Chcesz pomóc uchodźcom z Ukrainy? Oto czego potrzeba, a co już mają

Anna Dryjańska
02 marca 2022, 13:05 • 1 minuta czytania
Skala pomocy dla uchodźczyń i uchodźców uciekających przed wojną w Ukrainie przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Od 7 dni trwa pospolite ruszenie, by otoczyć opieką osoby, które godzinami stoją w gigantycznej kolejce, by przedostać się do Polski. Kobiety, studenci, dzieci i osoby starsze dostają pomoc, gdy tylko przekroczą granicę. Problemem są noce i dni, które spędzają na zimnie praktycznie pod gołym niebem.
Uchodźcy z Ukrainy. Przejście graniczne w Medyce. fot. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Przejścia graniczne pracują pełną parą. Codziennie granicę przekraczają tysiące osób, które chcą się schronić przed bombami Putina. Jednak kolejka, w której stoją, jest gigantyczna. To nieuniknione, gdy tyle osób jednocześnie chce się przemieścić z kraju do kraju. Jest jednak i drugi powód. Ukraińscy pogranicznicy pracują w minimalnym składzie. Wszyscy, którzy mogli, pojechali walczyć.


Polki i Polacy ruszyli z pomocą humanitarną od samego początku – już w czwartek. Prywatnymi samochodami jeździli m.in. do Krościenka, Medyki, Korczowej, Zosina, by zawieźć ubrania i jedzenie. Zabierali uchodźców, by odwieźć ich wewnątrz kraju we wskazane miejsce. Robili zbiórki darów w miastach, miasteczkach i na wsiach, by zawieźć najpotrzebniejsze rzeczy na granicę.

Po kilku dniach prezydent Przemyśla Wojciech Bakun apeluje: "Prosimy wstrzymać się z dowożeniem jakiejkolwiek pomocy do Przemyśla. Na chwilę obecną posiadamy absolutnie wszystko w dużych ilościach!" – napisał polityk. Nie znaczy to oczywiście, że nie trzeba niczego. Na tym etapie w Przemyślu po prostu nie trzeba już odzieży i jedzenia.

Zorganizowane porywy serca

One przydadzą się tam, gdzie zamieszkają uchodźczynie i uchodźcy. Oczywiście odzież powinna być schludna i wyprana – taka, jaką sami chcielibyśmy na siebie założyć. Kolejna ważna rzecz: ubrania powinny być posegregowane i oznakowane według rozmiaru. Dzięki temu oszczędzimy czasu i pracy wolontariusz/k/om rozdzielającym dary.

– Ludzie w porywie serca potrafią przyjechać tu z drugiego końca kraju z jedzeniem i ubraniami, a tu okazuje się, że już nie trzeba – mówi naTemat.pl jeden z wolontariuszy. W Przemyślu jest już także zorganizowany transport dla uchodźczyń i uchodźców do wszystkich miast. Tak jest praktyczniej i... bezpieczniej.

Teraz prezydent Przemyśla – jeden z wolontariuszy, jak o sobie mówi – razem z pomocą ludzi dobrej woli pracuje nad zabezpieczeniem odcinka 10 km do granicy po stronie ukraińskiej. Jak mówił we wtorek w Radiu Zet, pomoc, którą dysponuje, pochodzi od prywatnych darczyńców: pojedynczych ludzi, grup, firm, korporacji.

Chodzi o to, by uchodźczynie i uchodźcy, którzy pod gołym niebem stoją w kolejce po kilkadziesiąt godzin, mieli miejsce, gdzie mogą uzyskać ciepły posiłek, pomoc medyczną i trochę odpoczynku. Nie są to warunki tak dramatyczne, jak na granicy polsko–białoruskiej, jednak uchodźcy, gdy już dotrą na polską stronę, są wycieńczeni i często chorzy. Wyziębione i odwodnione osoby trafiają do okolicznych szpitali.

Ustawienie namiotów, w tym medycznych, punktów żywieniowych oraz ogrzewania ma ograniczyć te negatywne zjawiska.

Wolontariuszki i wolontariusze

Uchodźczynie i uchodźcy nie potrzebują tylko rzeczy, ale i ludzi. Hrubieszowski Ośrodek Sportu i Rekreacji, który przyjął uciekających, szuka osób, które poświęcą swój czas, by im pomóc. Znajomość języka ukraińskiego? Nie jest wymagana. Przyda się każda para rąk.

Ośrodek recepcyjny w Hrubieszowie apeluje o to, by nie przesyłać odzieży – jest problem z posegregowaniem tego, co już jest. Miasto za to pilnie szuka kierowców, którzy swoimi busami mogliby kursować do Zosina i Dołhobyszowa i z powrotem. "Pomagajmy z głową!" – wzywają organizatorzy.

