Bardziej luksusowe czy bardziej terenowe? Twórcy tego auta nie mogli się zdecydować – i oto efekt

Piotr Rodzik
10 czerwca 2022, 16:05 • 1 minuta czytania
Obecna generacja Land Rovera Discovery jest z nami na rynku już od sześciu lat, a w świecie szybko zmieniającej się motoryzacji (elektromobilność, głupcze!) to wręcz epoka. Dodajmy jeszcze, że lifting, którego efekty widzicie na zdjęciach, nie sprawił, że Discovery jest zupełnie nowym autem. Tylko że… nie musiał. To dalej doskonały samochód. Sprawdziłem go po raz drugi i tym razem postawiłem na zupełnie inne walory tego auta.
Land Rover Discovery to wszechstronne auto. Fot. naTemat.pl

Sześć lat na rynku, a cztery lata od poprzedniego testu tego samochodu w naTemat.pl. Może od razu link:

Czytaj także: https://natemat.pl/361035,naprawde-chcialem-skrzywdzic-ten-samochod-nie-ruszylo-go-to

W tamtym teście w dużej mierze postawiliśmy na sprawdzenie właściwości terenowych Discovery. Bo "Disco" to może i luksusowe auto, ale w terenie właściwie potrafię tyle co Defender. Przecież to samochód, w którym możesz w garniturze przejechać przez 90-centymetrową wodę.


W każdym razie w tym miejscu stawiam kropkę w kwestii możliwości terenowych Discovery. Jeśli ktoś jest nimi zainteresowany, to wszelkie odpowiedzi znajdzie w teście z 2018 roku. Ale tak jak sześć lat w motoryzacji to szmat czasu, tak i u mnie pozmieniało się przez te cztery lata od poprzedniego testu. Tak więc w międzyczasie zostałem… ojcem.

I wiecie co? Discovery sprawdza się nie tylko jako auto do jeżdżenia na skróty do marketu, ale też jako auto rodzinne. Oj bardzo się sprawdza. Ale po kolei – co w ogóle zmieniło się po liftingu?

Z zewnątrz niby wszystko, bo nowe są i zderzaki, i grill, i światła z przodu oraz z tyłu. Zmiany są jednak prawdę mówiąc… dyskretne. Jeśli nie wiesz, że to auto po liftingu, to pewnie tego na ulicy nawet nie odnotujesz.

Ponadto pozostała asymetryczna klapa bagażnika z rejestracją po lewej stronie. Nie ma to żadnego sensu, bo klapa podnosi się do góry, a nie otwiera na bok, a koła zapasowego i tak w tym miejscu już nie uświadczysz, ale to takie oczko puszczone do fanów poprzednich generacji.

W środku nowa jest kierownica – ładniejsza, ale dalej duża jak koło sterowe w hiszpańskim galeonie.

Na asfalcie taka jest zbędna, ale przydaje się w terenie. Wreszcie zmieniły się zegary (są "półwirtualne") oraz ekran multimedialny. Ten ostatni nazywa się Pivi Pro i jest po prostu… piękny. Choć kapryśny.

O tym wszystkim pisałem jednak w teście Jaguara XF. Tam jest taki sam ekran (tu ma 11,4 cala), działa tak samo i do tamtego testu w tym momencie odsyłam:

Czytaj także: https://natemat.pl/405682,jaguar-xf-test-po-liftingu

Zmieniło się także na kanapie, która podobno jest teraz wygodniejsza dzięki lepszemu wyprofilowaniu, ale ja nie narzekałem już w poprzedniku. Przeprojektowano też nawiewy w drugim rzędzie oraz przyciski do obsługi klimatyzacji. Jest też nowa generacja Activity Key, czyli kluczyka, który jest wodoodporny i można go nosić np. jak opaskę na rękę. Podobno, bo nie widziałem go na oczy.

Zmieniły się też silniki. Wszystkie są teraz miękkimi hybrydami – poza bazowym benzyniakiem, który ma 2 litry i 300 koni. Dokładnie taki jest też w teście. Dostępne są jeszcze trzylitrowa benzyna (360 KM) oraz dwie wersje trzylitrowego diesla (250 i 300 koni). Wszystkie mają też po sześć cylindrów.

Tyle suchej teorii. Jak więc Discovery sprawdza się jako auto rodzinne? Long story short: doskonale. Ale jak ktoś ma jeszcze czas, to poniżej kilka argumentów.

1. Komfort, komfort, komfort

To wręcz niemożliwe, jak w tym aucie jest wygodnie. Naprawdę. Po pierwsze – wyciszenie wnętrza. W Discovery nie przeszkadza wiatr (choć sam samochód jest podatny na podmuchy i trzeba pewnie trzymać kierownicę), nie słychać też szumu z kół, chociaż domyślnie samochód jest wyposażony w ogumienie, które radzi sobie także w terenie.

