Mazda idzie na przekór trendom i robi to dobrze. Ten crossover nie jest typowo miejskim autem

Łukasz Grzegorczyk
12 maja 2022, 12:10 • 1 minuta czytania
Z testowaniem Mazdy zawsze jest trochę jak z przeciąganiem liny. Jedni powiedzą ci, że Japończycy wciskają kit z jakością premium, a wolnossące silniki to przeżytek. Drudzy będą zaskoczeni komfortem i jakością w środku. Można się tak spierać, ale w przypadku CX-30 nie dziwię się, dlaczego tyle ich jeździ po naszych drogach. Chociaż to jedno z tych aut, które potrafią zirytować.
Mazda CX-30 Może być uznawana za auto z półki premium. Ma jednak parę oczywistych wad. Fot. naTemat

Do pisania tego tekstu usiadłem w najgorszym możliwym momencie. Przed chwilą widziałem najnowszą Mazdę CX-60, która nie ma nic wspólnego z Mazdami, jakie znacie. Japończycy otworzyli nową kartę, a ja trochę przesiąkłem formułkami, że teraz będą konkurować z Audi czy Mercedesem. Możecie przeczytać w naTemat, co wiemy o CX-60 po oficjalnej premierze.


To teraz na chłodno. Z tą półką premium w przypadku Mazdy można się spierać bez końca. CX-30 też miała być takim asem w rękawie Japończyków, żeby przyciągnąć klientów szukających czegoś więcej, niż zwykły miejski crossover. Czy się udało? Sprawdźmy, z czym mamy do czynienia.

Pierwsze wrażenie, jeśli chodzi o CX-30, może nie jest jakieś piorunujące, ale też powiedzmy sobie szczerze: Mazdy praktycznie się nie zmieniają. Zerknijcie na nasz test starszej CX-3 sprzed trzech lat. Gdyby nie różnica kolorów, ktoś mógłby powiedzieć, że testowaliśmy te same auta. Zresztą przyznam się wam, że jestem gapą. Na parkingu zaparkowana była CX-3 w kolorze, jak moje CX-30. Uparcie chciałem otworzyć ją swoim kluczem, a moje auto stało… dwa miejsca dalej.

Z zewnątrz design nie razi niczym, przez co CX-30 zmusiłaby mnie do odwrócenia głowy. Samochód bazuje na Maździe 3, a w gamie japońskiego producenta plasuje się pomiędzy wspomnianą już CX-3 a CX-5. I wszędzie możecie szukać podobieństw.

Na dłużej zatrzymajmy się jednak przy wnętrzu, bo to jeden z elementów, dzięki którym Mazda rzeczywiście może aspirować do półki premium. Oczywiście to kwestia gustu, ale stylistyką w środku Mazda bardzo mnie kupiła. Analogowe zegary to dla mnie fajne nawiązanie do czasów, kiedy wirtualne kokpity stają się czymś powszechnym.

Znany, ale nie przez wszystkich lubiany system multimedialny z pokrętłem potrafi chwilami być irytujący. Nie dlatego jednak, że się zawiesza, ale po prostu dotykowy ekran byłby lepszym rozwiązaniem. Trzeba być prawdziwym fanem Mazdy, żeby w tym miejscu nie pokręcić nosem.

Fot. naTemat

CX-30 jest wykończona przyjemnymi, solidnie spasowanymi materiałami. Może plastik w dolnej części kokpitu zostawia niedosyt, ale uznałem, że można przymknąć na to oko. Po tygodniu jazdy mam pewność, że tym crossoverem lepiej nawet wyjechać w dłuższą trasę, niż przemieszczać się tylko po mieście. Warunki do podróżowania są bardzo komfortowe nawet dla pasażerów z tyłu.

Macie dzieci? Żaden problem, ta Mazda może być rodzinnym pojazdem. Nawet jeśli wasze pociechy już trochę podrosły i wymagają więcej miejsca. Do bagażnika też zmieści się całkiem sporo rzeczy, bo ma 430 litrów i brak w nim dziwnych kształtów utrudniających pakowanie. Podróżowanie z pasażerami 2+2 nawet przez kilka godzin nie powinno być męczące.

