Białoruś straszy Polskę "zniszczeniami i śmiercią". Dygnitarz oskarża nas o plany ataku

Alan Wysocki
19 kwietnia 2022, 08:45 • 1 minuta czytania
Białoruś poszła w ślad za Rosją i postanowiła kontynuować propagandę o rzekomym zagrożeniu ze strony Zachodu. Przedstawiciel Mińska Aleksander Wolfowicz zaczął straszyć "zniszczeniami i wybuchami". O agresję oskarżył zaś władze Polski i Litwy. – Działania wojenne ograniczą się tylko do Mińska – spekulował.
Białoruś oskarża Zachód o plany ataku na Mińsk. Straszą Polaków odwetem Fot. YouTube / Телерадиокомпания Гродно / Screen

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.


Białoruś straszy Polskę "zniszczeniami i śmiercią"

– Ustawiają swoją infrastrukturę z zamiarem najprawdopodobniej rozpętania lub zaplanowania ataku – powiedział sekretarz Rady Bezpieczeństwa Białorusi Aleksander Wolfowicz. Propagandysta odgrażał się Polakom i Litwinom, nawiązując do wydarzeń w Ukrainie.

Czytaj także: Skandaliczne słowa Putina po spotkaniu z Łukaszenką. "Wyjaśnił", dlaczego zabija Ukraińców

– Mam nadzieję, że zwykli ludzie na Litwie i w Polsce są świadomi tego, co dzieje się na Ukrainie. Uważam, że nie chcą tego samego – dodał urzędnik Alaksandra Łukaszenki.

Co ciekawe, wypowiadając te słowa Wolfowicz pośrednio odszedł od narracji Kremla o prowadzeniu jedynie "specjalnej operacji bojowej". – Jest mało prawdopodobne, że przypuszczą atak na Białoruś. Działania wojenne ograniczą się tylko do Mińska – skłamał.

Czytaj także: Na granicy z Białorusią wciąż umierają ludzie. Poruszający wpis Adama Wajraka

Wolfowicz zarzucił prowadzenie modernizacji infrastruktury wojskowej na granicy z Białorusią. Według sekretarza, coraz częściej na pasie przygranicznym odnotowywane są loty samolotów wojskowych.

– Na ich terytoriach będą również zniszczenia, śmierć i wybuchy – zagroził.

Abstrahując od licznych kłamstw, które padły z ust białorusińskiego propagandysty, warto podkreślić. że armia Łukaszenki liczy około 40 tysięcy osób. Po odliczeniu zaplecza administracyjnego liczba ta radykalnie się kurczy.

Czytaj także: Łukaszenka miał wypadek na lodowisku. Białoruski dyktator dostał kijem hokejowym w twarz

Co więcej, od początku wojny w Ukrainie Mińsk nie jest w stanie bezpośrednio, militarnie wesprzeć inwazji. Tamtejsze władze oficjalnie tłumaczą, że zabezpieczają granice z Zachodem, by chronić Rosję przed potencjalnym atakiem ze strony NATO.

– Nie zapominamy o znaczeniu naszych granic. Część naszych sił i zasobów dotarła już do południowej i zachodniej granicy, obejmując szczególnie ryzykowne obszary potencjalnych prowokacji z sąsiednich krajów – wyjaśnił Aleksander Wolfowicz.

Czytaj także: Swiatłana Cichanouska do białoruskich żołnierzy: Nie możecie być mięsem armatnim

Od początku wojny kraje NATO wspierają Ukrainę militarnie i humanitarnie. Liderzy Zachodu zgodnie jednak wyznaczyli "czerwoną linię" na polskiej granicy. Demokratyczni politycy niezmiennie zapewniają, że ich wojska nie wejdą ani do Ukrainy ani do Białorusi.

Czytaj także: https://natemat.pl/407800,co-sie-dzieje-w-ukrainie-55-dzien-inwazji-rosji-ruszyla-bitwa-o-donbas