"Piły tam dzieci, które mają 13 lat. Skandaliczne sceny". Deweloper wywalczył zakaz picia nad Wisłą
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Sąd uchylił uchwałę warszawskich radnych znoszącą zakaz spożywania alkoholu na Bulwarach Wiślanych.
- Jeśli miasto nie odwoła się od tej decyzji, zakaz spożywania alkoholu nad Wisłą zostanie utrzymany po pandemii.
- Radna Agata Diduszko-Zyglewska w rozmowie z naTemat przyznaje, że nie ma racjonalnego uzasadnienia, aby był tam aż tak restrykcyjny zakaz.
- Inwestor The Tides i przedstawiciel tamtejszych mieszkańców przekonuje, że przez nadużywanie alkoholu dochodziło do wielu niebezpiecznych sytuacji i zakłócania spokoju.
Zakaz picia alkoholu nad Wisłą
Od marca 2018 roku przez dwa kolejne lata Bulwary Wiślane były jedynym miejscem, w którym można było spożywać alkohol bez obawy otrzymania mandatu. Wówczas nowelizowana była ustawa o wychowaniu w trzeźwości. Sejm zakazał spożywania alkoholu w miejscach publicznych, ale zostawił furtkę samorządom. Mogły one wyznaczyć miejsca, w których zastosowane będzie odstępstwo od tej zasady. Warszawscy radni skorzystali z tej możliwości. Rada wyłączyła z zakazu odcinek bulwarów od Portu Czerniakowskiego aż po żoliborską plażę.
Wszystko zmieniła pandemia. Kiedy wprowadzano liczne restrykcje, uwadze władz Warszawy nie umknęły schodki nad Wisłą, gdzie gromadzili się młodzi ludzie. Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa, zdecydowano się ponownie zakazać spożywania alkoholu w tym miejscu. Zakaz ten ma charakter czasowy. Obowiązuje podczas trwania stanu zagrożenia epidemicznego. Jednak wiele wskazuje na to, że może być przedłużony.
Wszystko za sprawą orzeczenia sądu.
Deweloper kontra miasto
Jeszcze na początku 2020 roku zarządca budynku The Tides i Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie zwróciły się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o uchylenie uchwały Rady Miasta znoszącej zakaz spożywania alkoholu na bulwarach. Pełnomocniczka spółki w rozmowie z "Gazetą Stołeczną" w 2020 roku powiedziała, że mieszkańcy apartamentowca przy Wioślarskiej 8 skarżą się na zachowanie przebywających nad Wisłą warszawiaków i turystów.
Na bulwarach panuje chaos. To nie tylko śmieci i hałas, ale także niekontrolowane pijaństwo i agresja oraz niszczenie mienia. Tam nawet była strzelanina. Mamy wrażenie, że nikt tego chaosu nie kontroluje, a na terenie panuje wolnoamerykanka.
Deweloper miał dość takich sytuacji i postanowił pójść z tym do sądu i po dwóch latach sprawę wygrał. Sąd uchylił uchwałę radnych znoszącą zakaz.
Dariusz Gardener, inwestor The Tides i przedstawiciel tamtejszych mieszkańców w rozmowie z naTemat.pl zaznacza, że przed skierowaniem sprawy do sądu, starano się wypracować kompromis. Proponowano podział Wisły na obszary, w których zakaz spożycia alkoholu mógłby nie obowiązywać, a inne obszary bulwarów byłyby wolne od alkoholu.
– Nie mogliśmy dogadać się z przedstawicielem miasta, to zdecydowaliśmy się wykazać w sądzie, że picie na bulwarach nie jest zgodne z prawem w myśl ustawy o wychowaniu w trzeźwości – mówi nam Gardener.
Mam wrażenie, że teraz narracja sprowadza się do tego, że mieszkańcy jednego budynku spowodowali, że nie będzie picia nad Wisłą. The Tides zawiązało koalicję z Warszawskim Towarzystwem Wioślarskim, które po 140 latach bycia w tym miejscu nie było w stanie wybudować sobie pomostu, bo przejście w tym tłumie pijanych ludzi było niemożliwe, już pomijając, że nieraz dochodziło do rękoczynów w stosunku do pracowników. Również organizacja "Ciszej, proszę" włączyła się, żeby na bulwarach nie było tak głośno, aby można było wyjść normalnie na spacer, nie mając z tytułu głowy, że można zostać pobitym czy pokaleczonym.
