Kłamstwa PiS w całej Polsce, reaguje sama Komisja Europejska. Sikorski: Rząd chce zohydzić UE

Diana Wawrzusiszyn
Na ulicach, w skrzynkach pocztowych, w pociągach PKP i internecie jesteśmy bombardowani kampanią informacyjną polskich spółek energetycznych. Według niej polityka klimatyczna Unii Europejskiej generuje 60 proc. kosztów ujętych w rachunkach za energię. – To jest kłamstwo dokładnie takie, jakim posługiwali się angielscy eurofobowie przed referendum brytyjskim w sprawie Brexitu, które zdecydowało o wyjściu z UE. Cel jest ten sam, czyli zohydzenie UE – mówi Radosław Sikorski.
Radosław Sikorski Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER

Kontrowersyjna kampania

Billboardy przypisujące Unii Europejskiej winę za rosnące ceny energii w Polsce widoczne są w całym kraju. Do tego prowadzona jest intensywna kampania w internecie i telewizji.

O tym, że to UE odpowiada za rosnące ceny prądu, przekonują ostatnio również politycy PiS, chociażby wiceminister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba, który winą obarcza przede wszystkim unijny system handlu emisjami (ETS).
Czytaj także: "To nie my, to Unia, Tusk zrób coś z tym". PiS obkleił Polskę propagandowymi billboardami
Kampania została uznana za manipulację, Forum Energii przygotowało specjalną ekspertyzę, z której wynikało, że opłata klimatyczna to nie 60 proc., lecz 23 proc. Do antyunijnej kampanii odniosła się też sama Komisja Europejska. W środę, 9 lutego na profilu KE na Twitterze pojawiła się wpis, w którym zdementowano informację, że Unia Europejska jest głównym winowajcą wyższych cen energii w Polsce.


"Polityka unijna nie jest odpowiedzialna za 60 proc. Twojego rachunku za prąd. Przeciwnie, znaczna część tego rachunku składa się z kosztów przesyłu, podatków krajowych i innych opłat. Pieniądze ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 nie trafiają do Brukseli, tylko do polskiego budżetu"– podkreśla Komisja Europejska.

Radosław Sikorski: Cel to zohydzenie UE

W rozmowie z naTemat.pl europoseł Radosław Sikorski stwierdza, że w kampanii posłużono się manipulacją. Widzi wiele analogii między działaniami eurosceptyków w Polsce i Wielkiej Brytanii, kiedy ważyły się jej dalsze losy w strukturach Unii Europejskiej.

– To jest kłamstwo dokładnie takie, jakim posługiwali się angielscy eurofobowie przed referendum brytyjskim w sprawie Brexitu, które zdecydowało o wyjściu z UE. Tam obiecywano 350 mln funtów tygodniowo na służbę zdrowia, a tu straszy się kłamstwami na temat cen energii. Cel jest ten sam, czyli zohydzenie UE i przerzucenie na nią własnych win – przekonuje Sikorski.

Zdaniem eurodeputowanego szybka reakcja Komisji Europejskiej była dobrym ruchem.

– Komisja Europejska zachowuje się inaczej niż w przypadku Wielkiej Brytanii, bo tam dekadami nie polemizowała z kłamstwami eurofobów. Cieszę się, że tutaj stawia odpór.

To kolejny raz, gdy Polska jest na świeczniku. Europejscy politycy, widząc nastawienie polskiego rządu, nie boją się wyrażać wprost swojego zdania. Ostatnio PiS doczekał się mocnej reakcji z Berlina. Nowy szef CDU Friedrich Merz zwrócił się do rządzących, aby skończyli z hejtem na Niemcy i przestali prowadzić politykę opartą na resentymentach.

Do tego dochodzi niestosowanie się do zaleceń TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej i problemy z dostaniem pieniędzy z Funduszu Odbudowy. To wszystko sprawia, że pozycja Polski w Unii Europejskiej jest bardzo słaba. Widzi to Europa, widzą to Polacy.

– Rząd nie wykonuje wyroków Trybunału Konstytucyjnego, straszy wetowaniem wszystkiego, niepłaceniem składek, podbija tę kampanię kłamstw na temat UE, którą mamy od lat w TVP, a teraz używa jeszcze do tego spółek Skarbu Państwa. To się ma nijak do nawoływań rządu o jedność Zachodu wobec zagrożenia rosyjskiego – twierdzi Radosław Sikorski.

Wielu polityków opozycji i komentatorów życia publicznego zauważa, że wrogie nastawienie wobec Unii Europejskiej może być jednym z elementów dążenia do Polexitu.

– Najpierw będą obrzydzać Polakom Unię Europejską, a potem będą mówić, że musimy z niej wyjść, bo ta zła Unia żąda od nas tylko dodatkowych obciążeń, a my z tego nie mamy żadnych korzyści – stwierdził senator Stanisław Gawłowski w rozmowie z naTemat.pl

Zdaniem Radosława Sikorskiego, PiS realizuje krok po kroku swoją taktykę: – To jest stara taktyka nacjonalistów, wszystko, co dobre Unia robi, to nasza zasługa. Pamiętamy, jak się chwalili 770 mld złotych z budżetu UE, zanim jeszcze je dostali. A wszystko, co złe, szczególnie jeśli sami jesteśmy sobie winni, to UE. I niestety na pewną część elektoratu to działa, bo niektórzy wierzą tym kłamstwom – podsumowuje europoseł.