Po drugie – producent zadbał o naprawdę każdy szczegół. Elektrycznie sterowane są nie tylko fotele z przodu (zresztą w osiemnastu kierunkach), ale też kanapa – a właściwie to trzy pełnowymiarowe fotele. Wreszcie elektrycznie rozkładają się fotele w trzecim rzędzie. I tu bomba – nawet one są podgrzewane. A to już naprawdę rzadka opcja.

Po trzecie – uwagę zwraca też wykończenie wnętrza. Wszystkie schowki są wykończone flokowaną tkaniną. Plastiki we wszelkich niedostępnych miejscach są bardzo dobrej jakości. A te na tunelu centralnym są wręcz wybitne. Matowe, wyglądają naprawdę premium. Swoją drogą w tunelu środkowym ukryta jest też chłodziarka. To opcja, ale jaka fajna, prawda?

Aha – Discovery może ciągnąć nawet 3,5 tony. Zresztą na zdjęciach od producenta praktycznie zawsze samochód ciągnie przyczepę z koniem. Chętnie się tym chwalą.

2. Przestrzeń

Land Rover Discovery jest duży, to raczej widać na samych zdjęciach. Ale przecież to auto, które ma niemal pięć metrów długości, ponad dwa metry szerokości i jest wyższe ode mnie. A mam 183 cm wzrostu. Discovery jest naprawdę, naprawdę WIELKI.

Tę przestrzeń czuć w środku i docenisz ją i jako kierowca, i jako członek rodziny. Fotele z przodu charakterystycznie dla modelu mają własne podłokietniki i to świetne rozwiązanie. Ale wygodnie jest nawet w drugim, a nawet całkiem w trzecim rzędzie, co nie jest oczywiste.

I nawet po rozłożeniu trzeciego rzędu bagażnik ma jeszcze 258 litrów. To oczywiście nie jest dużo, a już na pewno nie upchniesz tam bagaży tych siedmiu pasażerów, więc podróż w trasę w takiej konfiguracji jest czysto teoretyczna.

Ale po złożeniu trzeciego rzędu mamy… 1137 litrów. W "Disco" może więc jechać wygodnie piątka dorosłych osób i jeszcze mieć swój bagaż. A rodzina 2+3 to już w ogóle. Jeszcze pies się zmieści w bagażniku.

Tyle teoria. A praktyka? Discovery wybrałem się na weekend nad morze z żoną i półrocznym dzieckiem. Tak, wiem, to raptem trzy osoby. Ale: wózek (z gondolą!), fotelik samochodowy, cała masa różnych gratów, o których przydatności wiem od raptem kilku miesięcy – i co? Jeszcze ja bym się w tym bagażniku zmieścił.

3. Bezpieczeństwo

Discovery napakowany jest we wszelkie systemy (oraz asystentów) bezpieczeństwa, jakie można sobie tylko wyobrazić. Zresztą – mówimy o samochodzie, który ma... sonar. "Disco" na zgrabnej grafice informuje więc, czy woda, przez którą przejeżdżamy, nie jest zbyt głęboka.

Oczywiście akurat ta funkcja nie przyda się na autostradzie, ale Discovery to naprawdę bezpieczne auto. Pięć gwiazdek w testach zderzeniowych to oczywistość, ale w standardzie jest tu choćby asystent jazdy po pasie ruchu (przydatny w tak dużym aucie) czy adaptacyjny tempomat z funkcją jazdy w korku. O takich "błahostkach" jak front assist nawet nie wspominam.

Aha – asystent parkowania jest wprost genialny. Włączni z kamerami dookoła auta, które potrafią na ekranie multimedialnym stworzyć otoczenie auta w 3D. Parkowanie nigdy nie było prostsze. Czyli bezpieczniejsze.

A czy coś tu nie zagrało?

Zależy jak na to patrzeć. Materiały, z których wykonane jest wnętrze, choć mnie zachwycają, potrafią zaskrzypieć. Ale to raczej przy terenowej jeździe, podczas podróży autostradą nie powinniście niczego zauważyć.

Nie powala też średnica zawracania – 13 metrów to dużo nawet jak na auto takich rozmiarów. Zdecydowanie nieciekawe jest za to spalanie – dwulitrowy silnik w tak dużym aucie jest po prostu za słaby. Może i ma 300 koni mechanicznych 400 niutonometrów, ale po prostu jest wysilony.

A wysilony silnik lubi paliwko. 10 litrów na ekspresówce i nawet 12 na autostradzie – i to przy spokojnej jeździe. Pewnie też dlatego większość klientów decyduje się na zakup Discovery z większymi, trzycylindrowymi silnikami. Sprzedaż takich jak w teście jest marginalna.

Ale to nie zmienia faktu, że to świetne auto. Jeszcze dla porządku – cennik startuje od 323 tysięcy. Wersja taka jak w teście jest droższa o 50 tysięcy.