Z kolei w punkcie recepcyjnym w Łodzi ubrania są nadal bardzo potrzebne – ale takie dla w rozmiarach dla nastolatków. Jak mówi naTemat.pl Wiola, wolontariuszka, brakuje też powerbanków (naładowanych!) i ładowarek. Oprócz tego przydałyby się smoczki, a także leki bez recepty: maści i tabletki przeciwbólowe, syropy na kaszel, środki przeciw infekcjom intymnym.

I nadal, jak wszędzie, potrzebni są ludzie: zwłaszcza ci, którzy potrafią się porozumieć po ukraińsku, rosyjsku lub angielsku.

Kluczowe jest to, by osoba, która chce pomóc, sprawdziła jakiego rodzaju pomoc jest potrzebna w miejscu, do którego chce się udać.

Wirtualny zryw, prawdziwa pomoc

Ostatnie dni to wielki wysiłek organizacji pozarządowych – zarówno prawnoczłowieczych, jak i specjalistycznych. Fundacja Ocalenie, znana m.in. z ratowania życia uchodźców na granicy z Białorusią, przyjmuje zgłoszenia od osób, które mogłyby przyjąć pod swój dach uciekających przed wojną niezależnie od tego, jaki mają kolor skóry.

Jak wynika bowiem z ustaleń Fundacji, część pomagających wycofywała się, gdy się okazywało, że trzeba przenocować np. niebiałą studentkę z Kijowa.

Kampania Przeciw Homofobii, która w ostatnich miesiącach zaangażowała się w walkę ze strefami anty–LGBT, też robi bazę mieszkaniową – przyjazną dla osób nieheteronormatywnych. Oprócz tego uruchamia w Warszawie świetlicę, gdzie będzie można trochę oderwać się od koszmaru wojny, spotkać z innymi i skorzystać z internetu.

Pomoc rzeczową – z wyjątkiem ubrań – zbiera Ogólnopolski Strajk Kobiet. Dary można przynosić do siedziby OSK na Wiejskiej, niedaleko Sejmu. Ale poszukiwane są też osoby, które dostarczą paczki Ukrainkom i Ukraińcom, którzy już zdążyli dojechać do Warszawy.

"Dostawy rzeczy spływają nieregularnie, bo ludzie reagują spontanicznie, wiele też zależy od ich sposobności czasowych, transportowych. Dlatego nie gwarantujemy, że akurat w momencie, kiedy przyjdziesz, będzie co robić, prosimy o wyrozumiałość. Na miejscu ustalimy, co i jak" – pisze Ogólnopolski Strajk Kobiet.

Ludzie – ludziom

Jakby tego było mało, na Facebooku aż roi się od grup i postów, dotyczących pomocy uchodźczyniom i uchodźcom. Skrzykują się medycy, nauczycielki, psycholożki, prawnicy, a także miłośnicy psów i kotów zdeterminowani, by uratować tyle zwierząt z obszaru wojny, ile można.

No i wreszcie jest grupa Pomoc dla Ukrainy, która w niecały tydzień zebrała już ponad 400 tys. członkiń i członków – zarówno polskich, jak i ukraińskich. To gigantyczna tablica ogłoszeń, gdzie chyba żaden post nie zostaje odpowiedzi. Tu internautka szuka telefonów komórkowych dla żołnierzy z Ukrainy – w ciągu kilkudziesięciu minut zgłasza się kilku darczyńców. Tam rusza zbiórka hełmów i kamizelek kuloodpornych.

Ludzie wpisują także, co mogą zaproponować uciekinierom – oczywiście za darmo. "Moja wspaniała 87-letnia Babcia oferuje swój domek na działce wśród innych domków. Możemy go ogrzać, zaopatrzyć, przywieźć rodzinę, odwiedzać, wziąć na siebie koszty ogrzewania i mediów. Domek w okolicy Żyrardowa. Cisza, spokój, las. Warunki skromne, ale wszystko jest" – pisze jedna z członkiń Pomocy dla Ukrainy. Od razu jest odzew.

Pojawiają się także dramatyczne posty – błagania o pomoc o wydostanie bliskich z ostrzeliwanych miast, a także ogłoszenia, że prywatne osoby organizują wspólny wyjazd do miast takich jak Charków czy Kijów, by ewakuować tych, którzy chcą się wydostać.

Ludzie skrzykują się, by dostarczać kanapki i termosy z gorącą herbatą osobom, które stoją w kilometrowych kolejkach przed granicą. "Kochani, potrzebne na szybko łóżeczko z materacykiem dla dziecka" – prosi Sylwia. Nie mija pół godziny: "Mam! Nowy Sącz. Gdzie zawieźć?" – pyta Kacper. Posty i odpowiedzi pojawiają się całą dobę.

Przeczytaj też: No i zaczął się westsplaining. Tak "mądre głowy" na zachodzie tłumaczą wojnę w Ukrainie