicznione. Z mamą. I dopiero wtedy moja mama się dowiedziała, bo ja nie miałam odwagi jej powiedzieć. Dyrektorka zaczęła mnie pouczać, że nie powinnam robić sobie takich zdjęć, a tym bardziej ich nikomu wysyłać. Dostałam opiekę psychologa – dodaje.

Jednak szkolna psycholog nie okazała się żadnym wsparciem dla dziewczyny, okazało się, że kobieta została jej przydzielona niczym kurator, który ma kontrolować, co się z nią dzieje, a nie jako pomoc ofierze, dziecku w kryzysowej sytuacji.
Oliwia - ofiara pornozemsty

Psycholog powiedziała mojej mamie, że te zdjęcia świadczą o tym, że wykazuje "nadmierne zainteresowanie seksem jak na swój wiek" i że to świadczy w ogóle o skłonności do demoralizacji. Ja nie chciałam wychodzić z domu, bo wstydziłam się, że koledzy ze szkoły będą pokazywać mnie palcem z drugiego końca ulicy, a ona mówiła mojej mamie, że trzeba uważać, żebym nie popadła teraz w alkohol, narkotyki i nieodpowiednie towarzystwo.

Pomoc uzyskała dopiero od prywatnej psycholog, ale nie zmienia to faktu, że przez kilka lat jej kontakty z rówieśnikami ograniczyły się do szkoły. Nie chciała wychodzić z domu, cierpiała na stany depresyjne, miała obsesyjne myśli o tym, że nawet zupełnie nieznane jej osoby w obcym miejscu wiedzą, co zrobiła.

Karą, która spotkała Tomka była rozmowa z rodzicami i dyrektorem jego szkoły. Kazali mu to zdjęcie skasować, chyba obniżyli mu ocenę z zachowania. Chyba nawet parę dni siedział w domu. Nie ze wstydu oczywiście – za karę od rodziców. Ale później wychodził na dwór codziennie.

Zemsta narzeczonego

Dagmara miała wtedy 28 lat i narzeczonego.

Przyznaje, że nigdy nie wysłałaby mężczyźnie, z którym by randkowała swoich nagich zdjęć ani filmików. Przecież to byłoby naiwne, oczywiste, że on mógłby jakoś takich treści użyć. Zresztą była w związku od lat, więc nie miała nawet takich problemów. Tak jej się wydawało.

– Ale sam pomysł fotografowania siebie nago zawsze wydawał mi się naturalny. Z moim narzeczonym robiliśmy sobie takie zdjęcia razem, on mi, nagrał nawet ze mną parę filmików. To była fajna zabawa, mogłam później obejrzeć siebie z jego perspektywy – dodaje.

Podkreśla też, że nigdy nie bała się o bezpieczeństwo tych treści. Wiedziała, że jej narzeczony nigdy nie pochwaliłby się czymś takim kolegom, nią jako trofeum. I faktycznie nie miał planu się chwalić. A raczej wprost przeciwnie.

– Byliśmy razem 4 lata i z czasem było w tym więcej kłótni niż normalnej relacji. On angażował się we wszystko, tylko nie mnie. Jednocześnie był zaborczy i uważał, że bez niego nie mam prawa wyjść nigdzie poza na kawę z koleżanką. Jednocześnie on po każdej kłótni był przekonany, że mu wybaczę, chociaż traktował mnie jak swoją własność. Nie wytrzymałam i oznajmiłam mu, że to koniec. I wtedy zaczęło się piekło – dodaje.

Jej były narzeczony zaczął najpierw grozić jej, że "uświadomi rodzinie i znajomym, z kim mają do czynienia".

– Powiedział, że każda koleżanka, którą kiedykolwiek do niego obgadałam, dowie się o tym, że wyśle do mojego szefa screeny rozmów na temat tego, co myślę o swojej pracy. Zaczął odkopywać rozmowy, w których narzekam na swoją mamę, siostrę, jego mamę i grozić, że im to wyśle. No i wysłał, podkreślając, jak zakłamana jestem – tłumaczy.

