"X" to horror rodem z porno lat 70. Zamiast strachu serwuje śmiech i sztukę [RECENZJA]
- Horror "X" w reżyserii Ti Westa to hołd oddany kultowym horrorom, "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną" i filmom porno z lat 70. ubiegłego wieku.
- Tytuł niezależnej wytwórni A24 skupia się na losach grupki młodych amatorów, którzy przyjeżdżają na farmę w Teksasie, aby nagrać tam pornosa. Ich wyczyny nie spodobają się właścicielom rancza - staremu małżeństwu Pearl i Howarda.
- W "X" nie brakuje final girl (w tej roli Mia Goth) i nawiązań do francuskiej nowej fali. Produkcja bardziej bawi, niż straszy.
Powrót do przeszłości
Jest rok 1979. Na stację benzynową w gorącym Teksasie zajeżdża van, którego pasażerami są podnieceni wizją kręcenia filmu porno młodzi amatorzy. Wyzwolona blondynka, weteran wojny w Wietnamie, podstarzały właściciel klubu ze striptizem, uzależniona od kokainy tancerka erotyczna, zafascynowany nową falą reżyser i jego pruderyjna dziewczyna.
Przejażdżka furgonetką zaprowadzi ich do położonego na odludziu rancza należącego do łysiejącej, starej pary farmerów. Widz od początku wie, że dojdzie tam do iście krwawej masakry. Widz domyśla się też, kto i kiedy padnie ofiarą brutalnego morderstwa. Reżyser Ti West prowadzi go bowiem za rączkę, rozbierając na części pomnik postawiony slasherom.
Gatunek ten nie byłby sobą, gdy zabrakło w nim tzw. final girl (ostatecznej dziewczyny). Już w pierwszym minutach filmu "X" spośród trzech kobiet w ekipie filmowej wyłania się Maxine (Mia Goth). Striptizerka żyje marzeniem o wielkiej sławie, którą ma jej zapewnić występ w pornosie. Żądna życia w świetle reflektorów raz po raz wciąga kolejną działkę kokainy, by potem resztki białego pudru pozostawionego pod nosem wetrzeć sobie w dziąsła.
Gdy jej kolegów i koleżanki po fachu dosięga ostrze kuchennego noża, Maxine kontynuuje rytuał zażywania "białej śmierci", aby przypadkiem nie zapomnieć o postawionym przez siebie celu, czyli sławie ponad wszystko.
U Westa kamera podąża za Maxine w sposób charakterystyczny dla wojeryzmu, śledząc jej poczynania czy to zza krzaków czy zza dziury w spróchniałej ścianie. W obiektywie dostrzegamy nie tylko sylwetkę bohaterki, ale i niebezpieczeństwo czające się na nią za jej plecami. Dzięki takiemu zagraniu w filmie pojawia się niewiele jumpscarów, jednak widz nie powinien tracić czujności. Świadomość, że niebawem na ekranie wydarzy się coś makabrycznego, daje o wiele lepszy efekt niż zwykły straszak.
W jednej ze scen Maxine wskakuje do jeziora, w którym pływa aligator. O obecności zwierzęcia w wodzie wiemy tylko my, a wiedza ta nie daje nam spokoju. Chcemy przestrzec bohaterkę przed pełzającym zagrożeniem, ale nie możemy. West z premedytacją nawiązuje więc do horrorów i thrillerów z końca ubiegłego wieku, wymuszając na odbiorcy reakcję podobną do paniki, jaką na salach kinowych siały swego czasu "Szczęki" wyreżyserowane przez Stevena Spielberga.
Chęć uzyskania u widzów konkretnej reakcji stanowi w "X" jedynie zabieg artystyczny. W czasach, w których nieprzerwanie jesteśmy bombardowani brutalnymi zdjęciami i wspomnianymi jumpscare’ami, aligator wyłaniający się z szuwarów nie może liczyć na pisk przerażenia z naszej strony. Niemniej starania Westa są miłym puszczeniem oka w kierunku starych wyjadaczy kina grozy.
Teksańska masakra głębokiego gardła
Reżyser filmu nie kryje się również z nawiązaniami do "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", które widoczne są nie tylko w odpowiednio dobranych kadrach (zwłaszcza tych skupionych na furgonetce i teksańskim krajobrazie), ale i w warstwie fabularnej horroru "X".
Z głównych antagonistów tytułu West czyni z pozoru zwykłych ludzi wywodzących się ze starszego, konserwatywnego pokolenia, którzy stoją w kontrze do młodych, "splamionymi" rewolucją seksualną filmowców. Małżeństwo siwego Howarda i zniedołężniałej Pearl zmaga się z frustracją wynikającą z braku seksu, z utraconej młodości i z osłabionego przez wiek libido. Gdy na ich ranczo zajeżdża grupka tętniących życiem amatorów, Pearl z niepozornej staruszki zamienia się w żądną zemsty maszynę do zabijania.
