"Program Chrust+ na zimę". Polacy kpią i nie mają litości dla rządu. A co na to leśnicy?

Katarzyna Zuchowicz
02 czerwca 2022, 18:23 • 1 minuta czytania
Wiceminister klimatu i środowiska włożył kij w mrowisko. Za jego sprawą "chrust" stał się przebojem w mediach społecznościowych, internauci tworzą memy, a politycy opozycji kpią, jak to rząd zachęca Polaków do zbierania chrustu w lesie na opał. Jak w praktyce miałoby wyglądać to zbieranie chrustu? Zapytaliśmy leśników, co oni na to.
"Cały czas obowiązuje możliwość zbierania gałęzi na opał" – stwierdził wiceminister klimatu i środowiska Edward Siarka w rządzie Mateusza Morawieckiego. Fot. Julian Sojka/East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


Chrust z rozmachem zadomowił się w sieci, gdy wiceminister klimatu i środowiska Edward Siarka przypomniał Polakom borykającym się z wysokimi cenami energii i materiałów opałowych, że "cały czas obowiązuje możliwość zbierania gałęzi na opał".

"Po 7 latach rządów PiS będziemy jeść miskę ryżu, zbierać chrust i może przesiądziemy się na furmanki", "Chrust+, nowy program społeczny PiS", "Nowe hasło wyborcze PiS: "Chrust za darmo" – internauci szybko znaleźli używanie.

Internet ugina się od memów, starych, historycznych fotografii i obrazów z chrustem w roli głównej, czy namiotów z chrustu, które mają obrazować program mieszkaniowy PiS. Internauci nie mają litości i dla ministra Siarki, i dla PiS.

Część Polaków się śmieje, łapie za głowę, politycy opozycji nie szczędzą ironii pod adresem rządu.

"Po 7 latach rozkręcania inflacji, nakręcania drożyzny, rząd informuje Polaków o możliwości zbierania chrustu w lasach" – skomentował m.in. senator Krzysztof Brejza.

Nagłośnienie tematu w mediach najwyraźniej jednak robi swoje i część Polaków może chcieć z takiego rozwiązania skorzystać. Już dziś zarówno wiceminister Siarka, jak i niektórzy leśnicy, mówią o wzroście zainteresowania sprawą.

– Na razie dziś był jeden telefon w tej sprawie. Dosłownie 10 minut wcześniej zadzwonił pan, powiedział, że dowiedział się z mediów społecznościowych i zapytał o taką możliwość. Poprosiliśmy pana o skontaktowanie się z miejscowym leśniczym w celu załatwienia niezbędnych formalności – mówi naTemat Piotr Chrzęszczyk, nadleśniczy z Nadleśnictwa Świerklaniec, przewodniczący górnośląskiego oddziału Związku Leśników Polskich RP.

Ale dodaje: – Raczej nie ma takiej obawy, że przyjdzie Bóg wie ile ludzi i będą chcieli "wykupić" las i wyzbierać gałęzie do ostatniego liścia. Tego raczej się nie obawiamy. Ale może się zwiększyć zapotrzebowanie w związku z cenami węgla i gazu oraz galopującej inflacji. Bo ceny drewna opałowego, w stosunku do paliw, są niewysokie. Tegoroczne ceny były ustalone w grudniu ubiegłego roku – dodaje nadleśniczy.

Czytaj także: Polska 2022. Rząd PiS zachęca Polaków do zbierania chrustu w lesie na opał

Co to jest chrust

Chrust, o którym mowa, kojarzy się z drobnymi, cienkimi, patykami i według leśników trochę nie o to chodzi. Choć z pewnością drobne gałązki też mogą być przez niektórych zbierane.

W 2018 roku, co niektórzy przypominają dziś z ironią, temat pojawił się w Rosji, gdy Duma Państwowa uchwaliła dokument zezwalający na "swobodne zbieranie chrustu na własne potrzeby”.

– Pojęcie "chrustu" w ostatnim czasie znalazło się w mediach społecznościowych i innych. Są to nieokrzesane gałęzie oraz cienkie drzewka o średnicy w dolnym końcu do 7 cm, oraz pędy drzew i krzewów, dopuszcza się w chruście liście oraz igliwie. W zasadzie w uproszczeniu można powiedzieć, że chodzi tu gałęzie – mówi Piotr Chrzęszczyk.

Stanisław Michalik, nadleśniczy z Piwnicznej, wyjaśnia, że chodzi o pozostałości po cięciach w postaci dosyć grubych konarów i gałęzi, na które w górach mówi się "knagi".

– Czasami jest to grubsze drewno, które nie ma wartości użytkowej np. ze zgnilizną boczną. U nas mówi się o konarach, gałęziach, odpadach, leżaninie, knagach. Albo przewija się słowo opał – tłumaczy.

Dodaje też, że bardziej mówi się o możliwości przygotowania takiego drewna, a nie o zbieraniu. Opowiada nam, jak wygląda to od strony formalnej.

Jak zbierać drewno w lesie

Osoba zainteresowana musi zgłosić się do leśniczego, podpisać stosowne oświadczenia, że będzie się stosować do wszystkich wymogów dotyczących bezpieczeństwa, że jeśli będzie posługiwać się pilarką, jest z nią odpowiednio obeznana, że ponosi pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo podczas wykonywania prac.