Rodzina wzięła jej stronę, ale wiele znajomych się od niej odwróciło. Z pracy musiała odejść, chociaż szef nie zapowiedział wyraźnych konsekwencji, ale sama przyznaje, że po prostu "było jej głupio". Pewnego dnia parę miesięcy po rozstaniu, jej eks zobaczył Dagmarę z innym mężczyzną.
Dagmara - ofiara pornozemsty

Tego dnia dostałam na służbowego maila (był zablokowany wszędzie indziej) wszystkie nagie zdjęcia i seksualne filmiki, jakie kiedykolwiek nakręcił z moim udziałem. Zrobiło mi się gorąco, bo wiedziałam, co to znaczy. Do tego dopisał komentarze, że każdy inny facet będzie wiedział, co potrafię. Ale nie skorzysta, widząc, że robiłam to już jemu.

Dagmara wpadła w panikę, zadzwoniła do byłego i zaczęła go prosić, by nic z tym nie robił. Wiedziała, że to nie jest moment na dumę.

– W mojej głowie pojawiła się taka przerażająca myśl, że on do końca życia będzie mnie miał na smyczy. Nawet jak go zablokuję na social mediach, zmienię pracę, zwiążę się z kimś innym, to on jednym kliknięciem wyśle te moje nagie zdjęcia dalej i zniszczy mi życie. I to nie był nieznajomy z Tindera, a mój wieloletni "idealny narzeczony" – kontynuuje.

Od byłego usłyszała, że gdyby była wierna, to nic złego by się jej nie stało. Nie miał dla niego znaczenia fakt, że nie byli ze sobą od dawna. Eksnarzeczony znalazł na jej mediach społecznościowych chłopaka, z którym ją widział i wysłał mu jeden z filmików.

– Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Tamten facet od razu zniechęcił się do jakichkolwiek spotkań ze mną, ale przede wszystkim teraz to on sam miał ten filmik! Chciałam iść na policję, chciałam dzwonić do znajomych, ale pomyślałam, że to go rozwścieczy, a policja nic nie zrobi. Nic w internecie nie ginie – tłumaczy.

Postanowiła zadzwonić do mamy swojego byłego i opowiedzieć jej, co syn zrobił. I okazało się, że to ta metoda przynajmniej chwilowo odniosła zamierzony skutek.

– Niedoszła teściowa podobno zrobiła mu awanturę, postraszyła policją, ale myślę, że bardziej chodziło o wstyd w kategoriach "co ludzie powiedzą". On zawsze był maminsynkiem, więc posłuchał – dodaje.

Od tego wydarzenia minęły 3 lata, a eksnarzeczony Dagmary nadal zablokowany jest wszędzie. Czasem jednak po pijaku potrafi napisać jej maila, w którym wysyła poszczególne treści z pytaniem "komu tym razem". Mówi, że zawsze będzie się bała. Ma też zasadę, że nie dodaje prywatnych treści na social media.

– Gdyby on zobaczył mnie np. z pierścionkiem zaręczynowym i innym mężczyzną, mógłby znowu oszaleć i wrócić z szantażem – kończy.

Nie chodzi o to, by ostrzegać ofiary

Oliwia była nastolatką, a właściwie dzieckiem, Dagmara dojrzałą kobietą, ale obydwie przyznają, że na różnych poziomach usłyszały to samo. "Oczywiście są pokrzywdzone, ALE mogły uważać". W tym miejscu trzeba przywołać wszelkie kampanie i porady na bezpieczne "sekstingowanie", czyli wysyłanie swoich seksualnych treści.

Brzmią one mniej więcej: "wysyłaj zdjęcia osobom zaufanym, wybieraj aplikacje, które umożliwią wysłanie znikającej fotografii, wykonuj zdjęcia, na których nie ma twojej twarzy czy znaków szczególnych".