Timmermans: "to NIE polityka unijna"

Do kontrowersyjnej kampanii PiS odniósł się również wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Polityk odpowiedzialny za Europejski Zielony Ład w artykule dla Onetu podkreślił wyraźnie, że "polityka unijna NIE jest odpowiedzialna za 60 proc. państwa rachunków za energię".

"Niektórzy operują taką liczbą, przeinaczając sens dyskusji i pomijając fakt, że znaczna część rachunku za energię składa się z kosztów jej przesyłu, podatków krajowych i innych opłat, a opłata za emisje dwutlenku węgla nie trafia do Brukseli, tylko bezpośrednio do polskiego budżetu" – tłumaczył.

– Gdybym był na miejscu polityków europejskich, to zastanawiałbym się, czy mam do czynienia z poważnymi ludźmi. Właściwie myślałbym, że są to oszuści. Z jednej strony na arenie europejskiej zgadzają się na konkretne rozwiązania, potem wieszają takie billboardy i sugerują, że pieniądze trafiają do budżetu unijnego i nie mają na to wpływu, a UE jest znowu zła. Od początku do końca jest to fałszywe. To buduje obraz kraju zarządzanego przez zwykłych oszustów – komentował zaś kilka dni temu senator Gawłowski w rozmowie z naTemat.pl

Czytaj więcej: "To nie my, to Unia, Tusk zrób coś z tym". PiS obkleił Polskę propagandowymi billboardami

Szeroki zasięg kampanii

Jednak organizatorzy tej kampanii wydają się głusi na wszelkie argumenty i wyliczenia. A z dnia na dzień w coraz większej liczbie miejsc pojawiają się zmanipulowane komunikaty. Jedna z pasażerek zauważyła reklamę w pociągach PKP, zdjęcie opublikowała na Twitterze. Charakterystyczne banery można zobaczyć też na części portali informacyjnych, w których Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie wykupiło przestrzeń reklamową. Po kliknięciu reklamę jesteśmy przekierowani do strony, gdzie zostało "wytłumaczone", w jaki sposób polityka klimatyczna UE przyczynia się do wzrostu cen energii w Polsce.
Przykład baneru reklamowego.Fot. Sceen/Wprost.pl
Dodatkowo spoty reklamowe są emitowane m.in. TVP, w kanałach Grupy Polsat (m.in. Polsat, Polsat News, TV 4, Super Polsat, Wydarzenia 24). W internecie kampania obecna jest m.in. w Interia.pl, serwisie "Super Expressu”, na stronie Wprost.pl i DoRzeczy.pl.

Reklamy pojawiały się też w Wirtualnej Polsce, ale portal zmienił decyzję w sprawie jej wyświetlania.

"Zdecydowaliśmy o wstrzymaniu emisji tej reklamy. Można dyskutować, czy jest ona czystą manipulacją czy tylko przemilcza część faktów, z całą pewnością jednak wprowadza odbiorców w błąd" – wyjaśnia Piotr Mieśnik, redaktor naczelny WP.

Stanowisko Towarzystwa

Sponsorem billboardów są Polskie Elektrownie, czyli Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie, w których skład 12 spółek produkujących energię, w tym Tauron, PGiNG, Enea czy PGE. Są to podmioty, których polityka klimatyczna bezpośrednio dotyczy i zależy im, żeby energię nadal pozyskiwać z paliw kopalnianych. Dodatkowo w dużej mierze są to spółki Skarbu Państwa.

Zwróciliśmy się do Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie z pytaniem o koszty i skalę kampanii. Dostaliśmy odpowiedź, że ma ona charakter ogólnopolski, szeroko zasięgowy, a informacje na temat finansowania oraz budżetu kampanii stanowią "tajemnicę przedsiębiorstwa". Dodatkowo otrzymaliśmy stanowisko organizacji, w którym możemy przeczytać, że słynne już 60 proc. to nie koszty na rachunku dla odbiorców końcowych, lecz koszty poniesione przez wytwórców energii.
Stanowisko Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie dotyczące kampanii edukacyjno-informacyjnej

Kampania prowadzona przez TGPE odnosi się bezpośrednio do rosnących kosztów produkcji energii i wskazuje, że 60% kosztów wytworzenia energii to koszt polityki klimatycznej Unii Europejskiej. W żaden sposób kampania nie informuje, że 60% kosztów wytworzenia energii wynikającej z kosztów uprawnień do emisji przekłada się na 60% kwoty na rachunku dla odbiorców końcowych, który obok kosztów energii obejmuje także koszt dystrybucji energii oraz inne opłaty. W ten sposób TGPE odnosi się wyłącznie do obszarów działalności wytwórców energii, sprzedających energię elektryczną na rynku hurtowym. Dystrybucją energii elektrycznej zajmują się inne podmioty.