Dariusz Gardener podkreśla, że nie tylko mieszkańcy Powiśla byli przeciwni spożywania alkoholu nad Wisłą, ale ogólnie warszawiacy.
– Mieszkańcy Warszawy nie byli w stanie korzystać z nabrzeża, bo to nie jest środowisko, w którym można wyjść na spacer, pobiegać, bo się biega między rozbitym szkłem – mówi.
Gardener podkreśla też, że z jego perspektywy mówienie, że na bulwarach pije się tylko piwo to nieodmówienie. – Piwo było popitkiem. Piły tam dzieci, które mają 13-15 lat. To były skandaliczne sceny. Mamy dziesiątki nagrań i zdjęć. Zaznaczył, że policja co tydzień zwracała się o udostępnienie nagrań z kamer, bo dochodziło do wielu niebezpiecznych sytuacji.
Na argument, że w większości europejskich stolic są wydzielone miejsca do picia, Gardener odpowiada: – Sami podawaliśmy przykład nabrzeża Londynu, Rzymu czy Paryża. Okazuje się, że tam mimo braku zakazu spożywania alkoholu, nie ma takich sytuacji. Po prostu my, Polacy nie potrafimy się bawić bez alkoholu – mówi. – Skoro nie umiemy pić, nie umiemy się bawić, dzieci się rozpijają i trafiają do izby wytrzeźwień, to nie podnośmy argumentów, że w Warszawie nie ma miejsca do swobodnego picia. Nie umiemy pić, to nie pijemy - dodaje.
Formalnie zakaz picia alkoholu ciągle obowiązuje, bo mimo zniesienia części obostrzeń, żyjemy w stanie epidemii. Jednak jeśli miasto stołeczne Warszawa nie podejmie żadnych działań, czyli na przykład nie zdecyduje się na odwołanie od wyroku do Naczelnego Sądu Administracyjnego, zakaz zostanie utrzymany.
Pytamy Dariusza Gardenera, czy jego zdaniem miasto odwoła się od wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
– Miasto może się odwołać, ale byłoby to w moim odczuciu błędem. Oznaczałoby, że miasto popiera pijaństwo i to, co tam się działo. Materiały, które udostępniamy, pokazywały jednoznacznie, jak wygląda sytuacja.
Myślę, że warszawiacy są zadowoleni z wyroku. Nie robiliśmy tego dla siebie. Często nam się wytyka, że kilku bogatych ludzi zbudowało sobie apartamenty i teraz Wisła przez to cierpi. Mam wrażeni, że właśnie teraz Wisła przestanie cierpieć, a warszawiacy będą mogli wyjść w spokoju na bulwary na spacer z dziećmi.
Gardener podkreślił, że strona inwestora będzie dalej konsekwentna w swoich dążeniach do zakazania picia nad Wisłą. – Jeśli będą próby powrotu do legalizacji picia, to grupa zaangażowanych będzie dalej walczyła, żeby tego pijaństwa tam nie było – zaznacza.
"Sąd pozbawił miasto miejsca, gdzie można byłoby spokojnie usiąść i rozkoszować się trunkami"
Wyrok sądu administracyjnego wywołał duże poruszenie. Wielu uważa to za zamach na ich wolność i zabranie jedynego miejsca w stolicy, gdzie można zrelaksować się z butelką kupionego w sklepie zimnego piwa. Inni podkreślają, że jest to bardzo dobra decyzja, bo mają dość pijaństwa, pozostawionych butelek i wiecznych imprez.
– Uważam, że zakaz spożywania alkoholu nad Wisłą jest zły – mówi Krzysztof, 25- letni mieszkaniec Warszawy. – Sądzę, że decyzja administracyjna sądu pozbawia w ten sposób jedynego miejsca w mieście, gdzie można byłoby spokojnie usiąść i rozkoszować się trunkami. W Polsce niestety wciąż mamy problem z tego typu miejscami. Tymczasem w Brukseli, na głównym placu nie ma przeszkód, by legalnie pić alkohol. Byleby nie dochodziło do zakłócania ciszy nocnej. Tu uważam, że powinno być podobnie. Wystarczy zagospodarować przestrzeń w centrum miasta, która byłaby tzw. "strefą rekreacyjną”. Wystarczą chęci i dobra wola stołecznych urzędników.