CX-30 ma pod maską dwulitrową wolnossącą jednostkę e-Skyactiv X, która jest połączeniem silnika… benzynowego i Diesla. Tak najprościej opisać jego działanie. Mamy 186 KM, ale zaledwie 240 Nm. To wystarczy na przyspieszanie do setki w nieco ponad 8,5 sekundy. Przyzwoity wynik, który nie dostarczy wam jednak efektu wciskania pleców w fotel.

Ten wolnossący silnik pracuje w układzie hybrydowym. 24-woltowy akumulator litowy magazynuje energię, odzyskiwaną podczas hamowania i wykorzystuje ją do zasilania. W teorii powinno być więcej oszczędniej i bardziej ekologicznie.

W praktyce z tą oszczędnością nie nastawiajcie się na wyjątkowo niskie zużycie benzyny. W mieście nie udało mi się zejść poniżej 8 litrów. No dobrze, raz naprawdę zobaczyłem siódemkę z przodu, ale założę się, że nie jeździcie tak na co dzień, jak ja w tamym momencie, kiedy bardzo zależało mi na korzystnym wyniku.

Nieco lepiej było w trasie, kiedy komputer wskazywał mi 6,5 litra. I mam wrażenie, że dałoby się jeszcze poprawić ten rezultat. Żeby zebrać te liczby w całość, to w skrócie: przejechałem odcinek 120 km z drogami ekspresowymi, lokalnymi i przez miasto, a na miejsce dotarłem ze zużyciem dokładnie 6,9 l. Szału nie ma, ale też brak powodów do przesadnego oburzenia, że Mazda dużo pali.

W czasie jazdy szybko dało się wyłapać parę szczegółów. 6-biegowa automatyczna skrzynia w zwykłym trybie dość szybko zmienia przełożenia. Za to w opcji sport auto budzi się do ostrzejszej jazdy i łatwiej wspiąć się na wyższe obroty. Zastanawiałem się, czy skrzynia manualna nie byłaby tu lepszym rozwiązaniem, ale dałem sobie spokój. Moją testówką dość żwawo ruszałem spod świateł i wyprzedzałem bez zawału serca. A chyba o to chodzi w uniwersalnym crossoverze, którego chcemy używać na co dzień.

Jeśli już ktoś zdecyduje się kupić CX-30, to praca silnika raczej nie będzie powodem do rozmyślań. On zdaje egzamin, podobnie jak przyjemnie zbalansowane zawieszenie, które wyłapuje nierówności. Trochę rozczarowały mnie jednak nadaktywne systemy bezpieczeństwa, bo dawały o sobie znać w momentach totalnie nieistotnych. Z drugiej strony to chyba jedyna odczuwalna wada, jaką wychwyciłem podczas testu.

W katalogu ceny CX-30 startują od 112 900 zł. Tyle zapłacicie za podstawową wersję KAI z silnikiem o mocy 122 KM. Mój egzemplarz był o dwie półki wyżej, w konfiguracji Hikari. A to już wydatek w granicach 155 tys. zł. Za topową wersję Enso trzeba wyłożyć dokładnie 172 900 zł. Ceny rzecz jasna nie obejmują dodatków, które możecie wybrać sobie za dopłatą.

Przygodę z CX-30 miałem krótką, ale Japończycy znowu trafili w mój gust. Nie będę wspominał tu o kultowej MX-5, bo to zupełnie inne auto, ale już na przykład elektryczna MX-30 była wykończona z podobną starannością. Zostając jednak w spalinowym klimacie, CX-30 nie jest tylko wabikiem na zagorzałych fanów Mazdy. Każdy, kto szuka auta w tym segmencie powinien zwrócić na nią uwagę, bo mimo paru oczywistych wad, to stylowy i przełamujący schemat crossover.

Mazda ma jednak mocną konkurencję. W moim odczuciu jej najpoważniejszym rywalem jest Toyota CH-R, którą Polacy przez lata bardzo pokochali. Przy zakupie podobnego auta na pewno rozważyłbym jeszcze na przykład Peugeota 3008 czy Opla Grandlanda X.

Czytaj więcej artykułów z działu MOTO: