Libicki pozwie radną PiS Jacynę-Witt za "kalekie, nieszczęsne życie"? "Ktoś musi powiedzieć 'stop'"
- 9 kwietnia senator Jan Filip Libicki z satysfakcją odnotował na Twitterze odejście z PiS, do którego doszło 13 lat temu
- Konto podpisane jako radna PiS Małgorzata Jacyna–Witt odpisało mu, że jego życie jest "kalekie" i "nieszczęsne"
- Wpis szybko zniknął, a polityczka PiS wypiera się autorstwa; Libicki wysłał jej pismo przedprocesowe
Anna Dryjańska: Jest pan pieniaczem?
Jan Filip Libicki: Nie, dlaczego?
O to pana oskarżają zwolennicy Małgorzaty Jacyny–Witt.
Nie marzę o spotkaniu w sądzie z panią radną. Wręcz przeciwnie: daję jej możliwość, by zakończyć tę sprawę jeszcze zanim się zacznie.
Wystarczy, że radna Jacyna–Witt przeprosi na Twitterze, w "Gazecie Polskiej" oraz w "Gazecie Wyborczej" i wpłaci 100 tys. zł na konto Stowarzyszenia Na Rzecz Integracji Osób Starszych i Niepełnosprawnych "Wieś bez barier" w Chorzępowie.
"Kobietę straszy pan pozwem" – oburzają się niektórzy użytkownicy Twittera.
Kobieta jest dla mnie takim samym człowiekiem jak każdy inny. Jestem zaskoczony, że w dobie równouprawnienia podnoszony jest taki argument. Dorośli ludzie odpowiadają za swoje słowa i płeć nie ma tu nic do rzeczy.
Osią sporu jest to, czy powinni odpowiadać w sądzie.
Gdybym pozywał za każdy wpis wyśmiewający moją niepełnosprawność, to z sądu bym nie wychodził. Wystarczy poczytać komentarze na moim blogu, który prowadzę od 11 lat. To niestety jest moja codzienność. Gdybym był pieniaczem, to pozywałbym każdego autora tego typu wypowiedzi. Nie robię tego.
Robi pan za to wyjątek dla Jacyny–Witt. Dlaczego?
Bo to już nie jest internetowy anonim bez twarzy czy prywatna osoba, której się wyrwało. Pani radna to osoba publiczna, która w drastyczny sposób naruszyła zasady etyczne. Jej słowa "ważą" więcej niż wypowiedzi przeciętnego użytkownika Twittera. Nie zgadzam się na taki poziom debaty publicznej, dlatego wszedłem na ścieżkę prawną.
Tyle że radna PiS wypiera się autorstwa tego wpisu. Twierdzi, że to fejk, próbuje przerzucić odpowiedzialność na "ruskich" albo Platformę Obywatelską.
Nie sądzę, by pani Jacyna–Witt była na tyle znaczącą postacią polskiej polityki, by musiała się martwić atakami rosyjskich trolli. Na próbę przyklejenia tego wpisu do opozycji mogę tylko spuścić zasłonę milczenia.
Każdemu może się zdarzyć nieprzemyślane zachowanie. Ostatnio pracownica Muzeum Powstania Warszawskiego opublikowała wulgarny wpis o katastrofie smoleńskiej. Gdy zrobiło się o tym głośno, nie udawała, że to nie ona, po prostu przeprosiła. I to jest to, co w takich sytuacjach trzeba zrobić: po prostu przeprosić.
Niecałe 10 lat temu podobne ultimatum – przeprosiny albo proces – postawił pan Januszowi Korwin–Mikkemu, który pana zwymyślał.
Korwin–Mikke tłumaczył, że zrobił to przez przypadek, bo pomylił mnie z innym parlamentarzystą na wózku, Markiem Plurą, który nazwał go faszystą. Ale Korwin–Mikke nie wypierał się, nie uciekał. Zanim zdążyłem podjąć kroki prawne przepraszał mnie w każdym programie telewizyjnym, w którym występował przez następny tydzień.
Czy słowa o "kalekim, nieszczęsnym życiu" pana zabolały?
Komplement to to nie jest... To bardzo przykre słowa, poczułem się nimi dotknięty. Najważniejsze są jednak standardy debaty publicznej, które pani radna podeptała. Ja się na to nie zgadzam.
Przecież te słowa są obraźliwe nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich osób z niepełnosprawnością. Dostaję zresztą od nich wiadomości z wyrazami wsparcia. Uważają, że dobrze robię, nie odpuszczając.
Tymczasem Jacyna–Witt idzie w zaparte. Wie pan, jak skomentowała pański wpis z pismem przedprocesowym?
Nie.
"Pan sobie jaja robi? Zajmij się Pan poważnymi sprawami, zamiast pajacować. Jasno Panu napisałam, że żadnego wpisu nie było. I żeby było jasne - dostaniesz Pan pismo zwrotne. A jak nie przestaniesz mnie Pan swoimi pismami i wpisami na TT bombardować - to i pozew".
Co prawda nie wiem za co, ale pani Jacyna–Witt ma prawo mnie pozwać. Wiem, dlaczego ja wszedłem na ścieżkę prawną. Bilans sądowy radnej nie przedstawia się korzystnie. Ma już na koncie przegraną z senatorem Stanisławem Gawłowskim. To nie jest pierwszy raz, gdy będzie musiała wziąć odpowiedzialność za swoje słowa.
Nie obawia się pan, że proces tylko ją ucieszy? To kolejne punkty do popularności, a ta przed wyborami jest na wagę złota.
W polskim życiu publicznym jest kilka osób z różnych obozów, które zbudowały rozpoznawalność na używaniu obraźliwego, ostrego języka. Niestety to im się udaje, a do tego zachęcają innych do takich praktyk. Ktoś musi powiedzieć "stop", pokazać, że są granice. W przypadku pani Jacyny–Witt zrobię to ja.
Czytaj także: https://natemat.pl/379203,monika-pawlowska-dlaczego-przeszla-z-lewicy-do-gowina-a-potem-do-pis