– Nie ma ograniczeń, ale wiadomo, że nie mogą tego robić osoby niepełnoletnie. Muszą to być też osoby fizycznie sprawne. Szczególnie w górach, jak u nas, gdzie być może jesteśmy najbardziej stromym nadleśnictwem w Polsce. Mamy bardzo duże nachylenia stoków, rzędu 60-70 proc. – tłumaczy Stanisław Michalik.

Po podpisaniu oświadczeń, leśniczy wskazuje konkretny teren. – Drewno może być zbierane tylko na powierzchni, gdzie definitywnie zostało zakończone pozyskanie planowe. Nie może tam być żadnej ścinki drewna, żadnej zrywki. Drzewo użytkowe musi być zabrane. To, co zostaje, można sobie zgromadzić – słyszymy.

Czasem jest to niewielki areał, czasem ogromny.

– Na takich działkach obok siebie może wtedy pracować kilka osób. Osoby zainteresowane mogą przyjść do lasu z siekierą, pilarką, bywa, że wykorzystywane są konie. Zebrane drewno i gałęzie gromadzą w stosy, żeby dało się je obmierzyć. Mogą przychodzić codziennie i je gromadzić, ale na sprzedaż i odbiór mamy akurat wyznaczone dwa dni: poniedziałek i piątek – opowiada.

– Po zakończeniu dzwonią do leśniczego. Leśniczy dokonuje obmiaru, ustala, czy to drobnica opałowa, czy grubizna, nabija numer, wprowadza do systemu, wydaje dokument z zadeklarowaną datą wywozu. Oczywiście, osoba musi mieć transport – jakiś ciągnik, wóz – ręcznie nie przeniesie drewna z miejsca pozyskania go do miejsca zamieszkania – tłumaczy nadleśniczy z Piwnicznej.

Procedura wydaje się stara jak świat. – To nie jest nic nowego. Jako Lasy Państwowe z tym tematem spotykamy się od dawien dawna. Jak sięgam pamięcią, udostępniamy ludziom drewno do tzw. samowyróbu od zawsze – mówi Piotr Chrzęszczyk.

Co to jest samowyrób? – Ludzie przychodzą, dostają powierzchnię, na której pracują. Drewno, gałęzie układają je w stosy, tzw. "kupki”, leśniczy przychodzi, następuje obmiar drewna, a w konsekwencji jego wykup. Ono jest o tyle tańsze, że jest sprzedawane po koszcie nabywcy. Tzw. pkn. Pracę wykonuje sam, płaci tylko za drewno – wyjaśnia nadleśniczy.

Ile kosztuje takie drewno

Jak przyznaje Stanisław Michalik, jest duży wzrost zainteresowania. – Z jednej strony dostępność drewna opałowego na składach jest trochę mniejsza, gdyż chętnych jest dużo. A dwa, jeśli ktoś ma jakiś sprzęt, to może takie drewno zgromadzić w lesie i nabyć za dużo, dużo niższą cenę – mówi Stanisław Michalik.

Na stronach nadleśnictw są informacje o cenach, rodzajach drewna, o tym, które będzie najlepsze na opał.

"Kupno drewna opałowego w Lasach Państwowych to jedno z najtańszych źródeł drewna na cele energetyczne. Sprzedaż drewna dla nabywców indywidualnych realizowana jest na podstawie cenników detalicznych, które mogą różnić się w poszczególnych regionach kraju i nadleśnictwach" – tak zachwala portal drewno.pl.

– Drewno ma niewielką cenę. Jeśli chodzi o grubiznę, to chętni płacą 50 proc. wartości ceny, którą mieliby zapłacić w składzie. To w granicach 50-60 zł za metr. A jeśli chodzi o drobnicę, czyli konary, cena wynosi kilkanaście złotych za metr – mówi Stanisław Michalik.

Ceny, jak podkreśla, zgodnie z zaleceniem dyrektora generalnego LP zostały zachowane na poziomie ubiegłorocznym.

Wspomina o rezerwacjach, które prowadzą leśniczowie: – Jeśli ktoś jest chętny do nabycia opału, a nie ma go w danej chwili, wtedy leśniczy odnotowuje dane tej osoby w książce służbowej. Gdy pojawia się drewno, przekazuje informację, że można je nabyć.

"Proceder kradzieży trwa od lat"

Tu można zapytać o kradzieże. O to, czy wszyscy chętni faktycznie "zbierają chrust" legalnie, bez pominięcia wszystkich formalności. Bo raczej trudno sobie to wyobrazić.

– Proceder kradzieży trwa od lat. Nasila się jesienią, ale też okazjonalnie. Ktoś przejeżdża, widzi stos drewna, załaduje do samochodu kilka wałków i odjeżdża. Bywa też, że skradzione drewno jest przedmiotem dalszego obrotu – przyznaje Piotr Chrzęszczyk.

Stanisław Michalik: – W Piwnicznej to są incydenty. W skali roku na powierzchni 13,5 tys. ha, na terenie sześciu gmin, próby kradzieży drewna, najczęściej opałowego, to ok. 10-15 metrów. To ślad mikroskopijny. 

Ale pytanie też, co dalej. Czy Polacy zachęcą się ofertami polityków rządu i zrobi się boom na "chrust"?.

Jakie leśnicy widzą prognozy? Nadleśniczy z Piwnicznej mówi, że trudno do końca przewidzieć. Wiadomo, jaka jest sytuacja cenowa na rynku.

– Siłą rzeczy osoby średnio czy niżej uposażone szukają możliwie najtańszych źródeł energii. Jeśli sytuacja się nie zmieni, to zainteresowanie pewnie będzie się utrzymywało – mówi.