Odmiennego zdanie jest Rafał, pracownik korporacji. Według niego zakaz powinien być utrzymany.
Miasto to nie bar. A w Polsce ludzie nie potrafią kulturalnie pić, od razu burdy robią, szkło tuczą, zaczepiają dziewczyny. Dobrze, że jest ten zakaz, może młodzież zajmie się innymi rozrywkami, książki poczyta, sportem się zajmie. Wiadomo, że nad wodą, nawet tak brudną jak Wisła, dobrze się pije, bo człowiek się wpatruje w toń rzeki i mu lżej na duszy, ale pociechy należy szukać gdzie indziej.
Agata Diduszko-Zyglewska: "Nie ma racjonalnego uzasadnienia, aby był tam aż tak restrykcyjny zakaz"
Radna Agata Diduszko-Zyglewska w rozmowie z naTemat.pl przyznała, że nie zgadza się z wyrokiem sądu administracyjnego, który jej zdaniem uderza w mieszkańców Warszawy i turystów.
– W moim odczuciu nie jest to dobra decyzja. Warszawa jest stolicą Polski i jest też miastem, w którym bardzo wiele się dzieje. Jedną z funkcji miasta jest tworzenie przestrzeni publicznych, które są spójne i sprzyjają spotkaniom. Prawie w każdej stolicy europejskiej można wypić kieliszek wina czy napić się piwa w przestrzeniach publicznych, które nie służą do szybkiego przemieszczania się. W Warszawie też tak powinno być – mówi nam radna. – Bulwary Wiślane są miejscem, gdzie warszawiacy mogą spacerować, robić pikniki, spotykać się ze sobą. Jest to przestrzeń, gdzie dorośli ludzie powinni móc pić alkohol. Uważam, że takie całkowite zakazywanie jest szkodliwe – dodaje.
Agata Diduszko-Zyglewska od urodzenia mieszka na Powiślu, niedaleko bulwarów - i jak przyznaje, nie widzi tam patologicznych zachowań, o których donosi deweloper.
– Naprawdę nie ma racjonalnego uzasadnienia, aby tam był aż tak restrykcyjny zakaz. To naprawdę jest miejsce spotkań – mówi.
Jako radna nie miałam przez ostatnie trzy lata sygnałów, żeby to było miejsce, gdzie się dzieją złe rzeczy. Wręcz przeciwnie! To jest ulubione miejsce spotkań warszawianek i warszawiaków. Przez długi czas mieliśmy problem, bo w przeciwieństwie do innych europejskich stolic, nie wykorzystywaliśmy potencjału miasta nad rzeką. To był naprawdę ogromny problem. To ożywianie miasta w samym centrum było ważnym działaniem, więc ograniczenie możliwości tego relaksu dla ludzi jest czymś absurdalnym i społecznie szkodliwym.
Radna dodaje, że rozumie interesy inwestora, który "jak wszyscy deweloperzy obiecuje swoim mieszkańcom, że okolica jest cicha i spokojna".
– Jednak jak się mieszka w centrum miasta, to trzeba się liczyć z tłumami. To cecha mieszkania w takiej lokalizacji. Wyrzucanie ludzi, aby stworzyć idealne warunki dla mieszkańców konkretnego budynku, nie jest działanie prospołecznym i nie powinniśmy tego wspierać jako miasto. Martwi mnie ten zwrot akcji – mówi.
Pytamy też radną o dalsze kroki rady miasta w związku z wydanym wyrokiem sądu. Dowiadujemy się, że temat zostanie podniesiony na najbliższej sesji. Agata Diduszko-Zyglewska ma nadzieję, że miasto odwoła się od wyroku.
