Matki w salonach beauty przed komunią: "Poproszę hybrydę/trwałą dla mojej 9-latki"

Anna Dryjańska
07 maja 2022, 07:25 • 1 minuta czytania
W teorii chodzi o głębokie przeżycia religijne. W praktyce pierwsza komunia często jest festiwalem prezentów i pokazem mody. Zanim popularne stały się alby, kilkuletnie dziewczynki w koronkowych, skrzących cekinami sukniach, a nawet z welonami, wyglądały jak dziecięce panny młode. Ale urodowy wyścig zbrojeń się nie skończył – przeniósł się na włosy i paznokcie. – Czasami na prośby rodziców opadają ręce – mówi naTemat.pl Alicja, fryzjerka.
Pierwsza komunia to czas, gdy niektórzy rodzice prowadzą swoje kilkuletnie córki do salonów fryzjerskich i kosmetycznych. fot. WOJCIECH STROZYK/REPORTER

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


W maju Alicja jak co roku notuje większy ruch w interesie. – Powinnam się cieszyć, prawda? Więcej klientek, nawet małych klientek, to więcej pieniędzy – mówi naTemat.pl fryzjerka. Ona jednak nie jest do końca zadowolona. Komunijne wizyty matek z córkami (rzadziej: ojców) bywają wyzwaniem.

– Nie mam problemu z tym, by zrobić loki dziewczynce, jeśli widać, że sama tego chce. Ale czasami to wygląda tak, jakby na fryzurze zależało tylko matce. Siedzą potem te dzieci jak za karę, wiercą się, nie mogą usiedzieć. Ale muszą. Najważniejsze, żeby mamie się podobało – mówi Alicja.

"Są sytuacje, gdy trzeba postawić na swoim"

Sama nie jest zwolenniczką wymyślnych upięć na komunię, choć zarabia na ich robieniu. Jej zdaniem wystarczy, jeśli włosy są umyte i uczesane. – Nie rozumiem, po co kombinować, przecież to dzieci! Same z siebie wyglądają ładnie – przekonuje fryzjerka.

Jednak klientka chce, klientka ma. Najbardziej zdeterminowane mamy przyprowadzają kilkuletnie córki na fotel codziennie – przez cały tzw. biały tydzień.

– Nie dyskutuję. Robię co mam zrobić i tyle – wzrusza ramionami Alicja. Zdarza się jednak, że mówi rodzicom "nie". Zazwyczaj udaje się przeprowadzić to na miękko, jednak czasami nie da się uniknąć konfrontacji.

– Jakiś czas temu przyszła mama, która zażyczyła sobie, bym zrobiła dziewczynce trwałą. Powiedziałam jej, że ja takich rzeczy dzieciom nie robię. Co innego ułożyć fryzurę, która wytrzyma do następnego mycia, a co innego ondulacja. Przecież to chemia, a efekty zostaną z dzieckiem na kilka miesięcy – tłumaczy Alicja.

Jak mówi, matka nie zareagowała dobrze na odmowę – padło kilka ostrych słów i deklaracja, że już nie będzie odwiedzać jej salonu. – Mówi się, że klient nasz pan, ale są sytuacje, gdy trzeba postawić na swoim. Czasami na prośby rodziców opadają ręce. Gdy rodzic nie zachowuje się rozsądnie, to chociaż ja muszę – ocenia fryzjerka.

"Hybryda dla 9-latki? Dziękuję, nie robię"

Magda, kosmetyczka w jednym ze stołecznych centrów handlowych, mówi, że uwielbia robić manicure. Sama pod jednorazowymi rękawiczkami, w których wykonuje zabieg, też ma fantazyjnie pomalowane paznokcie. Na wykonanie wyjątkowo skomplikowanej stylizacji potrafi poświęcić dwie godziny, a nawet więcej.

– Kiedyś sezon komunijny polegał na tym, że na manicure przychodziły mamy i babcie. Od kilku lat obserwuję jednak, że "na paznokcie" coraz częściej zabierają ze sobą dziewczynki. I bywa, że chcą im zamówić taką samą usługę, co sobie – mówi Magda.

Kobieta zastrzega, że nie ma nic przeciwko malowaniu paznokci dzieciom. – Pamiętam, że jako nastolatka sama podkradałam mamie lakiery. Nie jestem jakąś hipokrytką, żeby udawać, że malować paznokcie można dopiero po otrzymaniu dowodu osobistego – śmieje się manikiurzystka.

