Ambasador Rosji zaliczył językową "wpadkę". W ojczyźnie grozi mu za to 15 lat więzienia

Agnieszka Miastowska
W środę 23 marca ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew został wezwany do siedziby MSZ. Po rozmowach odpowiadał na pytania zgromadzonych przed budynkiem dziennikarzy. Jedno z nich dotyczyło ukraińskiej armii. Odpowiadając na nie, ambasador użył słowa "wojna", odnosząc się do działań w Ukrainie. A za mówienie o "specjalnej operacji wojskowej w Ukrainie" w taki sposób w Rosji grozi do 15 lat więzienia.
Ambasador Rosji w Polsce. Wypowiedział zakazane słowo "wojna" Fot. East News/Adam Burakowski

Ambasador Rosji zaliczył językową wpadkę

W czasie konferencji prasowej ambasador Rosji postanowił skomentować posunięcie Polski, która postanowiła wydalić 45 dyplomatów rosyjskich, którzy mieli szpiegować na rzecz Federacji Rosyjskiej.
Słowa Siergieja Andriejewa zabrzmiały niczym groźba, bo ambasador podkreślił, że "Rosja ma prawo do własnych decyzji w sprawie kroków odwetowych". Przekonywał również, że dyplomaci, którzy zostali wydaleni wypełniali swoje obowiązki dobrze, a jednym z powodów ich usunięcia jest "sytuacja na Ukrainie".


Rzecznik MSZ Łukasz Jasina podkreślał jednak, że przyczyną podjęcia decyzji o wydaleniu rosyjskich dyplomatów było: "prowadzenie przez pracowników placówki rosyjskiej działalności niezgodnej z polskim prawem i naruszającej normy konwencji wiedeńskiej".

Ambasador Rosji po dopytywaniach dziennikarzy o to, jakie "kroki odwetowe" planuje Moskwa, odpowiedział tylko: "będzie zasada wzajemności, wyrzucimy polskich dyplomatów".

W czasie tej samej konferencji prasowej odpowiadał na pytania dziennikarzy dotyczące także jego stosunku do sytuacji w Ukrainie. Jedno z pytań dotyczyło tego, jak ambasador ocenia opór, który ukraińska armia stawia rosyjskiemu okupantowi.

"Siły ukraińskie są bardzo liczne. Dobrze przygotowały się do tej wojny przy pomocy państw zachodnich" – stwierdził ambasador Rosji. Jego słowa zostały momentalnie podłapane przez dziennikarzy. Siergiej Andriejew użył bowiem słowa "wojna", które jest zakazane, jeśli chodzi o rozmawianie na temat sytuacji w Ukrainie.

Duma Państwowa Federacji Rosyjskiej, czyli izba niższa rosyjskiego parlamentu już jakiś czas temu przyjęła ustawę o odpowiedzialności karnej za nieprawdziwe informacje o działaniach sił zbrojnych Rosji. Przewidziana kara to grzywna od 700 tysięcy do 5 milionów rubli (od 26,6 tys. do 190 tys. zł) lub pozbawienie wolności od 3 do 15 lat.

Ambasador Rosji złamał więc rosyjskie prawo, używając wprost słowa wojna, można podejrzewać, że jego komentarz o dobrze przygotowanych siłach ukraińskich także nie mieści się w ramach akceptowalnej przez Kreml narracji.

"Winni zabijania cywilów są naziści"

Gdy jeden z dziennikarzy zwrócił uwagę na słowa Andriejewa, pytając go wprost, czy w Ukrainie toczy się wojna, ten natychmiast doprecyzował. "To specjalna operacja wojskowa" – poprawił się.

Do tej pory rosyjscy politycy i dyplomaci unikali słowa "wojna". Na konferencji ambasador Rosji odpowiedział także na zarzuty, dotyczące atakowania cywilów przez rosyjską armię.

"Fanatyczni naziści chowają się za plecami cywilów. To jak z tym szpitalem. Okazało się, że nie ma tam ani kobiet, ani dzieci. Robimy wszystko, co możliwe, by oszczędzić życie cywilów, ale właśnie z powodu działań nazistów jest wiele ofiar" – usprawiedliwiał rosyjską armię, komentując ostrzał szpitala w Mariupolu, w którym ofiarami były zarówno kobiety, jak i dzieci.

Na pytania dotyczące zabijania dzieci, odpowiedział natomiast pytaniem, mówiąc: "A ile dzieci zabito w Donbasie? Przez osiem lat ostrzeliwania?".
Czytaj także: Część mieszkańców lewobrzeżnej dzielnicy Mariupola jest przymusowo wysyłana do Rosji