– Liczę, że uda się porozmawiać o tym wyroku na następnej sesji. Ponieważ ewidentnie interes mieszkanek i mieszkańców Warszawy jest po drugiej stronie, to znaczy oni chcą i powinni mieć miejsce, gdzie mogą się zrelaksować i gdzie będą mogli napić się piwa czy wina. Mam nadzieje, że Rada Warszawy, która wcześniej zagłosowała za tym, żeby to było właśnie takie miejsce, rzeczywiście poprosi Urząd Miasta o odwołanie się od tego wyroku i sprawa będzie miała dalszy ciąg – dodaje.
Jak miasto dba o teren nad Wisłą?
Renowacja Bulwarów Wiślanych była dużą inwestycją, która na dobre zmieniła krajobraz Warszawy. Miasto wykorzystało wielki atut, jakim jest płynąca przez nie rzeka i stworzyło miejsce rekreacji oraz rozrywki dla mieszkańców i turystów. Dokonuje też wszelkich starań, aby było to miejsce przyjazne dla ludzi. Czuwa nad tym między innymi Zarząd Zieleni m.st. Warszawy. Od wybuchu pandemii i ponownego zakazu spożywania alkoholu, wprowadzono szereg zmian, mających na celu poprawę bezpieczeństwa.
Pełnomocnik Prezydenta m.st. Warszawy do spraw Wisły Jan Piotrowski w rozmowie z naTemat.pl przekonuje, że Zarząd Zieleni jest w stałym kontakcie ze służbami miejskimi, jeśli chodzi o bezpieczeństwo nad Wisłą.
– Monitorujemy liczbę i rodzaj niepokojących zjawisk. Sytuacja wygląda nieco mniej dramatycznie, niż przedstawia to strona oskarżająca. Obraz Wisły, który sprowadza się wyłącznie do miejsca, gdzie spożywa się alkohol, jest wyjątkowo nieprzystający do rzeczywistości – mówi nam.
Piotrowski dodaje, że w kwestii spożywania alkoholu nad Wisłą duże wysiłki wkładane są w edukację. – Współpracujemy z organizacjami pozarządowymi. Mamy streetworkerów i ludzi, którzy interweniują w sposób profesjonalny, kiedy jest taka potrzeba. Od czasu kiedy wybuchła pandemia i przywrócono zakaz spożywania alkoholu. Stworzyliśmy murale, które informują o tym zakazie. Wdrażane są działania prewencyjne i informujące.
Sztywne reguły i twarde zakazy nad Wisłą nie przynoszą pożądanych efektów. Dlatego już w 2015 roku wspólnie z przedstawicielami mieszkańców i przedsiębiorców prowadzących działalność kulturalną i gastronomiczną wypracowaliśmy Kodeks Dzielnicy Wisła. Zdajemy sobie sprawę z wyjątkowości tego szczególnego obszaru Warszawy. Goście nad Wisłą czują się swobodniej i zdarza im się zapominać o regułach funkcjonowania w przestrzeni publicznej. Kodeks dobrych praktyk Dzielnicy Wisłą pozwala w sposób nieskomplikowany i atrakcyjny graficznie przypomnieć o tym, w jaki sposób bezpiecznie i zgodnie z prawem korzystać z atrakcji nad Wisłą.
Jeśli chodzi natomiast o sam zakaz spożywania alkoholu nad Wisłą, to Jan Piotrowski nie jest przekonany, że jest to jedyne rozwiązanie.
– Oba brzegi Wisły są jednym z najpopularniejszych miejsc w Warszawie w okresie letnim, nie tylko dla mieszkańców, ale też dla turystów. Postrzeganie Wisły przez kilka incydentów jest zdecydowanie krzywdzące.
Głośno i brudno?
W kontekście wprowadzenia zakazu spożywania alkoholu nad Wisłą podnoszony jest argument, że przebywający nad rzeką warszawiacy i turyści zachowują się niestosownie. Mieszkańcy mają skarżyć się na hałas i nieczystości po weekendowych imprezach.
Miasto dokonuje wszelkich starań, aby imprezy nad Wisłą nie były uciążliwe dla mieszkańców. Jeśli chodzi o pozostawione śmieci, to już od wczesnych godzin porannych działają specjalne jednostki, które tym się zajmują i na drugi dzień nie widać śladów pod wieczornych hulankach.