Jednak, podkreśla, malowanie malowaniu nierówne, a kosmetyczka musi mieć własny rozum – czasami mimo pretensji klienta.

– Niektórzy ludzie myślą, że muszę zrobić wszystko, za co chcą zapłacić. Jest duże zaskoczenie, a nawet wk*rw, gdy dowiadują się, że nie – mówi Magda.

Stylistka paznokci wspomina sytuację, gdy do salonu na komunijny manicure przyszła kobieta z córką. Mama zażyczyła sobie hybrydy: dla siebie i córki.

– Hybryda dla 9–latki? Dziękuję, nie robię. Co innego jest pomalować dziecku paznokcie zwykłym lakierem, a co innego nakładać hybrydę. Dziecko ma delikatną płytkę, która łatwo może ulec uszkodzeniu. Powiedziałam o tym matce, ale nie chciała słuchać. Strzeliła focha – mówi Magda.

Odmowy wykonania usługi jednak nie żałuje. – Generalna zasada jest taka, że klientka ma wyjść ode mnie w lepszym stanie niż do mnie przyszła. Możemy to nazwać kosmetyczną klauzulą sumienia – śmieje się.

"To ja będę odpowiadać"

Olga, kosmetyczka z dziesięcioletnim stażem, też nie robi hybryd dziewczynkom, choć prośby się zdarzają. – Niedawno przyszedł do mnie ojciec z córką. Już na wejściu było widać, że w tej relacji rządzi dziecko, a ojciec zgadza się na wszystko – relacjonuje. Mała klientka za kilka dni miała mieć pierwszą komunię.

Dziewczynka poprosiła o pokrycie paznokci klasycznym lakierem o subtelnym odcieniu.

– Już miałam się brać za malowanie, gdy mała klientka zapytała, dlaczego nie wycinam jej skórek. Spojrzałam na ojca, ale ten poparł dziecko. Powiedziałam, że nie ma mowy, wycinanie skórek jest ryzykowne także u dorosłych, więc tym bardziej nie zrobię tego u dziecka – mówi Olga.

Ojciec próbował ją naciskać. – Pokazałam mu na komórce, jak wygląda zanokcica (zanokcica to ropna choroba paznokci, do której może dojść w wyniku zakażenia skaleczonej skóry wokół płytki – red.). I wtedy przestał dyskutować – wspomina kosmetyczka .

Olga – podobnie jak Magda – też miała kilka próśb o nałożenie dziewczynkom hybrydy.

– Odmawiam i zapraszam, gdy klientka skończy 16 lat. To ja będę odpowiadać, jeśli coś się stanie dziecku. Niektórzy rodzice nie rozumieją, że nawet najlepiej przeprowadzony zabieg i dokładnie wysterylizowane narzędzia nie dają stuprocentowej gwarancji bezpieczeństwa – tłumaczy Olga.

Ela, stylistka paznokci ze Szczecina, słyszy od koleżanek o zleceniach na dziecięcy manicure z okazji komunii, ale sama nie była w takiej sytuacji.

– Mój salon ma być miejscem wytchnienia dla kobiet, a nie miniprzedszkolem z kącikiem zabaw i hałasem. Oczywiście czasami zdarza się, że klientka przyjdzie z dzieckiem, bo musi, ale wtedy dajemy mu stos wzorników do zabawy. Dzieci mogą usiąść na fotelu w uzasadnionych medycznie przypadkach, takich jak onychofagia (nawykowe obgryzanie paznokci – red.). Pozostałym mówię, zresztą zgodnie z prawdą, że moje ubezpieczenie obejmuje klientów od 16. roku życia – mówi Ela.

Alicja, która w okresie pierwszej komunii swój fryzjerski grafik ma zapełniony po brzegi ("loki same się nie zrobią"), zastanawia się, dokąd to wszystko zmierza. – Jeśli już kilkuletnie dziewczynki mają mieć trwałą czy hybrydę, to co będą robić, jak dorosną? – pyta retorycznie.

Czytaj także: https://natemat.pl/411112,jan-filip-libicki-kontra-jacyna-witt-chodzi-o-cos-wiecej-niz-moj-bol