Pod gruzami teatru w Mariupolu wciąż są ludzie. Akcję ratunkową utrudnia ostrzał miasta

Agata Sucharska
Schron w Teatrze Dramatycznym w Mariupolu przetrwał rosyjskie bombardowanie. Jednak wciąż nie udało się dotrzeć do wszystkich ludzi, którzy ukryli się w jego podziemiach. Mer Mariupola Wadym Bojczenko informuje, że akcję znacznie utrudniają walki uliczne i ostrzał w oblężonym przez wojska Putina mieście.
Akcja ratunkowa po zawaleniu się teatru w Mariupolu. Utrudnia ją ostrzał. Fot. AP/Associated Press/East News
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.

Akcja ratunkowa ze schronu pod teatrem w Mariupolu

Przypomnijmy, że rosyjskie wojska zbombardowały budynek teatru w czwartek 17 marca. Ratownicy starają się uwolnić ludzi, którzy wciąż przebywają w piwnicy budynku. Mer Mariupola wyjaśnił, że zespoły ratownicze mogą usuwać gruz i wydostawać ludzi na powierzchnię tylko w momentach, gdy walki ustają.

– Są ostrzały z czołgów i artylerii oraz wszelkiego rodzaju broni w tej okolicy. Nasze siły robią wszystko, co w ich mocy, by utrzymać pozycje w mieście, ale siły wroga są niestety większe niż nasze – podkreślił cytowany przez RMF FM Wadym Bojczenko.


Polityk nie jest w stanie oszacować, ile osób udało się wyciągnąć ze schronu pod teatrem w ciągu ostatniej doby. Nie znane są też dane o ofiarach śmiertelnych i rannych. Pod gruzami może znajdować się wciąż ponad 1000 osób. W piątek podano, że 130 osobom udało się wyjść na powierzchnię.

Mariupol zbombardowany w 80 proc.

Jak informowaliśmy w naTemat.pl strategicznie położony Mariupol jest jednym z ośrodków, które dotychczas zdecydowanie najbardziej ucierpiały podczas trwającej inwazji Rosji na Ukrainę.

Zniszczonych jest około 80 proc. zasobów mieszkaniowych. Ludzie chowają się w przepełnionych schronach i piwnicach. Brakuje żywości, wody, prądu i ciepła.

Przedstawiciel lokalnych władz wskazał też na przerażające dane dotyczące liczby ofiar w cywilach. Oficjalnie mówiono o tym, że w mieście zginęło 1800 osób, jednak urzędnicy są pewni, że ofiar jest znacznie więcej. Według nieoficjalnych szacunków mogło zginąć nawet 20 tys. cywilów.

– Miasto wciąż jest bombardowane, ale nie w tych obszarach i dzielnicach miasta, które znajdują się na trasie ewakuacyjnej. Ludzie po prostu podejmują ryzyko i uciekają – mówił doradca mera Mariupola, zaznaczając, że nie można ufać Rosjanom, którzy znów mogą atakować osoby ewakuujące się.
Czytaj także: Wybuchy we Lwowie. Nad ukraińskim miastem unosi się dym