Jednak jak podkreśla Dariusz Gardener na samo sprzątanie bulwarów, miasto przeznacza 12 mln złotych, co jego zdaniem jest sumą, którą lepiej przeznaczyć np. na budowę żłobka.
Jan Piotrowski z Zarząd Zieleni zaznacza też, że w celu rozwiązania problemu hałasu stworzono Radę Programową, która jest platformą spotkań przedsiębiorców – dzierżawców klubokawiarni, mieszkańców Powiśla i Solca i przedstawicieli miasta.
– Jeśli chodzi o hałas, to doszliśmy do pewnego porozumienia. Od dwóch lat testujemy rozwiązanie, które polega na tym, że każda klubokawiarnia ma obowiązek wprowadzenia monitoringu hałasu do określonych decybeli. Ten monitoring jest prowadzony online, całą dobę. Dzięki temu wiemy, która klubokawiarnia przekracza dopuszczalne normy. W każdym takim miejscu jest zatrudniony akustyk, który odpowiada za to, aby wyprowadzić dźwięk w najmniej uciążliwy sposób dla mieszkańców.
Na podstawie statystyk dotyczących liczby zgłoszeń oraz znacznie rzadszych skarg ze strony mieszkańców lewobrzeżnej części Warszawy widać, że w ostatnich latach sytuacja uległa znaczącej poprawie. Piotrowski zaznacza też, że część dzierżawców, którzy realizują swoje przedsięwzięcia głównie na prawym brzegu, nie stosuje się do ogólnie przyjętych zasad, bo są to tereny prywatne i możliwość wpływania na ich zachowanie jest mocno ograniczona.
Teraz sytuacja wygląda na pewno lepiej niż wyglądała wcześniej. Jesteśmy dalecy od ideału, natomiast szukamy kompromisu takiego, aby Wisła nadal była przestrzenią kultury, rozrywki i rekreacji. Daleko jestem od tego, aby nazywać bulwary miejscem, gdzie nic innego się nie robi, tylko spożywa alkohol.
Zdania są podzielone
Agata mieszka pod Warszawą, jednak w stolicy chodziła do szkoły, a teraz studiuje. Warszawa jest dla niej miejscem spotkań, jednak nie przepada za bulwarami. Według niej zakaz picia alkoholu nad Wisłą to same plusy dla miasta.
– Na pewno sprawi, że będzie tam bardziej bezpiecznie. Ludzie, jeśli chcą spożywać alkohol, mogą iść do barów, gdzie cena za butelkę piwa jest już wyższa niż w osiedlowej Żabce, więc nie będą go aż tak nadużywać, a co za tym idzie zaczepiać przechodniów i wszczynać bójek między sobą – mówi nam.
Będzie zdecydowanie czyściej, nie trzeba będzie uprawiać dzikiego slalomu między półpełnymi puszkami i odłamkami szkła. Uważam, że to niesprawiedliwe, że obecnie oba brzegi Wisły są "zarezerwowane" na pijackie imprezy i spotkania i jeśli ktoś nie lubi tłumów i hałasów, to nie może już spokojnie przyjść pospacerować/posiedzieć w jednym z ładniejszych miejsc Warszawy (teraz objętych złą sławą). Spożywanie alkoholu jest nie tylko zakazane, ale też i niemile widziane przez większość społeczeństwa w pozostałych miejscach. Czym zatem się różni tamtem kawałek chodnika od innych?"
Z kolei 33- letnia Anna uważa, że zakaz picia nad Wisłą jest zbyt daleko idącym ograniczeniem. – Wszystkie zakazy dotyczące picia w plenerze sprawiają, że pojawia się coraz większa chęć ich łamania. Wprowadzenie ograniczenia nad Wisłą doprowadzi do sytuacji, że chcący pić pod chmurką będę robić to nielegalnie, kryjąc się przed służbami próbującymi wlepić im mandat. Na pewno nie ograniczy to spożywania alkoholu w tych miejscach ani nie poprawi bezpieczeństwa czy też nie zwiększy zarobków barów w okolicy – mówi nam.
Czytaj także: https://natemat.pl/379683,syrenka-zniknela-z-bulwarow-wislanych-trzaskowski-wyjasnia-o-co-chodzi