Rady te są rozsądne, ale działają na takim samym poziomie, jak przekonywanie dziewczyn, by w czasie imprezy "pilnowały drinka". Skupiają się wyłącznie na winie i odpowiedzialności kobiet.

Za każdym razem, gdy nagie zdjęcie zostaje wrzucone do sieci, skupiamy się na intencjach osoby, która to zdjęcie wykonała, zapominając o sprawcy, który bez jej zgody je opublikował.

Jeśli kobieta jest aktorką czy celebrytką słyszy, że zrobiła to, by zwrócić na siebie uwagę, jest atencyjna, sprzedaje swoje ciało, próbuje na nim zarobić. Jeśli jest zwykłą dziewczyną, słyszy, że powinna być rozsądna, ostrożna, że sama zapracowała na taką sytuację, wysyłając komuś nagie zdjęcia.

Że mogła się tego spodziewać i wykazała się naiwnością. I tutaj dochodzimy do momentu, by zadać pytanie: czemu mężczyźni nie bywają szantażowani w taki sposób.

Dlaczego nie ma nagich fotek mężczyzn?

Najprostsza odpowiedź brzmi: bo ich ciało nie jest widziane jako przedmiot. Jako własność kobiet, z którymi aktualnie się spotykają, a obnażenie go i pokazanie w seksualnym kontekście, nie skutkuje odebraniem mężczyźnie szacunku.

Cechą kultury patriarchalnej jest wykorzystanie ciała kobiety i jej seksualności jako narzędzia do jej upokorzenia i zdyscyplinowania. I dokładnie na tym bazuje pornozemsta – daje mężczyźnie możliwość odegrania się i odzyskania władzy nad partnerką, którą właśnie traci, bo ta zdecydowała o rozstaniu.

Wystarczy przywołać przykład wysyłanych nachalnie szczególnie na aplikacjach randkowych dickpicków, by udowodnić tezę, że nagie ciało mężczyzny wcale nie odbierze mu jego wartości jako człowieka. Atak seksualny działa tu w jedną stronę.

Jak się bronić przed pornozemstą?

Statystyki wskazują, że aż 90 proc. ofiar pornozemsty doznaje zaburzeń psychicznych, stanów depresyjnych, lękowych, wiele z nich podejmuje próby samobójcze.

Niektóre kobiety latami żyją w strachu, ze świadomością, że ich były partner może wykorzystać ich seksualne treści w dowolny sposób. Nierzadkie jest publikowanie ich na stronach pornograficznych czy nawet stosowanie przemocy seksualnej dalej – ofiara nie ma szansy odejść, bo wie, co się stanie, gdy sprzeciwi się oprawcy.

Co na to polskie prawo? "Kto utrwala wizerunek nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej, używając w tym celu wobec niej przemocy, groźby bezprawnej lub podstępu, albo wizerunek nagiej osoby lub osoby w trakcie czynności seksualnej bez jej zgody rozpowszechnia, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5" – czytamy w Kodeksie Karnym.

Trzeba jednak pamiętać, że statystyki dotyczące karania sprawców przestępstw seksualnych w Polsce nie pozostawiają wiele nadziei na pomoc ofiarom pornozemsty.

61 proc. spraw o gwałt kończy się umorzeniem, 67 proc. spraw zostaje zakończonych w prokuraturze i nigdy nie trafia do sądu. Nie mówiąc o sprawach niezgłoszonych z powodu zbyt wielkiej traumy ofiary.

Biorąc pod uwagę te dane, można sobie wyobrazić, że pornozemsta jako zjawisko o mniejszej szkodzie społecznej nie jest praktycznie wcale ścigane. Jak zresztą wyciągnąć konsekwencje, gdy sprawca ataku skasuje opublikowane zdjęcia? Ofiarom trudno więc liczyć zarówno na pomoc państwa, jak i na społeczne zrozumienie ich sytuacji.
Czytaj także: Dziewczyny opowiedziały nam, dlaczego robią sobie nagie zdjęcia. Nie chodzi im wcale o facetów