W "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną" Leatherface zabijał ze strachu, a sam reżyser Tobe Hopper określał tę postać mianem "dużego dziecka" działającego we własnej obronie. Postawę Pearl można odczytać zatem jako strach przed postępem, przed starzeniem się. Choć jej działań nie da się w żaden sposób usprawiedliwić, widz czuje wobec bohaterki i jej męża niewysłowione współczucie. W przypadku Leatherface’a także była mowa o niedającej się ująć słowami sympatii.
Ti West polemizuje też z powszechnym w slasherach motywem "karania za seks". Bohaterowie "X" nie giną w filmie, dlatego, że dzielili z kimś łóżko. Ba, nawet nie dlatego, że nagrywali film pornograficzny. Giną, ponieważ są uosobieniem tego wszystkiego, co stracili Pearl i Howard. Po prostu są młodzi i akurat znaleźli się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze, wpisując się tym samym w najgłębsze kompleksy starego małżeństwa.
Ponadto "X" nie odcina się od dziedzictwa "Psychozy" Alfreda Hitchcocka, co jakiś czas rzucając w dialogach teksty wspominające ten tytuł oraz reinterpretując poniekąd słynną scenę pod prysznicem. Jakby tego było mało, West poprzez chaotyczny montaż i ryzykowne ujęcia robi ukłon w stronę twórców francuskiej nowej fali. W początkowych scenach na własnych zasadach tworzy gore'ową kopię samochodowego korka z "Końca tygodnia" Jeana-Luca Godarda.
Horror Wesa nie jest sam w sobie straszny. Aczkolwiek lepszym określeniem dla niego byłoby słowo "niepokojący". Nastrój ten potęguje muzyka stworzona przez kompozytora Tylera Batesa w duecie z amerykańską gothic-rockową wokalistką Chelsea Wolfe. Przez niemal cały film słyszymy w tle dźwięki orgazmu, które zamiast kojarzyć się z rozkoszą, kojarzą się z odgłosami lasu nawiedzonego przez szalone wiedźmy.
Niektórzy mogą odebrać "X" jako czarną komedię, którą zbudowano na żartach kręcących się wokół seksu wyjętego rodem z "Głębokiego gardła" Gerarda Damiano i rekonstrukcji filmowych klisz. Blondynka u Wesa wcale nie jest głupiutka, a Afroamerykanin wcale nie ginie jako pierwszy. Do tego dochodzą żwawe ruchy wykonywane przez Pearl, które podczas polowania na ofiary w karykaturalny sposób przeczą wiekowi kobiety.
W "X" nie ma złego aktorstwa, lecz jest wiele niewykorzystanego potencjału. W roli Maxine Mia Goth, która w "Emmie" udowodniła, że umie grać, nie pokazała niczego nowego. Ot zblazowana buzia, na której od czasu do czasu maluje się grymas przerażenia. Największym zaskoczeniem okazali się znana głównie z musicali "Pitch Perfect" i "Lakier do włosów" Brittany Snow oraz autor kawałka "Day ‘N’ Nite" Kid Cudi. Bez nich komediowa konwencja "X" byłaby ciężka do obronienia.
"X" Ti Westa jest więc wielowymiarowym komentarzem dotyczącym starości, seksualności i konfliktu międzypokoleniowego, który odziano w szaty kina grozy. Czy jest to horror sensu stricte? Film odzwierciedla obawy społeczne, co jest typowe dla tego gatunku, ale nie mrozi krwi w żyłach. Zakończeniem przypomina inne produkcje wytwórni A24 (takie jak "Midsommar" czy "Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii"). Feministyczne wykończenie, artystyczne zapędy reżysera i prosty humor czynią z "X" tytuł wart obejrzenia.
Czytaj także: https://natemat.pl/408985,wiking-nowy-film-roberta-eggersa-z-alexandrem-skarsg-rdem-recenzjaMoże Cię zainteresować:
- Mikkelsen jest lepszym Grindelwaldem od Deppa. Widzieliśmy nowe "Fantastyczne zwierzęta" [RECENZJA]
- Tilda Swinton słyszy huk. W "Memorii" pozornie nie dzieje się nic, a dzieje się wszystko
- Trudno się na to patrzy, ale trzeba. "Cienie pod powiekami" to miażdżąca opowieść o dzieciach wojny
- Ten film przeszedł bez echa, a zgarnął najważniejsze Oscary. Obejrzałam "CODĘ" i rozumiem to
- Twórca "Stranger Things" przedstawia! "Projektu Adam" nie powstydziłby się nawet Spielberg